Quantcast
Channel: Sztuk Kilka
Viewing all 189 articles
Browse latest View live

Podróże Śladami Rzemiosła - w skarbcu antycznej bogini (odc.1)

$
0
0
Na samą myśl, że piszę do Was ten post mordka mi się śmieje. Spytacie, czemuż to? Dziś zaczynam nowy cykl postów: PODRÓŻE ŚLADAMI RZEMIOSŁA! Już od jakiegoś czasu chodził za mną ten pomysł, a elementem przełomowym stał się mój lutowy urlop :) Wtedy to, wraz z lubym wyruszyliśmy w samochodowe wojaże, na zachód gnał nas zew natury...a w zasadzie kultury! Pamiętam z lekcji polskiego, jak odróżnialiśmy pojęcia: NATURA i KULTURA, jakoś zapadło mi w pamięć, że to drugie, to wytwór człowieka. Wiecie, że tworząc wszystkie moje cuda współtworzę kulturę, Wy także! Czy to nie brzmi dumnie? :)


PODRÓŻE ŚLADAMI RZEMIOSŁA

Zanim pokaże wszystkie cudowności, które zebrałam dla Was w trakcie podróży, pokrótce opowiem, czym w zasadzie będzie nowa seria wpisów. Jak sama nazwa wskazuje, znajdzie się tu coś o podróżowaniu i o rzemiośle, lecz myli się ten, kto myśli że zabraknie to sztuki! Będzie jej cała masa, bo osobiście uważam, że rzemiosło również potrafi być sztuką. Wszystko zaczyna się od poznania tajników techniki, ale bez artystycznego zamysłu, co nam po nich? W takim razie wiemy już, że będzie duuużo o sztuce i o rzemiośle, oczywiście biżuterii pokażę Wam co niemiara, do tego dorzucę malarstwo i rzeźbę, i detale wszelkie. Ba! Nawet makiety średniowiecznych budowli ukażą swoje wdzięki, ale o tym na razie cicho sza! Zapomniałam dodać, że relacjonować będę wizyty zarówno w rodzimych placówkach, jak i zagranicznych, polecać miejsca godne odwiedzenia, zarówno te znane, jak i przypadkowo odkryte :)

Wiecie, jak planowałam mój ostatni urlop? Wiedziałam, że miejscem docelowym będzie Hiszpania, bo tam mój luby wybierał się na kursy ceramiki. W międzyczasie wpadło mi w oko największe w Europie Muzeum Biżuterii, więc sprawdziłam jego lokalizację. Potem na Pintereście zauroczyło mnie zdjęcie biżuterii René Lalique'a, secesyjnego artysty, a pod nim podpis Musée Lalique. Okazało się, że znajduje się ono ledwie półtorej godzinki drogi od poprzedniego! Cóż za piękny zbieg okoliczności i to jeszcze "po drodze" do Katalonii :) Ale o tym wszystkim będzie kiedy indziej, udajmy się wreszcie do skarbca antycznej bogini.


SCHMUCKMUSEUM PFORZHEIM 

Hen daleko, daleko, za górami, lasami i miastami, tam gdzie prowadzi Nas autostrada A2 (to ta, idąca od Warszawy) ledwie 1100 km od mego domostwa znajduje się raj dla oczu, duszy... byłby i dla dłoni, ale macać nie wolno. W niepozornym miasteczku o jakże łamiącej język nazwie: PFORZHEIM, mieści się największe w Europie Muzeum Biżuterii (właśnie to oznacza Schmuckmuseum). Za jedyne 3 euro możecie obcować z przecudną sztuką jubilerską od czasów antycznych, aż po współczesność. Do tego laik może zapoznać się także z podstawowymi technikami i narzędziami wykorzystywanymi w tym zawodzie od wieków. 

KILKA KROKÓW PO MUZEUM

Cała ekspozycja liczy sobie ponad 2000 egzemplarzy biżuterii i obejmuje 5000 lat ludzkiej działalności w tej dziedzinie! Naprawdę jest co oglądać. Zbiory zostały podzielone na działy i tak możemy zwiedzać część antyczną od starożytnej Grecji, przez Egipt po Etrusków. Na pięterku w tej samej części zbliżamy się do tzw. Wieków Średnich, i tak aż do końca XIX stulecia. Samą secesję dołączono do sali z biżuterią modernistyczną, gdzie znajdziemy także najnowsze okazy nie koniecznie jubilerskie :) W innej salce prym wiodą ozdoby etniczne, a w podziemiach ukrywa się przestrzeń z pracami twórców pochodzących w Pforzheim.

Starożytna Grecja, hellenizm, złoto + ametyst, 3-2 wieku p.n.e

To, by było na tyle, jeśli chodzi o skrócone zwiedzanie :) Dodam jeszcze, że byłam zachwycona sposobem prezentacji biżuterii. Widzicie tą bransoletę powyżej, nie dość że ona sama jest zawieszona na żyłkach, to znajduje się w gablocie podwieszonej do sufitu, którą można obejść dookoła! Do tego idealnie dobrane oświetlenie, prawie nigdy nie odbijające się w szybach, dzięki czemu mogłam zrobić całą masę fotografii (mam nadzieję, że ich jakość jest wystarczająca, by oddać choć ułamek uroku). Wiecie, jak trudno było mi powstrzymać się, by nie robić zdjęć wszystkim eksponatom? Od razu narzuciłam sobie pewien system: jedna gablota = zdjęcie 1-2 najlepszych wedle mnie przedmiotów + foto podpisu, bo takiej dobrej pamięci, to ja nie mam :D 

Starożytna Grecja, hellenizm, złoto + granaty, 1 poł. 2 wieku p.n.e

W SKARBCU ANTYCZNEJ BOGINI 

No dobrze już Was nie męczę tym pitu, pitu, tylko pokazuję co przykuło moją największą uwagę. Od razu zaznaczam, że dziś pokażę tylko to co powstało przed naszą erą, bo inaczej moglibyście dostać oczopląsu, epoko - pomieszania i jakiś palpitacji od nadmiaru szczęścia i bodźców wzrokowych. Nie wiem, jak udało mi się tego uniknąć na miejscu, widać jakiś cud :D Wszystkie prace podpisałam wedle tego co było na muzealnych tabliczkach :)

Północna Persja, bransoleta na ramię, brąz, 8-7 w. p.n.e

Celtycka bransoleta, brąz, 2 poł. 8 w. p.n.e.

Starożytny Egipt, 19-20 dynastii, amulet oko Uzat, fajans, 1300-1100 r. p.n.e.

Zasadniczo starożytność stoi złotem, więc na przekór na początku pokazuję dwie bransolety z brązu (perską i celtycką) oraz egipskie oko z fajansu. Cała reszta to pięknie połyskujące, ciepłe złoto czasami przeplecione drobnym kamykiem, zwykle granatem lub ametystem. Przyjrzyjcie się precyzji wykonania tych przedmiotów, tej drobnej granulacji (nalutowane na powierzchnię mini kuleczki). Wiecie, że Etruskowie są nie do pobicia w tej technice? Mimo,że jesteśmy dużo bardziej zaawansowani technicznie od tej starożytnej kultury, to nie potrafimy powtórzyć tak drobnych granulek, jakich oni używali przy tworzeniu biżuterii!

Etruskowie, bransolety, złoto, 7 w. p.n.e

Etruskowie, broszka / spinka, złoto, 600 r. p.n.e

Persja, kolczyk, złoto, 1200 - 1000 r. p.n.e

Centralna Europa, kolczyki, złoto, epoka brązu.

No i tu jest pies pogrzebany, bo chyba zrobiłam zdjęcie złemu podpisowi, wedle niego jest to nakrycie głowy z zachodniej części Azji Mniejszej, złoto, 4 w. p.n.e, ale rąsi sobie za to uciąć nie dam :)

Widzicie tą cudowność, mi to szczęka upadła od razu! Od początku musiałam ją trzymać na swym miejscu, ale ten "wianuszek" powalił mnie na kolana. I nie chodzi tu o to, że najbardziej podoba mi się z przedstawionych dzisiaj artefaktów, bo wcale nie, bardziej wielbię dzieła Etrusków. Za to delikatność tej materii i realistyczny wygląd jest niesamowity. Złote płatki wyglądają jak wysuszone listki sprzed setek lat. Bardzo chętnie dowiedziałabym się w jakim stanie ta biżuteria była, gdy ją odnaleziono? Czy wymagała wiele pracy i wkładu współczesnych twórców i konserwatorów, czy też może była skryta w jakimś bezpiecznym miejscu pochówku? Zawsze fascynowała mnie także"droga przedmiotu", dla kogo powstał, kto go stworzył, jakie były jego koleje losu... przez ile dłoni przeszedł, jak obszedł się z nim czas i jak to się stało, że trafił tu a nie uległ zniszczeniu przez te wszystkie wieki... Takie sobie gdybanie i dywagacje :D

Starożytna Grecja, hellenizm, złoto + granaty,  2 w. p.n.e

Schmuckmuseum Pforzheim

Oto i samo muzeum, prawda że wygląda niepozornie? A ta istotka na schodach to oczywiście ja :D W niedzielny poranek byliśmy pierwszymi zwiedzającymi, niestety mieliśmy mało czasu. Musieliśmy od razu ruszać do Francji, do Muzeum René Lalique'a, bo okazało się że w lutowe poniedziałki jest ono nieczynne, co bardzo psuło Nam szyki. Na szczęście wzięłam lepszy aparat i dzięki zdjęciom mogę się teraz cieszyć i dzielić wrażeniami także z Wami :D

ZAGADKA

A na koniec mini zagadka dla uważnych oglądaczy i fanów antycznej biżuterii. Poniższe zdjęcie przedstawia złotą, misterną bransoletę. Powyżej mogliście obejrzeć twory z różnych kultur i okresów, pytanie zatem brzmi:

Z jakiego mniej więcej okresu i kraju pochodzi owa bransoleta? 


Odpowiedzi udzielę w następnym odcinku albo pod Waszymi komentarzami. Oczywiście mam do Was jeszcze jedno pytanko, czy podoba się Wam pomysł na nowy cykl? Z chęcią poczytacie o innych ciekawych miejscach około rzemieślniczych?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************




Biblioteka Kamieni odc. 11 - Lapis Lazuli i Salvador Dali?

$
0
0
"Oprócz błękitnego nieba, nic mi dzisiaj nie potrzeba...", jak głoszą słowa pewnej piosenki. Trochę sparafrazowałabym ten tekst, zamieniając błękit na lazuryt i dodając do tego sporą dawkę słońca :D Właśnie zastanawiam się, czy mam w swojej twórczości biżuterię z wykorzystanym LAPIS LAZULI, już przyszły mi do głowy trzy przedmioty, czyli nie jest tak źle. Zaraz przejrzę także fotografie z mojej ostatniej podróży po Muzeum Biżuterii w Pforzheim, o której pisałam TUTAJ, może i tam coś się znajdzie. W tym odcinku macie także okazję zobaczyć mini fragment zmian graficznych, które zajdą na blogu - nowy szablonik do pierwszego zdjęcia :) Podoba się?


PODRÓŻUJĄC Z MARCO POLO

Właśnie przyglądam się powyższemu zdjęciu i stwierdzam, że ten piękny lazurowy odcień wydaje mi się taki nienaturalny, a przecież jest wytworem natury. Ta intensywność niebieskiego barwnika jest niezwykła, to pewnie między innymi z tego powodu w 1271 roku Marco Polo wspominał o tym kamieniu w relacjach ze swoich wypraw. Kiedyś święcił swoje triumfy w świecie starożytnym, lubowali się w nim Egipcjanie, mieszkańcy Mezopotamii, Grecy i Rzymianie, dziś nie należy do najpopularniejszych kamieni, ale kto wie, może jeszcze przeżyje swój renesans. 

Może nie ma tu zbyt dużo lapis lazuli, ale zawsze coś :)
  •  Chemicznie rzecz ujmując, lapis lazuli jest połączeniem wapienia z lazurytem i pirytem (złociste błyski) oraz kalcytem (białe plamki)
  • „Lapis” z łac. oznacza kamień, natomiast „lazuli” i „lazuryt” wywodzą się od perskiego słowa „lazhuward” i łac.„lazulum” – niebie, niebieski, niebiański.
  • Lapis lazuli po raz pierwszy opisano już w 2650 lat p.n.e. w sumeryjskim eposie o Gilgameszu.
  • W przeszłości skałę mielono i mieszano z olejem, dla uzyskania barwnika – ultramaryny (w tłum. „ponad morzem”). W 1828 roku zaczęto wytwarzać syntetyczną ultramarynę.
  • Starożytni Egipcjanie używali go w dużych ilościach przy ceremoniach religijnych.
  • Popularność zdobył także na terenie Mezopotamii, Persji oraz w starożytnym mieście Ur, które handlowało tym minerałem. Lazurowy kolor był bardzo ceniony, właśnie taki odcień posiadały klinkierowe płytki, zdobiące powierzchnię Bramy bogini Isztar, wzniesionej w Babilonie za panowania Nabuchodonozora II
  • Grecy i Rzymianie przyznawali go jako nagrodę za odwagę.
  • Starożytni czasem określali go nazwą „sapphirus” (niebieski), która obecnie zarezerwowana jest dla niebieskiej odmiany korundu – szafirów.

Kolejny lapisowy mikrusek :)
  • W XVII wieku lapis – lazuli był używany jako środek zapobiegający poronieniom, epilepsji i demencji.
  • Wartość lapis zależy od nasycenia i zawartości lazurytu.
  • Barwy od zielonkawo – niebieskiej do fioletowo – niebieskiej.
  • W latach 70. XX w. w laboratoriach Gilsona wyprodukowano imitację lapis, ale była ona bardzo porowata. Inne imitacje wykonuje się z barwionego jaspisu („szwajcarski lapis”).
  • Największe złoża znajdują się w dolinie rzeki Kokcha w Afganistanie

CIEKAWOSTKA: 
  • Słabo wybarwione lapisy zanurza się w roztworach barwiących, aby wykryć fałszerstwo wystarczy przetrzeć kamień wacikiem nasączonym alkoholem.

BIBLIOGRAFIA: 
oOldershaw Cally, Ilustrowany Atlas Klejnotów i Kamieni Szlachetnych, Warszawa 2008.
oHochleitner Rupert, Minerały, kamienie szlachetne, skały, Warszawa 2010.
oHall Cally, Gemstones, Londyn 2002.
oInformacje z cyklu wykładów prowadzonych w ramach Zawodowego Kursu Kwalifikacyjnego w zawodzie Złotnik – Jubiler, Warszawa 2012 – 2013.



ESTETYCZNA UCZTA Z SALVADOREM DALI

Niestety wśród podróżniczych zdjęć z Pforzheim nie znalazłam ani jednego lapiska, a myślałam że będzie coś w twórczości egipskiej, za to na wysokości zadania stanął sam SALVADOR DALI! Przyznać się szczerze, kto z Was wiedział, że Salvador projektował także biżuterię oraz przedmioty złotnicze, bo niektóre z nich mocno wykraczają poza ramy tej pierwszej? Gdy wchodziłam do muzeum przeznaczonego tylko tej gałęzi jego działalności nie spodziewałam się aż takiej ferii kształtów, barw i niesłychanych egzemplarzy minerałów, choć w zasadzie po Dalim można było spodziewać się wszystkiego :) O całej wizycie opowiem Wam kiedy indziej w odcinku Podróży Śladami Rzemiosła. A teraz delektujcie swoje zmysły! :D






Prawda, że niezwykłe konstrukcje? Zabrakło mi tylko podpisów pod pracami, jestem maniakiem tytułów i dat, to takie skrzywienie po studiach z historii sztuki :D  Mam nadzieję, że spodobał się Wam taki nietypowy dodatek artystyczny.


Trzymajcie się ciepło i lazurowo!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Tajemnica głębin kryje się w procesie twórczym.

$
0
0
Dziś będzie długo i namiętnie, więc przyrządź sobie kawkę lub inny cudny napój :) POCZEKAJ I NIE UCIEKAJ!!! Powiedziałam, że będzie długo co nie znaczy, że będę przynudzać. Po raz kolejny uchylę Ci rąbka tajemnicy i pokażę powstawanie biżuterii od podstaw, więc przygotuj się na sporą dawkę wiedzy i zdjęć :) Wreszcie udało mi się obmyślić, jak nazwać posty, w których dzielę się etapami pracy. Nie pasowały mi epitety typu: krok po kroku, od projektu do realizacji... bo trochę nasuwały skojarzenie z instrukcją typu "zrób to sam", a nie oto chodzi w tych wpisach. Nagle mnie oświeciło i przyszły mi do głowy dwa proste słowa: PROCES TWÓRCZY, gdy zobaczysz w tytule postu lub na pierwszym zdjęciu taki napis, wiedz, że podejrzysz mnie przy pracy :D


TAJEMNICE GŁĘBIN

Cóż kryje się w morskich głębinach? Nie od dziś ten nieprzenikniony świat fascynuje ludzi, którzy od wieków opowiadają niestworzone historie, badają i zachwycają się tym, co natura potrafiła stworzyć pod wodą. "Podwodny Świat", to jedna z ostatnich inspiracji w konkursie Royal Stone, pomysł na realizację przybył do mnie niespodziewanie. Akurat spędzałam urlopowy poranek na plaży w urokliwym miasteczku Roses, tuż nad Morzem Belearskim. Hiszpańskie słońce, jak na luty grzało niesłychanie, a wiatr dął jakbym była w górach, do tego pustka, bo do sezonu jeszcze daleko. Spacer po piasku w zimowych butach i puchowej kurtce skończył się zbiorem uroczych muszelek, wyrzuconych przez fale na brzeg. I właśnie taka karbowana muszla stała się punktem zapalnym mojego naszyjnika, chętnie wykorzystałam ten morski podarunek.


Roses, prowincja Girona, Katalonia, Hiszpania :)

REPUSOWANIE, TO DOPIERO WYZWANIE!

Pozostawmy te wspominki na inne dni i wróćmy do naszyjnika, zanim pokażę Ci jego powstawanie zacytuję samą siebie. Do zdjęć każdej pracy przesyłanej na konkurs trzeba dołączyć notkę, uzasadniającą w jaki sposób biżuteria nawiązuje do tematu:

"Podwodny świat pełen niesłychanych stworzeń, zagadkowych roślin, istot które wykraczają poza naszą wyobraźnię. Przestrzeń nieodkryta, która tylko czasem dopuści nas do swoich tajemnic. Przez lata obrosła w wiele legend powtarzanych przez marynarzy, bo to co nieznane musi być nadprzyrodzone. I tak ryby dostawały skrzydeł i przelatywały nad statkami, a macki gigantycznych kałamarnic potrafiły zatapiać okręty. Na szczęście mój stwór z głębin lubuje się w muszlach, kto wie może szuka kolejnej perły do swojej kolekcji?"


A teraz wróćmy do meritum, pomysł jest, szkic również, nadszedł czas na decyzję, jaką techniką to ustrojstwo wykonać? Lubię wyzwania, ale równie mocno się ich boję, dość długo dojrzewałam do techniki repusowania, choć narzędzia niezbędne do niej posiadam już od czerwca zeszłego roku :) Pokrótce napiszę Ci czym jest repusowanie, bo nie wiem, czy już kiedyś spotkałeś się z tym określeniem.

REPUSOWANIE:
  • Inaczej zwane trybowaniem / forming'iem, najłatwiej rzecz ujmując jest to ozdobne kształtowanie blachy,
  • Technika znana już od starożytności, obecnie niewiele osób ją stosuje, a jeszcze mniej dobrze się na niej zna.
  • Co ważne blacha jest formowana na zimno, czyli po podgrzaniu blachy studzimy ją i dopiero nadajemy kształt (odwrotnie niż przy kuciu przedmiotów przez kowala)
  • Do pracy z metalem używamy młotków repuserskich / cyzelerskich i puncyn, niezbędne jest też "miękkie kowadło", czyli podłoże, które pod wpływem uderzeń w blachę również będzie się lekko odkształcało. Jako podkładka może służyć drewno, ołów, czy smoła, do której mocujemy blachę (nie jest to taka smoła, jak na dachy, po prostu tak się ją nazywa :D)
  • W trakcie pracy bardzo ważne jest by co jakiś czas metal wygrzewać, bo poprzez młotkowanie ulega on utwardzeniu (pisałam o tym procesie w poście: WYGRZEWANIE)
  • Do najbardziej znanych przedmiotów wykonanych w tej technice należą: mykeńska maska Agamemnona czy Statua Wolności.

Owa smoła powinna być w czaszy cyzelerskiej, ale jeszcze do tego dojrzewam, choć ową żeliwną michę już mam :)

NO TO ROBIMY ZADYMĘ!

Na początek albo usprawiedliwienie muszę dodać, że jest to moja pierwsza praca z wykorzystaniem tej techniki, więc bądź łaskawy w swej ocenie, a jeśli widzisz jakieś moje błędy - daj mi o tym znać! 

W pierwszym kroku wyżarzyłam blachę, przeniosłam na nią rysunek macki i przymocowałam do smoły. Masa do repusowania łatwo rozpuszcza się po podgrzaniu, użyłam do tego wypalarki, bo płomień palnika byłby trochę za mocny. Zanurzyłam miedź w smole i poczekałam, aż się ustabilizuje. W tym momencie mogłam rozpocząć repusowanie przy pomocy poniższych puncyn i młotków, które możesz obejrzeć we wpisie o MŁOTKACH.


Tak prezentowała się blacha po pierwszym przemłotkowaniu, czyli zaznaczeniu konturu oraz na rewersie, który teraz będzie kształtowany. Po odczepieniu blachy od smoły musiałam pozbyć się resztek masy przy pomocy płomienia. Strasznie to dymiąca robota, muszę pomyśleć o jakimś porządnym wyciągu, bo ciągłe wietrzenie nie jest najlepszym rozwiązaniem. Oczyszczona i wygrzana blacha znów ląduje na miękkim kowadle, tylko nie zapomnijmy jej odpowiednio odwrócić :D




Widać już pierwsze efekty pracy, JUPIII!!! No to jeszcze raz odwracamy, czyli powtarzamy poprzedni proces. Tym razem musimy pamiętać, by to wgłębienie wypełnić smołą w przeciwnym wypadku pod blachą może pozostać pęcherzyk powietrza, czyli jeden z największych wrogów repusera :D Teraz będziemy obniżać tło wokół wzoru.



Ależ miedź potrafi dać przecudne kolory, szkoda, że są nietrwałe i nigdy nie powstają wtedy, kiedy człowiek by chciał. Za to macka nabiera już konkretnych kształtów. Oczywiście powyższe zdjęcie wykonałam po kolejnym obróceniu, jeszcze troszkę pogłębiłam wzór i wzięłam się za... drugą odnogę potwora. Ale tak naprawdę to już było następnego dnia, bo ta macka zajęła mi 6 h pracy, no i dalsze stukanie młotkiem po godzinie 21:00 mogłoby być źle odebrane przez współdomowników... Ten długi czas wykonania rzecz jasna wynika z braku wprawy w tym zajęciu, drugi element poszedł trochę szybciej. Po zakończeniu repusowania zbędną blachę odcięłam i zajęłam się pozostałą metaloplastyką.



Wedle planu obie repusowane macki trafiły na wierzch kompozycji, natomiast pod spód podłożyłam młotkowane elementy, które wystukałam na zwykłym kowadle. Po zlutowaniu macek w dwie grupy zdecydowałam, że całą kompozycję troszkę rozszerzę względem rysunku, by lepiej układała się na dekolcie. Fragmentem łączącym obie części jest baza pod muszlę ze srebrnymi łapkami. 



 Och nie mój potwór próbuje uciec!!! :P



Mam nadzieję, że różnica między łapkami repusowanymi i młotkowanymi jest widoczna nie tylko w moich oczach. Dzięki temu zabiegowi chciałam uzyskać lepszą głębię. Przed zakuciem muszli całość trafiła do mocnej oksydy, ach ta miedziana czerń!



Na sam koniec pozostawiłam przecieranie blachy dla lepszego wydobycia faktur oraz doczepienie sznura pereł naturalnych (hodowanych). Wreszcie znalazłam na nie zastosowanie! Z tego sznura pozostały mi jedynie trzy sztuki :)



Choć naszyjnik nie należy do najmniejszych, to jednak jest lekki i wygodny w noszeniu, sama trochę się zdziwiłam, myślałam że bardziej odczuję go na szyi. Tradycyjnie na koniec zostawiłam zdjęcia produktowe i na mnie, dla lepszego oglądu całości.





Przeżyłeś? No to cudownie, w takim razie do zobaczenia w kolejnym wpisie, może wreszcie wezmę się za dalszy ciąg Fotografii Produktowej, a może wolisz nowy odcinek Warsztatu Jubilera i słów kilka o walcarce albo pilnikach... lub jakiejś tajemnej technice złotniczej?

P.S. Jak podoba Ci się graficzka na pierwszym zdjęciu?

Trzymaj się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 11 - piłujemy pazurki, czyli trochę o PILNIKACH i SZMERGLOWANIU

$
0
0
Mam nadzieję, że poprzednie odcinki WARSZTATU JUBILERA przybliżyły Ci podstawowe narzędzia i etapy działań z metalami. Zapewne zapomniałam o jakimś istotnym kroku, ale traktuję ten cykl, jako rodzaj podpowiedzi i przybliżenia tematu jubilerstwa, a nie kurs. Nota bene, czy zainteresowałby Cię kurs z tej tematyki? Taki porządny z opisem wszystkich kroków i niezbędnych narzędzi, i do tego w wersji on-line?Ostatnio dziwne rzeczy chodzą mi po głowie :P Ten wpis początkowo miał wyglądać zupełnie inaczej, ale wszystko skasowałam... no dobra skopiowałam do pliku tekstowego i zapisałam sobie na przyszłość :) Dlaczego? A no, bo nie po kolei, by wyszło i mnie to dręczyło niesamowicie. Już prawie witało się z Tobą polerowanie i wykańczanie powierzchni, no ale jak o tym mówić, gdy nie wspomniałam jeszcze ni słowa o PILNIKACH i szlifowaniu, a bez tego ani rusz!


PILNIK, PILNIKOWI NIE RÓWNY

Podkreślenia wymaga fakt, że szlifowanie ma swoje określone etapy. W większości przypadków nie wystarczy nam pilnik z jedną ziarnistością, musimy zaopatrzyć się chociaż w kilka sztuk i to o różnych kształtach. Większość moich pilników... w zasadzie 99,9% to pilniki używane, odkupione od innych jubilerów lub osób, które zajmują się obrotem używanymi narzędziami. Polecam przeszperanie wszelkiego rodzaju portali aukcyjnych, czasem można trafić na jakąś perełkę. Przedstawione poniżej pilniki kosztowały mnie łącznie ok. 200 zł. To naprawdę bardzo mało, biorąc pod uwagę, że ceny profesjonalnych, nowych pilników oscylują w przedziale: 30 - 200 zł za sztukę! 

A co z pilnikami dostępnymi w marketach? Cóż, radzę raczej poodkładać trochę pieniążków do skarbonki i przeznaczyć na lepszy jakościowo produkt. Co prawda wśród mojego zbioru znajduje się jedna marketowa sztuka, której używam do zgrubnego piłowania miedzi. Czy już wspominałam, że jeśli pracujemy w różnych metalach, topowinniśmy posiadać oddzielne pilniki do nich? No to właśnie przestrzegam Cię o tej zasadzie :D W rowkach pilników pozostają opiłki metali, jeśli przypadkowo nam się zmieszają, mogą np. dostać się na lutowany przedmiot i popsuć nam pracę (miedź w końcu zachowuje się trochę inaczej niż srebro). Ten aspekt jest szczególnie istotny jeżeli zbieramy opiłki srebra do ponownego przetopienia, nadmiar miedzianych opiłków może spowodować zmianę próby metalu, który wyjdzie nam po stopieniu. Wiem, jeszcze nie opowiedziałam Ci o próbach i cechach metali, ale na pewno nadrobię to w kolejnych odcinkach.

Tego wielkiego pilnika w życiu nie użyłam, ale był w zestawie, który trafił mi się okazyjnie, kto wie może kiedyś będę robić coś wielkiego :D

PODZIAŁ PILNIKÓW

Czas na konkrety! Pilniki możemy podzielić wedle gradacji powierzchni ściernej oraz kształtów i wielkości. Z przekrojami pilników jest w zasadzie prosto: płaskie, półokrągłe, kwadratowe, okrągłe trójkątne... Mi najwygodniej korzysta się z płasko - półokrągłych, bo mogę ich użyć zarówno do płaskich powierzchni, jak i np. do wyszlifowania wnętrza obrączki. Bardzo przydatny jest także pilnik kwadratowy (do kantów wszelkich) oraz okrągły (do wyrównania niedużych otworów wycinanych piłką - tu słów kilka o CIĘCIU I PIŁKACH WŁOSOWYCH). 

Wielkość pilników jest zależna od tego, cóż chcemy nimi obrabiać, nie ma sensu kupować kompletu dużych pilników, jeśli wycinamy mikro ażury. Do nich idealnie nadają się mini pilniczki (10 cm długości) pokazane poniżej. Przyznam szczerze, że nie spotkałam się z takimi w sprzedaży, ten zestaw otrzymałam od koleżanki, a ona miała go od jakiegoś wiekowego jubilera... Może uda Wam się takie upolować, polecam je gorąco. Szukajcie zestawu w futerale (widoczny na zbiorczym zdjęciu pilników w lewym górnym rogu).


Za to bez problemu znajdziecie w sklepach tzw. iglaki, wyglądają podobnie, jak pilniczki powyżej, ale mają ok. 15 cm długości, nie wyobrażam sobie pracy bez posiadania kilku egzemplarzy. Często są sprzedawane w zestawach po 10 sztuk, ale w tym wypadku również szerokim łukiem omijajcie markety, lepiej udać się do sklepu z narzędziami jubilerskimi.


Teraz czas na kilka nowych pojęć, zasadniczo muszę się przy tym posiłkować notatkami z kursu jubilerskiego, bo nigdy nie pamiętam nazw pilników, które są im przypisane według numeracji (a numery wedle grubości nacięć :).

ZDZIERAK - nr. 0 (bardzo grube ostrza, nawet takiego nie mam, przydatny raczej przy ślusarstwie)
RÓWNIAK - nr. 1
PÓŁGŁADZIK - nr. 2
GŁADZIK - nr. 3 (od tego pilnika zwykle zaczynam zgrubne zbieranie materiału)
PODWÓJNY GŁADZIK - nr. 4 (tym wyrównuję powierzchnię)
JEDWABNIK - nr. 5 / 6 (moja ulubiona nazwa :D hmmm...ale ten jakoś niezbyt często trafia w moje ręce, zwykle przeskakuję od razu do pilnika diamentowego, który możecie obejrzeć poniżej. Ten pilnik jest zwykle zbyt drobny do srebra, które zapycha nacięcia.)
PILNIKI DIAMENTOWE - pilniki z nasypem diamentowym, nie mają nacięć kierunkowych. Często można trafić na pilniki diamentowe (iglaki) w marketach budowlanych, ale jakość pokrycia diamentowym nasypem jest marna.


Dlaczego ta gradacja jest taka istotna i dobrze mieć pilniki o różnej grubości cięć? Pilniki o nr. 3 są dobre do szybkiego usuwania nadmiaru blachy albo rozlanego lutu, jeśli taki wypadek się nam zdarzy. Jednak taki pilnik pozostawia widoczne ślady linii, powiedziałabym bardzo widoczne. Gdybyś jednak taki naddatek metalu próbował usunąć pilnikiem nr. 5, gwarantuję Ci, że umęczysz się niemiłosiernie i rozwiniesz zdolności w łacinie... podwórkowej. Podobnie będzie, jeśli po użyciu pilnika nr. 3 nie zastosujesz innego o drobniejszych cięciach, tylko od razu zapragniesz wypolerować przedmiot, pozostaną na nim głębokie rysy. 

Na zdjęciu możesz sobie porównać różnicę pomiędzy powierzchnią pilnika o nr. 1 i 6.

Zatem już wiesz, by uzyskać jak najlepszy efekt powierzchni swojej biżuterii musisz zastosować pilniki o różnej gradacji, u mnie zwykle jest to kolejno: nr. 3, 4 i diamentowy :) Ale, ale to nie wystarczy by rzucić się już do polerowania, najpierw trochę poszmerglujmy...

NO TO SZMERGLUJEMY! (nie szmuglujemy :)

Cóż oznacza to tajemnicze słówko pochodzenia niemieckiego? Szmerglowanie w nomenklaturze jubilerskiej, to wyrównywanie powierzchni przedmiotu za pomocą papieru ściernego, by nadać jej gładsze lico i usunąć ślady po pilnikach. Oczywiście w tym wypadku również istotna jest kolejność działań, a raczej użytych papierów. Zaczynamy od papierów o grubszej ziarnistości (oznaczone mniejszym numerem, np. 100), przez średnie (600, 800), po bardzo drobne (1000, 1200). Dzięki temu zabiegowi powierzchnia będzie już na tyle gładka, że polerowanie powinno pójść nam z łatwością. A wiesz z czego powstaje powierzchnia papieru ściernego? Tu Cię może zaskoczę... z kamienia, a dokładnie z pyłu korundu. Kamienie z tej rodziny są drugie w kolejce co do twardości, stoją tuż za diamentem. Wśród korundów znajdziemy między innymi: rubiny i szafiry, ale oczywiście nikt ich nie niszczy do stworzenia papieru ściernego :D


KUPUJEMY UŻYWANE PILNIKI

Kupując pilniki z odzysku warto zwrócić uwagę na kilka szczegółów. Jeśli możemy obejrzeć je osobiście spójrzmy na stan ich zużycia, czy nacięcia są wyraźne, czy może jednak gdzieniegdzie się wytarły. Zwróćmy uwagę także na oznaczenia. Nie ma co kupować pilników "no name", jedynie z namalowanym numerkiem albo i bez niego. Na zdjęciach pokazałam kilka znaków firmowych, stosowanych na pilnikach dobrej jakości. Do najlepszych należą pilniki szwajcarskie, ale za tą jakość trzeba słono zapłacić. Bardzo dobre są także pilniki naszej rodzimej produkcji oznaczone trójkątem z kreseczką, umieszczony w okręgu albo napisem.




RADA PRAKTYCZNA

Na sam koniec pewna rada praktyczna, która może Ci się przydać przy samym procesie piłowania. Pamiętaj: działajmy pilnikiem tylko w jednym kierunku! Czyli nie machamy pilnikiem po przedmiocie w tą i z powrotem, tylko od siebie. Potem odrywamy pilnik od przedmiotu, przykładamy spowrotem i znów szlifujemy od siebie. Zastanawiam się, czy to brzmi dla laika zrozumiale? Daj mi znać jeśli coś jest niejasne :D Aaaa i nigdy, ale to przenigdy nie piłujcie w powietrzu, oparcie jest bardzo ważne, a z powietrznych akrobacji powstają tylko krzywizny :D


P.S. Podoba Ci się moja nowa graficzka na pierwszym zdjęciu? Powoli zmieniam niektóre elementy wizualne, by były spójne :) Co prawda mam świadomość, że profesjonalny grafik patrząc na nie pomyśli sobie: "grafik płakał, jak projektował", no ale może nie jest tak źle :P

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Fotografia Produktowa cz. 4 - nierówna walka ze światłem i cieniem :)

$
0
0
Fiu, fiu... minęły już ponad dwa miesiące od ostatniej części FOTOGRAFII PRODUKTOWEJ, widać po głowie chodziły mi inne priorytety. Jednak, gdy się głębiej nad tym zastanowię, to okazuje się, że po prostu nie chciało mi się wziąć za ten odcinek! Tak po ludzku... widziałam przed sobą ogrom pracy, który muszę ogarnąć i skumulować w jeden wpis, bo nie chciałam dzielić go na drobne. Jednak udało się!!! Mam nadzieję, że i Ty tak pomyślisz, gdy przebrniesz do końca. Żywię jeszcze jedną nadzieję, że te wszystkie moje fotograficzne próby i przykłady przyniosą Ci realny pożytek :) Zatem zacznijmy naszą przygodę ze światłem i cieniem, czyli OŚWIETLENIEM!

P.S. Na końcu czekają na Ciebie aż DWIE NIESPODZIANKI, ale ich termin przydatności mija po 10 kwietnia 2016 roku :)


ŚWIATŁO, TO NIE TYLKO ŻARÓWKA!
Rozpisałam sobie cały plan tego posta, wiesz czemu? Bo choć będę mówiła tylko o jednym aspekcie fotografii produktowej, czyli o oświetleniu, to przy okazji muszę zahaczyć jeszcze o kilka bardzo ważnych kwestii. Niestety sama żarówka o dobrym kolorze światła nam nie wystarczy, musimy się trochę bardziej postarać. Dodam, że poniższe rady kieruję zarówno do osób, które dopiero zaczynają i tych, którzy chcą już zainwestować w jakiś sprzęt. Zatem pojawią się metody domowe, czyli tanie oraz kilka fotograficznych artefaktów, które bardzo ułatwiają życie. Jesteś gotowy? No, to ruszamy!

OŚWIETLENIA 6 GRZECHÓW GŁÓWNYCH

Jak w każdej dziedzinie, tak i w fotografii jest kilka ważnych zasad, których trzeba przestrzegać, a w zasadzie warunków otoczenia, których należy unikać, jak ognia :D Poniżej przedstawiam kilka przykładów, później będą także porady, jak niektórym rzeczom zaradzić, czasem w bardzo łatwy sposób. Większość zdjęć pokazanych w tym wpisie nie była w żaden sposób retuszowana, ustawienia aparatu zostawiłam automatyczne (chyba, że podpis na zdjęciu mówi inaczej), bo o aparatach i ich możliwościach będzie inny post, tak samo o obróbce graficznej. 

P.S. Wszystkie fotki robiłam "z ręki", ale mój aparat posiada funkcję stabilizacji obrazu. Jeśli zależy Ci na wyraźnych zdjęciach i nie przemęczeniu dłoni, to zainwestuj nawet w najprostszy statyw, jeśli jeszcze Twój aparacik posiada funkcję wykonania zdjęcia z 1-2 sekundowym opóźnieniem, to też może ci się przydać :)

1. Zbyt mocne sztuczne światło, do tego jednostronne.

2. Mocne światło słoneczne.

3. No dobra, jednak chyba lampa błyskowa jest czymś najgorszym z najgorszych! Jeśli nie macie specjalnych lamp błyskowych (są połączone z aparatem i reagują na jego błysk) albo lampy, którą możecie skierować w innym kierunku niż przedmiot (wtedy w zasadzie przedmiot zostanie oświetlony światłem odbitym), to nie używajcie lampy!

4. Zbyt zacienione miejsce (brak oświetlenia przy słabym dziennym świetle).

5. Za mocne światło od dołu, spłaszczające przedmiot

6. Źle dobrany kolor światła (po lewej lampa sufitowa - świetlówka, po prawej zwykłe domowe żarówki o ciepłym kolorycie).

KILKA SŁÓW O ŻARÓWKACH

Skoro głównym wątkiem ma być oświetlenie, to od niego powinnam zacząć mój wywód. Jak już wspominałam wcześniej oraz jak widać na powyższym zdjęciu, światło ma swój kolor / barwę / odcień. Obecnie żyjemy w cudnych czasach i bez problemu możemy znaleźć w markecie żarówki o różnej barwie, ciepłe światło, czy może jednak przypominające dzienne? Ciekawe, co by na to powiedział Edison... i Swan, który w zasadzie był ciut szybszy od  Thomasa w swym wynalazku.

Wróćmy jednak do barwy, która jest niezwykle istotna przy fotografii produktowej. Ciepłe światło (tzw. barwa ciepła biała 2700 - 3200 Kelwinów) jest bardzo przyjazne, gdy chcemy stworzyć klimatyczne miejsce, nadać mu uroku lub półmroku. Natomiast jest wrogiem fotografii produktowej, gdyż zupełnie zmienia kolorystykę naszego obiektu, wszystko nabiera owej jednolitej, ciepłej tonacji, trudniej także złapać ostrość na przedmiocie.

Światło zbliżone do dziennego (barwa neutralna biała 4000-5000K) daje już dużo lepsze rezultaty. Jego efekt jest zbliżony do promieni przechodzących przez okno, tyle że możemy nim dowolnie manewrować, z oknem byłoby dużo trudniej :) Takie żarówki znajdziemy we wszystkich sklepach z działem elektrycznym. Na początek, jest to całkiem dobre rozwiązanie, bo możemy takich żarówek używać przy codziennych czynnościach. Ten odcień jest nawet polecany, jeśli dużo pracujemy w ciemnych pomieszczeniach. Ja tak właśnie mam w pracowni, która niegdyś była sypialnią i nikt nie myślał wtedy o dużych oknach, zatem musiałam zamontować sobie dodatkowe słonko na suficie.


A tak przy okazji wyglądają zdjęcia zrobione bezpośrednio pod tą lampą. Po prawej stronie widać wersję "zmiękczoną", którą uzyskałam trzymając nad przedmiotem zwykłą kalkę techniczną :)

Profesjonalne żarówki idealne do fotografii nie będą nadawać się do codziennego użytku ze względu na zbytnią jasność, wręcz oślepiającą ( jest to coś pomiędzy barwą naturalną białą a barwą zimną, ja używam żarówek 5500 K). Te o większej ilości Kelwinów będą dawały na zdjęciach niebieskawy odcień. Dodam, że moje żarówki są dość duże - ok. 23 cm i służą mi już ponad dwa lata, a mam ich trzy sztuki.



SĄ ŻARÓWKI I CO DALEJ?

Same żarówki nas nie zbawią, choć będą na pewno dobrym początkiem. Do owych żarówek potrzebujemy: a) lampki (bynajmniej nie wina :) lub b) statywu. W moim przypadku są to trzy statywy, bo gdzie ja takie giganty bym wkręciła :D 

Teraz wejdziemy w kwestie szczegółowo - sprzętowe. Wspominałam już, że żarówki fotograficzne dają bardzo mocne światło, dlatego musimy nasz przedmiot niejako uchronić przed jego działaniem. Metod osłonięcia może być kilka:

1. PARASOLKI- mocujemy je do statywów. 
W swojej kolekcji posiadam wersję białą oraz czarno - srebrną. Pierwsza przepuszcza rozproszone światło, natomiast zadaniem drugiej jest odbijanie owego światła. Dlatego te drugie ustawiamy żarówką do przedmiotu, nota bene właśnie dzięki przygotowaniom do tego wpisu przekonałam się do nich. Dały dużo lepsze efekty niż się spodziewałam... wcześniej oczywiście musiały przeleżeć ze trzy latka :D




2. SOFTBOX- dosłownie zmiękczające pudełko :) 
Taka też jest jego funkcja, ma sprawiać by światło utraciło swoją jaskrawość, daje trochę inne rozproszenie światła niż parasolki. Softboxy często możemy spotkać w studiach fotograficznych, ale tam są o wiele większe niż ten mój egzemplarz i czasem posiadają lekko ciepły kolor tkaniny przepuszczającej blask żarówki (zwykle służą przy fotografowaniu istot żywych, które lepiej wyglądają w lekko ciepłym odcieniu :) Na potrójnym zdjęciu dobrze widać różnicę między mocą jaką daje goła żarówka, a ta ukryta w softboxie.


3. NAMIOT BEZCIENIOWY Czyli coś od czego prawie każdy zaczyna, ja również.
"Tego kwiatu jest pół światu..", czyli do koloru i rozmiaru, i wyboru :) Ja trochę przesadziłam w gabarytami namiotu, za to wygodniej było mi robić zdjęcia biżuterii od góry (aparat i głowa mieściły mi się do niego... koty zresztą też  :) Jak widać trochę już przeszedł (namiot nie kot). Namiot jest dobry, gdy nie posiadamy innych osłon do żarówek. Co prawda ja za nim nie przepadałam, bo za każdym razem musiałam rozkładać to ustrojstwo i składać, bo wtedy jeszcze nie miałam mojego małego "foto studia". Do tego w niektórych przedmiotach odbijały mi się "szwy" namiotu, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji.




Przykład zdjęcia wykonanego w namiocie, jeszcze starym aparatem, a nie lustrzanką + mała obróbka graficzna :)

4. STÓŁ BEZCIENIOWY - czyli coś, co jak już raz uda Ci się skręcić, to nie chcesz do niego więcej wracać. Dlatego na niego musiałam już wygospodarować stałe miejsce, i tak jest krzywy, ale spełnia swoją rolę. Szczególnie przydatny jest do zdjęć większych obiektów (moje naszyjniku często nie mieszczą się na akrylowych płytkach czy kartkach A4) oraz pionowych, bo daje ładnie przechodzące tło, np. za stojakiem z biżuterią. Do tego tworzywo, z którego jest biały podkład charakteryzuje się częściową transparentnością, dlatego stawiam za nim jedną z moich lamp. Minus jest taki, że zajmuje dużo miejsca i trochę kosztuje, ale dla mnie była to bardzo dobra inwestycja :D

Oto cały zestaw w pełnej odsłonie :)

4. USTAWIENIE ŚWIATŁA
Cudnie, jeśli posiadamy kilka źródeł światła o tej samej tonacji (wystarczy użyć takich samych żarówek), ważne jest jednak, jak je ustawimy. Na powyższym foto widać mój standardowy układ. Światło z trzech stron z czego boczne są mobilne, mogę je przesuwać zależnie od fotografowanego przedmiotu, a to z tyłu stołu bezcieniowego zachowuje stoicki spokój :) W tym przypadku zachodzi też efekt światła odbitego, ponieważ moje "studio" posiada bardzo niski, skośny sufit, więc światło tylnej lampy jednocześnie przechodzi przez tworzywo stołu i odbija się od sufitu. Ważne jest byś na początku używał minimum 2 źródeł światła o tej samej mocy / kolorze, będą wtedy współgrać ze sobą i wzajemnie niwelować stworzony przez siebie cień. Istotny jest także kąt padania światła, nie za nisko i nie za wysoko, ale te ustawienia trzeba już dostosować do fotografowanego obiektu.

DOMOWE SPOSOBY NA STUDIO FOTO

Żeby nie było, że ja tutaj tylko tak sprzętami rzucam, to jeszcze dołożę kilka ogólnodostępnych sposobów :) Wiadomo, że przyda nam się to co białe, bo na takim tle najłatwiej robić zdjęcia. Na początek odpuśćcie sobie czerń, bo padniecie z nerwów. Zatem wszelkiego rodzaju kartki / tkaniny / kalki techniczne w dłoń! 

1. Zrób sobie własny stojak.
Swego czasu wykonałam stojak, który bardzo ułatwił mi robienie zdjęć. Potrzebowałam kawałka płyty, starą tapetę, białą farbę, kątowniki i klej. Wszystkie komponenty połączone w całość dały to, co widać poniżej. Szybko, tanio i bezproblemowo, gdy tapeta się zabrudzi możecie pomalować ją powtórnie, do tego można wykonać zdjęcia pionowych przedmiotów oraz wiszących, dodatkowo uzyskując ładną fakturę na zdjęciu. Mój ekspozytor jest kompatybilny z namiotem, dzięki niemu nie musiałam się męczyć przy zdjęciach naszyjników na manekinie, od razu miałam gotowe tło.




2. Wykonaj namiot bezcieniowy.
Namiot bezcieniowy, to nic innego jak kawałek przeświecającej tkaniny naciągniętej na stelaż. Dlatego zamiast w niego inwestować możesz na początku wykorzystać np. biały kosz na pranie albo wykonać własny stelaż, który obłożysz białą tkaniną. W początkach mej twórczości i w pierwszych próbach fotografowania, zbudowałam sobie z przezroczystej pleksi i kalki technicznej własny "namiot", a w zasadzie taki mały box, który stawiałam na parapecie i cykałam fotki. Oto przykład zdjęcia wykonanego w mojej samoróbce, 5 lat temu (sic!!!) i to najprostszą, starą cyfrówką którą musiałam mieć na kablu do ładowania, bo miała popsutą baterię.


3. Zwróć uwagę na tło. 
Niby banał, ale jaki istotny. Biel nie jest równa bieli, ważny jest odcień tła. Na zdjęciu widać aż cztery tonacje bieli, zależnie którego użyjemy inaczej wyjdzie nasz przedmiot, choć ustawienie światła i aparatu będą takie same. Ta biała tkanina była dodatkiem do namiotu bezcieniowego, ale nie polecam jej gdyż bardzo się gniecie, szybko łapie kurz i trudno ją ładnie ułożyć, już lepiej stosować zwykłe kartki lub akrylową płytkę.


DIABEŁ TKWI W SZCZEGÓŁACH

Od początku wiedziałam, że ten post będzie tylko dla wytrwałych i żeby skrócić to całe scrollowanie przygotowałam dla Ciebie mały GIF z różnymi efektami świetlnymi. Miejsce, przedmiot i ustawienie aparatu jest takie samo (z dwoma wyjątkami) zmienia się tylko kolor, ilość i ustawienie światła + tło na jakim leży serduszko. Każde zdjęcie jest podpisane, aby łatwiej było Ci zorientować się w zastosowanych efektach oraz jak wiele może zmienić, tak niewiele. Fotografie wykonałam na stole bezcieniowym bez namiotu.


ŚWIATŁO DZIENNE - NASZ WRÓG I SPRZYMIERZENIEC 

Światło, jakie daje nam życiodajne słońce uważa się za najlepsze do fotografii, szczególnie gdy zaczynamy z nią swoją przygodę. Oczywiście korzystanie tylko z dobrodziejstw pogody łączy się z wieloma niewygodami. Jesteśmy zależni od jednej z najbardziej nieprzewidywanych rzeczy - natury. Co zatem zrobić, gdy niebo pełne chmur albo, gdy wręcz odwrotnie zbyt mocno świeci słońce? Macie szczęście, bo przykładowe zdjęcia robiłam w kilku turach, raz było deszczowo, a następnego dnia, jak w słonecznej Hiszpanii :)


"Deszcz dzwoni wiosenny...", że tak sparafrazuję Leopolda Staffa i co tu robić? Czekać? Czasem można, jednak innym razem czas nas goni i wtedy trzeba sobie jakoś radzić, najlepiej widać to na przykładach. Na pierwszy rzut oka widać, że światło mnie nie rozpieszczało, nawet Blania to wie :)


Zasadniczo kolor na zdjęciu nie jest zły, serduszko ma barwę zbliżoną do realnej, ale ten paskudny cień... Na początek przysłoniłam okno muślinową firanką, która złagodziła światło, potem dodałam do tego "blendę" wykonaną z foli aluminiowej, która ładnie odbiła jasność z za okna. W tym celu możecie użyć także zwykłej białej kartki i np. zrobić blendę w formie narożnika, da jeszcze lepszy efekt. Na trzecim zdjęciu zamiast blendy zastosowałam softbox, który był z prawej strony serduszka.


A tak, to wygląda w praktyce :)


"Tyle słońca w całym mieście..." i na parapecie. Nadmiar szczęścia też nie jest najlepszy, co pokazałam na jednym z pierwszych zdjęć (bardzo mocny cień stworzony przez promienie słoneczne). Za to pełne słonko w cieniu dało nam niezbyt naturalną kolorystykę, ale foliowa blenda ratuje sytuację. W tym przypadku zamiast firanki zastosowałam kalkę techniczną, którą przykleiłam do szyby, aby zmiękczyć światełko.



CIEKAWOSTKA

Wiesz, że to już koniec? No może prawie, bo jeszcze zostawiłam dla Ciebie mały trik na wykorzystanie jednego z grzechów fotograficznych. Zerknij proszę na pierwsze zdjęcie w tym wpisie, to z takimi blink blink świetlnymi. Poniżej możesz zobaczyć, że powstało z połączenia: bardzo mocnego, sztucznego światła, do tego o ciepłym odcieniu i foliowej blendy :) Myślę, że taki efekt może być ciekawy przy bardziej artystycznych zdjęciach :)


Ufff... no dobra koniec tej wiedzy tajemnej, teraz czas na NIESPODZIANKI i to dwie!!!


O komentarze proszę w dniach 3 - 10 KWIETNIA
Po tym terminie wybiorę wpis, który najbardziej przypadnie mi do gustu. Do wygrania jest namiot, który widnieje na powyższych zdjęciach. Trochę już przeszedł, ale idealnie nadaje się do pierwszych prób fotograficznych. Ja nie używam go już ponad dwa lata, więc co będzie się marnował :D


O przesyłanie zdjęć proszę w dniach 3 - 10 KWIETNIA.
W następnej części cyklu planuję omówić podstawowe funkcje w programach graficznych, przydatne przy obróbce zdjęć produktowych. Pomyślałam, że fajnie byłoby pokazać efekt przed i po, nie tylko na moich zdjęciach. Zatem jeśli próbujesz już swoich sił w fotografii produktowej, ale nie umiesz działać w programach podeślij mi jedno zdjęcie wedle wytycznych z powyższego banerku :) Spośród wysłanych fotografii wybiorę kilka i na ich przykładzie pokażę, że programy graficzne są po naszej stronie i potrafią uratować nie jedno zdjęcie :)

I jak, podobają Ci się moje niespodzianki? :D
Trzymaj się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Dziki zwierz już czyha na Nas! - udomowiony tygrys szablozębny :)

$
0
0
Kłania się Państwu tygrysek, pełen łagodności, o miłym spojrzeniu... tylko ten kieł budzi mały niepokój :) Mój zwierzyniec rozrasta się, był już lewiwilk, słodki kociak co marzył o rybach, teraz czas na tygrysa z czasów prehistorycznych. Przy okazji jego tworzenia dowiedziałam się ciekawej rzeczy. Tygrysy szablozębne nie należały do tej samej rodziny co nasze obecne tygrysy, zatem nazwa jest bardzo myląca! Bliżej im do innych kotowaty, a zastanowiłam się nad tym, gdy przeczytałam anglojęzyczną nazwę tego zwierza: saber-tooth cat. Widać muszę popracować nad moją wiedzą biologiczną :D


- GDZIE MOJE KŁY? 
- zapytał Tygrys.

Przyznam, że z tygrysem stoczyłam pewną bitwę, czy wygrałam musisz ocenić sam :) Kociak składa się z 16 elementów, niektóre są mikre inne całkiem spore. Zresztą sam zwierz wyszedł mi duży: 10,5 x 8.0 cm i 35.0 g żywej wagi.


Zacznijmy jednak od początku, czyli tradycyjnie wycięłam elementy i zaczęłam układać te zwierzęce puzzle na rysunku. Wszystko ładnie się zgodziło, więc mogłam wyżarzyć blachę, by nadawała się do młotkowania, bo w końcu szablozębne koty podobno również były włochate (niektórzy twierdzą, że i dinozaury mogły posiadać futro :) Po wystudzeniu elementów znów musiałam je ułożyć, aby oznaczyć miejsca przeznaczone do kształtowania, pozostawiając resztę jak najbardziej płaską.



"Futerkowanie", to bardzo fajna sprawa, co prawda przed wykonaniem tygryska trafił mnie mały wnerwik, bo z mojej młotkowej skrzynki zniknęły dwa małe młotki, które są idealne do stworzenia struktury sierści. Przeszukałam pół domu, znalazłam jakiś zastępnik, potem jedną ze zgub... ale mój ulubieniec gdzieś wsiąkł :( stary dziadkowy młotek (widać go w tym poście oMŁOTKACH). No, ale trzeba sobie jakoś radzić i panować nad emocjami :)


Powyższe zdjęcie sprawiło moim fanom na Facebooku dużo problemów, spytałam: co to za zwierz? A w odpowiedziach pojawiło się mnóstwo niedźwiadków, przewinął się też bóbr, lew, panda, a nawet borsuk :D Między innymi, ta mała zgadywanka uświadamia mi, jak zwierzęta są do siebie podobne, gdy wycinałam wilka i lwa również widziałam misia, póki nie dolutowałam uszków i zębów.


WAŻNA JEST KOLEJNOŚĆ - BARDZO WAŻNA!

Wspomniałam wcześniej o pewnej bitwie, tygrys stawiał opory... A wszystko przez to, że zastosowałam inną kolejność pracy niż zwykle przy wielowarstwowych pracach. Standardowo zaczynam od nalutowania najmniejszych elementów: typu nosek i oczki. Potem zaczynam dokładać kolejne warstwy srebra, idąc w dół przedmiotu, czyli kolejne fale sierści. 


Co teraz było inaczej? Na powyższej fotce widzicie tors kociaka, a gdzie głowa? No właśnie, łączenie elementów robiłam z dwóch stron jednocześnie. Dołączałam fragmenty do głowy i spajałam korpus, więc w pewnym momencie pozostały mi do połączenia dwa duże kawałki, składające się z kilku segmentów. Nie wiem na ile rat lutowałam całość, ale ostatecznie udało się i wszystko jest dobrze połączone. Za to, naukę mam już na przyszłość :)





Tutaj widać, co się dzieje, gdy rozgrzany tygrys upadnie na wykładzinę :) Użyłam złej pęsety, aby przeniesieść zwierza do studzenia i masz Ci los wyślizgnął się drań i chciał zwiać. Dobrze, że nie na moje kolana :D Na koniec pozostało oksydowanie, a w moim przypadku mogę je wręcz nazwać malowaniem, gdyż do zaznaczenia szczegółów używam bardzo drobnego pędzelka, i niektóre fragmenty sierści tworzyłam włosek, po włosku.




Na koniec przetarłam tygryska wełną stalową, by gdzieniegdzie osłabić efekt oksydy i nadać pyszczkowi blasku. Zwierzaka zawiesiłam na łańcuchu składającym się z dwóch rodzai ogniwek: małych o prostokątnym profilu i dużych służących jako regulacja, które jednocześnie podnoszą wygodę użytkowania. Sama zawieszka jest dość ciężka, dlatego szerszy łańcuch, układający się na karku sprawia, że nie czuć tych wszystkich gramów :)


Tygrys jak żywy, tyle że weganin, nabiału nie rusza :D Grzecznie pozował do sesji fotograficznej i trafił już do szuflady... tak kończą wszystkie moje prace, póki nie znajdą właścicielki. Oczywiście zdjęcia kociaka już widnieją w kilku galeriach internetowych i w moim sklepie.




No, to który zwierz najbardziej przypadł Ci do gustu? A może marzy Ci się, aby zobaczyć jakiegoś w moim wykonaniu?


Trzymaj się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Biblioteka Kamieni odc. 12 - Granat + ZAPYTANIE :)

$
0
0
Dziś będzie wybuchowo! Spokojnie, raczej w trakcie czytania nie nadwyrężysz sobie nerwów, mam przynajmniej taką nadzieję :) Tak patrzę sobie na ostatnie kamykowe posty i wychodzi, że powoli klaruje się jeden odcinek na miesiąc... a pomyśleć, że początkowo chciałam serwować Ci jeden kamyk tygodniowo! Człowiek jednak uczy się poprzez praktykę, do tego gdy coś robi cały czas się rozwija i przychodzą do niego nowe pomysły... Dobrze, że nie widzisz ile jeszcze mam idei na nowe posty... co tam posty, na całe serie wpisów!!! Sama się zastanawiam, jak to możliwe, że te szare komórki potrafią wygenerować tyle niesamowitych koncepcji. Też tak masz? Na dziś przygotowałam dla Ciebie sporą dawkę wiedzy o GRANATACH. Jednak mój wpis będzie uboższy od poprzednich gdyż... nie mam własnej biżuterii z tymi kamykami :( Dlatego mam do Ciebie pytanie:

Jesli posiadasz w swoich zbiorach biżuterię z wykorzystaniem GRANATÓW, to daj mi o tym znać i prześlij zdjęcie swojego tworu na mój mail: studio@sztukkilka.pl, a ja uzupełnię ten wpis o Twoje dziełko :D 




GRANAT W KOLORACH TĘCZY

Z jakim kolorem kojarzy Ci się granat? Głębokim burgundem, ciemną wiśnią z odrobiną pomarańczu, barwą nasion owocu o tej samej nazwie? Twoje pierwsze wyobrażenia nie odbiegają od prawdy, jednak jest to tylko mały skrawek odcieni w jakich występuje ten kamień. Granaty, to bardzo duża rodzina o wielu kolorach (na głównym zdjęciu możesz zobaczyć także wersję zieloną :), w zasadzie prawie każdy odcień posiada odmienną nazwę, dlatego czasem nawet nie wiemy, że mamy do czynienia z granatem. 

Na początek odmiany o ciepłym kolorycie:
  • PIROP – czerwony, ognisty. Jeden z bardziej popularnych, jego nazwa pochodzi od gr. „pyropos” – co oznacza „ podobny do ognia
  • ALMANDYN– czerwony z fioletowym odcieniem, popularny już w czasach rzymskich, Pliniusz Starszy nazwał go ”alabandicus” od miejsca znalezienia – Albandyn w dzisiejszej Turcji, często szlifowany w kształt kaboszonu. Podobno leczy melancholię :)
  • SPESSARTYN – czerwono miodowy, znany także jako granat mandaryński, nazwa pochodzi od regionu w Bawarii – Spessart
  • RODOLIT– intensywnie czerwony, wpadający w bordo (połączenie pirytu i almandynu)
  • HESSONIT– jasno pomarańczowy, wpadający w brąz, zwany kamieniem cynamonowym
  • Ciemno czerwone granaty bywają mylone z rubinami.


Przydałoby się wspomnieć o pochodzeniu nazwy - granat, która wzięła się od łac. „granatus”, oznaczającego nasionko, gdyż niektóre egzemplarze przypominają kształtem nasiona (czyli skojarzenie z owocem jest zasadne :)

Przykładowe granaty o kolorystyce odmiennej od czerwonej:
  • DEMANTOID– zielona barwa zbliżona do szmaragdu, bardzo cenny, czasem można na niego trafić w biżuterii z czasów carskiej Rosji, został odkryty w 1868 r. w górach Ural. Nazwa pochodzi z języka flamandzkiego „demant”, czyli „diament”
  • UWAROWIT– ciemno zielony
  • MELANIT– czarny 
  • TOPAZOIT– żółty


Pod koniec lat 60. XX w. odkryto granat o zielonym zabarwieniu, nazywany „tsavorytem” od regionu Tsavo w Kenii, gdzie został znaleziony. W drugiej połowie XX w. bardzo popularne stały się czeskie granaty, które wydobywa się na Morawach, biżuteria z nimi przypomina wyroby z końca XIX w. z oprawioną dużą ilością drobniutkich kamieni. Granaty, niezależnie od barwy, należą do kruchych kamieni, ich szlifowane wersje często mają uszkodzone krawędzie, takie lekko zbielałe, dobrze to widać na zdjęciach. 


CIEKAWOSTKA: 
Przez wiele lat uważano, że granaty występują we wszelkich odcieniach oprócz granatowego, ale w XX w. znaleziono w Zimbabwe egzemplarze o tej barwie. 

BIBLIOGRAFIA: 
oOldershaw Cally, Ilustrowany Atlas Klejnotów i Kamieni Szlachetnych, Warszawa 2008.
oHall Cally, Gemstones, Londyn 2002
oInformacje z cyklu wykładów w ramach Zawodowego Kursu Kwalifikacyjnego w zawodzie Złotnik – Jubiler, Warszawa 2012 – 2013. 

WARTOŚCIOWA WIEDZA ZA DARMO?

Część prezentowanych kamyczków pochodzi ze zbiorów sklepu SKARBY NATURY, to własnie dzięki Kasi mogłam napisać ten post, gdyż powierzyła w me ręce kilka egzemplarzy (moje są tylko trzy sztuki (marna reprezentacja :) Do tego informacje o GRANACIE i AMETYŚCIE zostały opublikowane w internetowym magazynie stworzonym przez Skarby! Poniżej link do broszury, gdzie możecie dowiedzieć się ciekawych rzeczy z biżuteryjnej sfery :D Zdradzę Wam w sekrecie, że powstaje już kolejny numer magazynu, więc jeśli chcecie być na bieżąco, to zapiszcie się na NEWSLETTER Skarbów!



EDIT - CZYLI PRACE INNYCH TWÓRCZYŃ, 
które zechciały uzupełnić mój post o biżuterię swojego autorstwa :)

Agnieszka Czerkas
ach ta misterność splotów i drobnych kamieni!



April Workshop
Kolczyki na podstawie wzoru Melindy Barta


Kolia - Bordó Elegáns

Kolczyki z kompletu ślubnego.


Misterna przeplatanka :)


Urok surowego granatu.


technika chainmaille


No, to jak, masz już w swoim dorobku biżuterię z granatami?

Trzymaj się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

**********************************************************

Wiking - pierwszy ekskluzywny menel?

$
0
0
Zapewne trochę już się domyślasz o czym będzie dzisiejszy wpis, choć może tytuł wzbudził Twoją małą konsternację i tym postem czymś Cię zaskoczę lub wzbogacę Twoją wiedzę :) Bo w zasadzie, po co jest to całe pisanie i czytanie? By poznawać, uczyć się i karmić pasje... Wróćmy jednak do Wikingów, prawda że przed oczami masz już jakąś postać? Jaka ona jest? Olbrzymi chłop z rudą brodą, rogami na hełmie i toporem w dłoni? Och jakże mylne jest Twe przeświadczenie o tym ludzie! Nie martw się ja również byłam nim skażona :) ale trochę się doumiałam, a wszystko dzięki nowej inspiracji od Royal Stone - KRAINA WIKINGÓW.


PIERWSZY EKSKLUZYWNY MENEL

Na początek odrzućmy w kąt te rogi i topory, brodę jak najbardziej zostawmy, dołóżmy do tego długie włosy i ładnie uplećmy. Bo wbrew utartym skojarzeniom wikingowie należeli do bardzo zadbanych wojów, którzy mieli lekkiego fioła na punkcie swoich fryzur. Zamiast toporem, woleli wojować mieczem dwusiecznym, z którym byli dość mocno związani (topór był tańszą i mniej wygodną alternatywą). Swoim mieczom nadawali imiona i przekazywali je z pokolenia na pokolenie, ale co tu się dziwić w końcu były to istne działa sztuki o pięknie rzeźbionych ostrzach. Rogi na hełmach również są późniejszym wymysłem, tak się zastanawiam z jakiego zwierzęcia mieliby je wyrwać... czy tam na północy jakie bawoły były lub coś w ten deseń. Kto się zna na faunie tamtych czasów niech podpowie.



Do tego lud Wikingów należał do jednych z czystszych, chyba że akurat wyruszali na podboje i rubieże, wtedy zaniedbywali swoją toaletę. Tak przynajmniej wynika z przekazów arabskich podróżników, którzy mieli przyjemność handlować z ludem północy. Wiele mitów wokół rudobrodych narosło przez strach przed nimi. Rzeczywiście łupili i grabili, byli sprawnymi wojownikami, a szczególną hrapkę mieli na kosztowności kościelne. W większości przypadków, to własnie z przybytków sakralnych mogli wynieść najcenniejsze łupy. Z tych względów nie cieszyli się popularnością wśród kleru, który skutecznie rozsiał po chrześcijańskim padole historie o nieokrzesanych barbarzyńcach. Tak przy okazji obecnie uznaje się, że to właśnie Wikingowie odkryli Amerykę! W swych okrętach dotarli aż na dzisiejszą Grenlandię i pozostawili tam trochę artefaktów dla przyszłych archeologów :)


NIESAMOWITE RZEMIOSŁO

Przyznam, że chciałabym mieć zdolności inżynierskie i artystyczne takowych barbarzyńców! Czy wiesz, że charakterystyczne dla wikingów łodzie, nie były łączone żadnym metalem, ani jednego gwózdka! Wszystko zespajali kołkami z drewna, by całość mogła swobodnie pracować, czasem używali lin, ale raczej do tymczasowych konstrukcji. No i to wykończenie! Na dziobnicy (dziób łodzi) umieszczali rzeźbionego stwora - smoka, czasem przypominającego zdziczałego konia, miał on odstraszać demony w trakcie rejsu. Charakterystyczne dla ich twórczości są wszelakiego rodzaju przeplatanki, niekończące się linie wijące, jak wąż. Owe wzory możemy spotkać zarówno na łodziach, jak i w zachowanych egzemplarzach biżuterii, wykonanej głównie z brązu.


Wikingowie specjalizowali się w motywach flory i fauny, które z lubością przekształcali i wzbogacali. Do elementów zdobniczych wykorzystywali także pismo runiczne, które ze względu na skomplikowane wzory i pracochłonność wykonania służyło tylko do zapisywania inskrypcji, dotyczących ważnych wydarzeń. Wróćmy jednak do zwierząt, szczególnie charakterystyczne stały się zwierzęta - wstęgi, czyli sploty zakończone łbami fantastycznych stworów, czasem posiadających także nóżki. Pod koniec dominacji Skandynawów w Europie w sztuce pojawił się motyw czworonożnych stworzeń walczących ze wstęgowymi potworami, cała kompozycja przypominała kłębek nici albo istny węzeł Gordyjski :)


WIERZENIA SKANDYNAWSKIE 
Powstanie świata

Oczywiście wszystko zaczęło się od pustki, bądź jak kto woli niezgłębionej przepaści (brzmi groźnie :), która tkwiła między dwiema, diametralnie różnymi krainami: jedną skutą lodem, a drugą gorącą jak piekło. Po połączeniu tych dwóch światów powstała życiodajna woda, z której zrodził się Ymir - praojciec olbrzymów, z którego ciała powstali następni. Trochę, jak u Zeusa, kolejni bogowie z różnych części ciała. I tak przez pączkowanie, kolejne krople wody itp. zrodził się człek silny, który miał synów, i oni mieli synów, aż docieramy do Odyna (no to imię brzmi już bardziej znajomo :) On wraz z braćmi uknuł spisek i zabił Ymira, a jego krew stopiła inne olbrzymy. Właśnie z ciała Ymira została zbudowana ziemia, z każdej części inny element, z włosów rośliny, a z mózgu chmury... Świat stał się, nadszedł czas na człowieka, którego bogowie wyrzeźbili z pni drzew, kobietę i mężczyznę jednocześnie i tchnęli w nich życie.


Bogowie północy

W mitologi skandynawskiej wyróżniamy dwa boskie rody: Asów i Wanów. Pierwsi lubowali się w ucztach i wojaczce, to właśnie wśród nich znajdowali się najbardziej znani: Odyn i Thor. Druga grupa była spokojniejsza, nakierowana na płodność i urodzaj.

Władcą wszystkich bogów był Odyn, który miał jeszcze wiele innych imion, był patronem wojny i wszystkich poległych w walce, ale także poezji i pisma. Wyobrażano go sobie, jako jednookiego starca z długą brodą, odzianego w błękitne szaty. Z kolei Thor był jego pierworodnym synem i władcą piorunów i patronem kowali, uzbrojonym w młot, pas i żelazne rękawice. To własnie młot Thora często mylnie nazywamy toporem, był najpopularniejszym boskim atrybutem, który Wikingowie nosili, jako amulet. Miał on magiczne moce i idealnie nadawał się do walki z olbrzymami (jednak nie wszyscy zginęli wraz ze śmiercią Ymira). 


W tym miejscu pominę całą plejadę bogów i przeskoczę do Walkirii, które również nie raz obiły się o moje uszy. Walkirie były uzbrojonymi dziewicami, które po polu bitwy jeździły na koniach lub wilkach, czasem unosiły się nad nim, zwiastując niechybną śmierć wojowników. Wśród poległych wyszukiwały bohaterów i sprowadzały ich do mitycznej Walhalli, gdzie dostępowali zaszczytu zasiadania przy jednym stole z Odynem. Jednocześnie w ten sposób wstępowali do armii boga wojny, by wspierać go w ostatecznej wielkiej bitwie na koniec świata.


To by było na tyle jeśli chodzi o mitologię skandynawską w ujęciu pigułkowym, wszystkim szerzej zainteresowanym polecam poniższe teksty / filmik, dla poszerzenia swoich horyzontów. Kto wie, może właśnie dzięki tej lekturze rozwinie sie w Tobie pasja do starodawnych wierzeń?

Historia i wierzenia Wikingów:
  1. Eisen Ruoth-  grupa zajmującą się rekonstrukcją czasów od VIII do XI wieku.
  2. Wierzenia skandynawskie - artykuł w ramach portalu Racjonalista.pl
  3. Wikingowie. Historia bez cenzury - ciekawy cykl filmików historycznych na YouTube :)

Tym oto sposobem dobrnęliśmy prawie do końca, a ja jeszcze nie wspomniałam ani słowa o moim pomyśle na konkursową inspirację. Myślę, że uważny czytelnik (jesteś nim? :) dostrzegł już wszystkie nawiązania, tą całą splecioną układankę z łodziami i Walkiriami w tle. Już tradycyjnie publikuję także opis, jakim okrasiłam moją pracę:

"Rude brody, rogate hełmy i szerokie torsy… zupełnie mi nie pasowały do biżuterii, a były to moje pierwsze skojarzenia ze światem Wikingów. Gdy jednak wgłębiłam się w temat trafiłam do krainy przecudnych stworów, ręcznie rzeźbionych łodzi i bogactwa przeplatanych wzorów. Między innymi do tych niesamowitych splotów nawiązuje mój naszyjnik „Walkiria”, drugim ważnym motywem stały się dla mnie dziobnice, czyli dzioby statków, które często przybierały formę rumaka lub smoka i prowadziły okręt na nieznane wody."


WALKIRIA
NASZYJNIK

Materiały: srebro, skóra naturalna
Techniki: tradycyjne techniki jubilerskie, elementy kaletnictwa i wire-wrappingu
Waga srebra: 55.0 g





Ten post miał zupełnie inną strukturę niż wszystkie wcześniejsze, więc przykro mi bardzo, ale muszę zadać Ci to pytanie: 

Jak podoba Ci się taka opowieść ilustrowana etapami mojej pracy, bez dokładnego jej opisu?

Trzymaj się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

**********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 12 - poznaj WARIATKĘ i BARANKA :)

$
0
0
Może pamiętasz bajkę "Troskliwe Misie"? Po złej stronie mocy stała Złośnica i Brzydal, a u mnie dziś będzie Wariatka i Baranek, zwany także Kotkiem. Tak mi się jakoś skojarzyły te przydomki... widać drogi rozumowania ludzkiego umysłu są nieodgadnione :) Zatem o czym dziś będzie? Ostatnio opowiadałam o szlifowaniu i szmerglowaniu, więc nadszedł najwyższy czas, by wziąć się za wykończenie powierzchni, czyli w zasadzie ostatni etap prac przy tworzeniu biżuterii (oczywiście w niektórych przypadkach zdarzą się jeszcze inne kroku, ale o nich będzie kiedy indziej :D. W takim razie zasiądźmy do polerki albo prostnicy... a może dremela? 



SPRZĘTY DUŻE I MAŁE

Na początek wspomnę o maszynach i narzędziach, które przydadzą się przy wykańczaniu powierzchni, nie będę się nad nimi specjalnie rozwodzić, jeśli chcesz to mogę je dokładniej omówić w następnym odcinku :) (daj mi o tym znać w komentarzu!). Do polerowania i nadawania metalowi ciekawej struktury przyda się jakieś mechaniczne urządzonko, które wprowadzi  tarczę ścierną w ruch kołowy. Osobiście dorobiłam się już profesjonalnej polerki jubilerskiej (z odzysku, a jakże :D ), ale jest to spory wydatek i totalnie zbędny przy pierwszych krokach stawianych w jubilerstwie. Gdy dodam do tego, że owa polerka waży ponad 100 kg, zajmuje sporo miejsca i strasznie buczy, to z pewnością część osób ją sobie odpuści... na razie ;)


Polerkę można względnie łatwo zastąpić zwykłą szlifierką stołową, ale trochę zmodyfikowaną. Po przyjrzeniu się maszynie na powyższym zdjęciu dojrzysz akrylowe szybki, które chronią mnie w trakcie pracy. Jest to bardzo ważny element, ponieważ dzięki niemu nie jestem cała ubabrana w paście polerskiej i w razie wypadku (gdy biżuteria wymsknie mi się z rąk), to osłonka oberwie rozpędzonym elementem, a nie ja :) 

Tutaj dodam jeszcze jedną uwagę: nigdy nie poleruj przedmiotów, do których jest już dopięty łańcuszek, jest to bardzo niebezpieczne i może skończyć się poważnymi skaleczeniami dłoni. No dobra, przypomniała mi się jeszcze jedna istotna zasada BHP, zasiadając do pracy z polerką zawsze wiąż włosy, chyba że chcesz zostać oskalpowana. Druga modyfikacja, która przydałaby się przy szlifierce, to dorobienie wyciągu (nawet takiego połączonego ze zwykłym odkurzaczem), by wciągał chociaż część pyłów i kłaków, które odrywają się od tarcz polerskich.


TARCZE, TARCZKI I WARIATKI

Skoro jestem już przy polerce, to omówię od razu materiały, które możemy do niej dokupić, potem przejdę do zamienników. W tym momencie zapoznasz się z wariatkami, barankami i szmatami, prawda że doborowe towarzystwo? Na rynku możemy znaleźć wiele rodzai tarcz polerskich, wykonanych z różnych materiałów. Tarcze tkaninowe - bawełniane (żółte i białe, czasem jeansowe), to właśnie "szmaty", tak je zwą w złotniczym światku. One służą mi do wstępnego polerowania srebra albo miedzi (najlepiej stosować oddzielne tarcze do różnych metali) i usuwania tlenków (ciemne plamy na srebrze). Posiadam dwie szerokości tarcz, jedną ok. 3 cm, a drugą soczewkę 1 cm idealną do opracowywania szczelin i drobniejszych form. 


Następnie stosuje tzw. baranka zwanego kotkiem, czyli bardzo mięciusią tarczę, która jest idealna do wykończenia prac i nadania im ostatecznego błysku. Można nią także bardzo ładnie pod polerować oksydę, by nabrała stalowo - czarnego blasku (poprzednie tarcze całkowicie zedrą ciemną powierzchnię). 


Oczywiście baranek jest ładny tylko na początku, potem zaczyna gubić futerko (stąd tak istotne jest posiadanie wyciągu do polerki, uwierz mi na słowo, że nie chcesz mieć tych kłaczków w nosie i buzi ;)



Wśród moich zbiorów przypadkowo zaplątała się tarcza do polerowania bursztynu, jak widać jeszcze nie doczekała się swojej premiery. Na szczęście z tyłu głowy pozostała mi pewna ważna zasada - bursztyn poleruje się na niższych obrotach niż metale. Standardowo pracuję na 2500 obrotach / min, przy tej szybkości temperatura wytworzona przy polerowaniu nadtopiłaby powierzchnię bursztynu.



Skoro wspomniałam już o wysokich temperaturach, to warto zaopatrzyć się w skórzane rękawiczki lub tylko paluszki, ku ochronie dłoni. Można nabyć także specjalną taśmę ochronną dostępną w sklepach jubilerskich, którą oklejamy palce. 


Same tarcze do niczego się nie przydadzą, ponieważ tak naprawdę to nie one zdzierają powierzchnię metali, one są tylko nośnikiem past polerskich, które posiadają w swoim składzie drobinki odpowiedzialne za ten proces. W sprzedaży jest wiele rodzai past, zależnie od tego z jakim metalem chcemy pracować lub jak zgrubną robić obróbkę. Czasem można trafić na zestawy, zawierające kawałki różnych past. Do srebra polecam zieloną, okrągłą pastę (niektórzy stosują niebieską), a do wykończenia przy użyciu baranka czerwony dialux, mi te dwie w pełni wystarczają (oddzielną pastę mam do miedzi).



Ciekawe, czy przeszło Ci przez myśl, jak polerować obrączki wewnątrz? Na to też znalazł się sposób, czyli filcowe lub bawełniane "paluchy", dzięki nim wnętrze wklęsłych przedmiotów i pierścionków również mogą nabrać blasku.


Jednak nie zawsze chcemy uzyskać efekt błyszczącej powierzchni, czasem wolimy trochę bardziej surowy wygląd. Do tego posłużą nam wszelkiego rodzaju tarczki ścierne, papiery, włókna, szczoteczki mosiężne... możliwości jest naprawdę wiele, ja pokażę tylko kilka. Do moich ulubionych należy "wariatka", czyli drewniany krążek z nawiniętymi drucikami, które nadają blasze strukturę, nazywaną przeze mnie groszkowaniem. Zależnie od grubości drutów efekt będzie troszkę inny (przykład struktury widać na kolejnym zdjęciu).



A tu jeszcze kilka innych tarcz, dających różne efekty (włókniny syntetyczne, papier ścierny i filc).





GDY NIE MAMY POLERKI...

Nic straconego, możemy się jeszcze wspomóc innymi narzędziami, a konkretnie dremelem (prostnicą) albo diaxem, czyli miniaturowymi polerko - szlifierkami (wszystko zależy, jaką założymy końcówkę). Do mojej prostnicy miałam dołączony taki oto torcik :D bogaty w różne tarczki.


W zasadzie tarczek w wersji mini mam więcej niż tych maxi, niektóre imitują wcześniej opisane duże tarcze. I tak mamy "szmaty" i "baranki", do tego wersje skórzane i z włókniny, nadającej satynowy look. Znajdziemy także trochę mosiądzu wybłyszczającego metal i gumówki, które są doskonałym uzupełnieniem zwykłych tarcz, bo świetnie służą do polerowania powierzchni w trudno dostępnych zakamarkach. Dodatkowo występują w różnych kształtach, np. walca i soczewki oraz różnych kolorach, zależnie od zastosowania.






Ufff... no to już wszystko, mam nadzieję, że ta wiedza pomoże Ci przy następnych zakupach, byś nie zaginęła wśród natłoku polerskich akcesoriów. Ja sama na początku miałam pewien mętlik, co mi tak naprawdę będzie potrzebne, a co zbędne :)

To jak, chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o samych maszynach: polerce, diaxie, dremelu?

Trzymaj się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

**********************************************************

Podróże Śladami Rzemiosła - między starożytnością a współczesnością

$
0
0
Nadal pozostajemy w miasteczku Pforzheim w zachodnich Niemczech, przy siąpiącym deszczu i bijących, niedzielnych dzwonach. Już za nami najstarsze okazy twórczości pierwszych złotników / rzemieślników, o których możecie przeczytać TUTAJ. Moją opowieść miałam snuć poprzez epoki, wedle chronologii powstania dzieł, jednak kolejny przegląd zdjęć z muzeum, tchnął we mnie zupełnie inną ideę... Ciekawi?... w takim razie zapraszam do lektury i nasycenia zmysłów :)

"Ćmy" (Nocne motyle), ornament przypinany do gorsetu sukni,  Rene Lalique, 1906 - 1907. Materiały: złoto, emalia, szkło, diamenty.


STAROŻYTNOŚĆ, STAROŻYTNOŚCI NIE RÓWNA 

Co nasuwa Wam wyobraźnia, gdy słyszycie słowo "starożytny"? Potężne Cesarstwo Rzymskie, filozoficzną Grecję, a może dynastie starożytnego Egiptu, pewnie nie jedno państwo i kultura przewiną się przez Wasze zwoje mózgowe. Wiecie, że jeszcze trochę ponad sto lat temu to słowo, razem z określeniem "antyczny", miało trochę inne konotacje? Oczywiście zawierało w sobie to wszystko, o czym pisałam wcześniej, ale jednocześnie rozszerzało swe znaczenie na wszystkie przedmioty powstałe w przeszłości

Zatem przez XIX wiecznego dżentelmena biżuteria barokowa również była określana mianem starożytnej. Dopiero w XX stuleciu znaczenie tych słów uległo zawężeniu do charakteryzowania czasów lub przedmiotów, powstałych od ok 4000 lat p.n.e. do V w. n.e. Wobec tego czasem trzeba uważać wertując kartki dawnych ksiąg czy pamiętników z arystokratycznych podróży (niegdyś bardzo popularnych), bo bogactwo antycznych wątków, może okazać się pamiątkami z zupełnie innych epok. 

Bransoletka z lunulami (zawieszki w kształcie półkuli),  I - II w. n. e., złoto.

A co, o tych terminach mówią słowniki?

STAROŻYTNOŚĆ– to chyba jedna z najdłuższych i szeroko pojmowanych epok, obejmująca historię najstarszych cywilizacji. Liczymy ją od około 4000 lat p.n.e. do 476 r. (dokładnie 4 września tego roku germański najemnik obalił cesarza Romulusa Augustulusa i został obwołany królem, właśnie od tego momentu symbolicznie rozpoczynamy wieki średnie, chociaż już wcześniejsze cztery stulecia często określamy wczesnochrześcijańskimi, a nie starożytnymi).

ANTYK - nazwa pochodzi od łac. słowa "antiquus", czyli dawny. Jest dużo węższym terminem i odnosi się do kultury starożytnej Grecji i Rzymu oraz nacji żyjących w tych czasach wokół basenu Morza Śródziemnego. Należy do tego dołożyć potoczne rozumienie słowa antyk, jako przedmiotu o wartości zabytkowej (najczęściej są to wytwory rzemiosła artystycznego i meblarstwa). Oba pojęcia często są ze sobą utożsamiane. 

Źródła mej wiedzy:
J. Lupas-Rutkowska, Epoki literackie, Agencja Wydawnicza Jerzy Mostowski, Raszyn 2001, s. 7.
S. Żurawski (red.), Epoki literackie - ANTYK, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2008, s. 22.

CO, GDY STAROŻYTNOŚĆ KOŃCZY SIĘ W XIX w.?

Czemu o tym wszystkim wspominam? A no, bo cały czas znajdujemy się w dziale muzeum określanym jako: Antik. Jakież było moje zdziwienie, gdy po wejściu na drugie piętro owej sali trafiłam na klejnoty renesansowe, barokowe a nawet te z końca XIX stulecia, utrzymane w stylistyce wiktoriańskiej. Dopiero biżuteria stricte secesyjna została umieszczona w oddzielnej przestrzeni zwanej: Modern, wraz z okazami także z początków naszego wieku.

Wisior przypisywany Pere Juan Poch, Wenecja 1580 - 1587 r. Materiały: złoto, diamenty, rubiny, emalia.

Zastanawiał mnie ten podział, aż wreszcie zaczęłam dostrzegać różnice i podobieństwa biżuterii wielu epok. Początkowo secesję i Art Deco dołączyłabym do sali Antyku, gdyż stylistycznie bardziej pasowała mi do tych dzieł, ale... no własnie pojawiło się jakieś "ale". Od renesansu, a szczególnie baroku, aż po styl wiktoriański wyroby złotnicze były do siebie relatywnie podobne. Jest to z mojej strony bardzo duże uproszczenie, a wytrawny znawca bez problemu rozpozna proweniencję każdego egzemplarza. Spójrzcie jednak na powyższą fotografię oraz klejnoty znajdujące się poniżej, i porównajcie daty powstania. 

Pektorał (napierśnik), Hiszpania ok. 1700 r. Materiały: złoto, diamenty, emalia.

Broszka, Hiszpania ok. 1750 r. Materiały: srebro, szklane paciorki.

Czyż ich formy nie są do siebie zbliżone, choć powstały w przedziale prawie 200 lat?! Ażurowe kształty o sporych rozmiarach, mieszanka splatanych linii wzbogacona zawieszkami i rozbudowaną kameryzacją (wysadzanie przedmiotu dużą ilością, najczęściej drobnych kamieni).

Kolejne zdjęcie ukazuje biżuterię inspirowaną wzorcami ze starożytności, czasem są to kopie zachowanych egzemplarzy lub wariacje na dany temat.

Bransoleta, Włochy, I poł. XIX w. Materiały: pozłacane srebro i koral.

SECESJA PEŁNĄ... TWARZĄ :)

Teraz zerknijmy na arcydzieła secesji, tego jakże krótkotrwałego stylu (ledwie kilkanaście lat). Prym zaczynają wieść motywy roślinne i zwierzęce, ale odmienne od swych "starożytnych" wzorców, wszędzie rozpływają się faliste linie wypełnione emalią, których początek gubi się wśród bogactwa zawiłości. Nadal widzimy dużo kunsztownej biżuterii ze złota, choć często pojawia się także złocone srebro. Charakterystyczne jest częstsze użycie kamieni szlifowanych w kształt gładkiego kaboszonu niż wersji fasetowanych i zastosowanie wizerunku ludzkiego, szczególnie eterycznej postaci kobiecej. Chociaż podobieństwa do poprzednich epok są niezaprzeczalne możemy dostrzec coraz więcej różnic, nawet niewprawne oko bez problemu oddzieli biżuterię z tego okresu.

Zapięcie od paska, Paryż, 1899 - 1900 r., złocone srebro.

Cóż...tu mi umknął podpis, ale ten diadem pochodzi z Muzeum Lalique we Francji, przełom XIX i XX w., emalia, diamenty, złoto lub złocone srebro.

"Achillea" (krwawnik), spinka do włosów,  1903 - 1904 r., złoto, diamenty, róg.

Może stąd wynikał podział zastosowany w Schmuckmuseum w Pforzheim, może właśnie dzięki pewnej odwadze form stosowanych przez secesyjnych artystów, częściowym oderwaniu od tradycyjnych kształtów, rozwojowi techniki mogły powstać formy, które spotykamy obecnie. Rozpowszechnienie metody odlewania na tracony wosk (sama technika znana jest już od starożytności, ale nie była stosowana na taką skale w wyrobie biżuterii), przyczyniło się do powstania manufaktur produkujących biżuterię. Dlatego okres Art Nouveau jest w tej dziedzinie przełomowy, możemy spokojnie mówić już o produkcji, zaopatrującej rynek w tańszą, "masowo" wytwarzaną biżuterię. Nie tak wykwintną, jak pojedyncze dzieła mistrzów, choć oczywiście o niebo lepszą niż to, co obecnie zwiemy "masówką". Nawet w samej siedzibie muzeum w podziemiach odnajdziemy salkę dokumentującą funkcjonowanie oraz wyroby wychodzące z manufaktur działających na przełomie wieków w tym mieście.

Szkicowniki zachowane z manufaktur wytwarzających biżuterię na terenie Pforzheim.

ART DECO - SZTUKA DEKORACYJNA

W Art Deco upatruję mieszanki nowoczesności i mocnej geometryzacji z pewnym powrotem do wcześniejszych epok, poprzez użycie fasetowanych kamieni, które wracają do łask, po czasie poświęconym kaboszonom. Chociaż sama nazwa stylu sugeruje sztukę dekoracyjną, to porównując formy np. z epoki baroku z wytworami dwudziestolecia międzywojennego odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z minimalizmem. Ograniczeniu uległy wszelkiego rodzaju zdobienia, prace stały się klarowne, zaczęły zanikać formy fauny i flory na rzecz czystszej konstrukcji. Nie oznacza to jeszcze zwrotu ku totalnej prostocie i nie łączy się z odejściem od wartościowych materiałów. Nadal prym wiodą szlachetne kamienie, szczególnie diamenty oraz złoto na przemian z wyrobami ze srebra oraz coraz bardziej popularnej platyny. Biżuteria nadal ma być drogocenna, ale reprezentuje już zupełnie inne społeczeństwo...

Bransoleta, 1925 r. Materiały: kryształ górski, platyna, szafiry, diamenty.

CZAS SIĘ ZATRZYMAŁ

Między starożytnością, a naszą współczesnością minęło kilkadziesiąt wieków, lecz miewam wrażenie, że w niektórych epokach czas się zatrzymał. Gdy zaczynałam kursy jubilerskie na wstępie powiedziano nam: "wszystko już było, nic nowego nie wymyślicie". Wizyta w tym muzeum unaoczniła mi to hasło i uświadomiła, jak nieistotne jest nadawanie patentów "nowym" kształtom lub przypisywanie formom swego niezaprzeczalnego, nowatorskiego podejścia. Jesteśmy przesiąknięci tą kulturą, historią i motywami. Może właśnie dlatego sztuka, a za nią biżuteria tak bardzo oddaliła się od swoich dawnych przodków. W odstawkę poszły umiejętności złotnicze, wiedza, kunszt wykonania i lata doskonalenia. Na przód wysunął się intrygujący koncept, zaskoczenie a czasem kontrowersyjność. Mam tu na myśli szczególnie prace przysyłane na konkursy złotnicze, gdzie zwycięskim "dziełem złotniczym" może zostać np. film, nawet nie przedmiot około złotniczy.

Niezależnie czy patrzę na wyroby sprzed dwudziestu czy jednego stulecia zauważam ich praktyczność (choć nie rozumianą wedle dzisiejszych kanonów). Miał to być przedmiot użytkowy, często bliski duszy noszącego, czasem zakładano go raz w życiu np. w trakcie koronacji albo zaślubin. Innym razem służył tylko w celach reprezentacyjnych, kiedy indziej w biżuterii pokładano nadzieję, że uchroni posiadacza od złego. Swego czasu sporą popularnością cieszyło się zastosowanie biżuterii, jako dowodu miłości (w zasadzie w pewnym stopniu jest tak do dziś). Tajemniczy symbol, pukiel włosów, sentencja... Kryła się w nich pewna tajemnica... chociaż to akurat może być nasze wyobrażenie, bo lubujemy się w dopisywaniu przedmiotom historii, szczególnie romantycznej :)

Broszka, Niemcy I poł. XIX w. Materiały: złoto, krwawnik (hematyt), włosy.

BYŁO, JEST I BĘDZIE

Tak, jeszcze a propo novum w biżuterii. Często spotykacie w sprzedaży pierścionki o podwójnej obrączce? Część producentów reklamuje je, jako nowoczesne rozwiązanie, a tu proszę wersja rzymska z czasów późno egipskich :) troszkę wygnieciona, ale ma swoje lata. Ciekawe ile przetrwa dzisiejsza "biżuteria" i kto będzie chciał ją przekazywać następnym pokoleniom.

Podwójny pierścionek, okres rzymski - późno egipski, 400 r. p. n. e. Materiały: złoto, agat

Kojarzycie może niby retro ozdoby robione z gotowych elementów: bazy + wydrukowanego obrazka + szklanego kaboszonu? Proszę bardzo oto i wzorzec z XVII w., prawda że piękny, a jaki pracochłonny. Od podstaw kształtowane złoto i szlifowane kamienie, do tego wizerunek (zapewne właścicielki) ręcznie malowany, czasem wykonany w technice emalii - istny majstersztyk. Do tego dokładamy kaboszon wyszlifowany z kryształu górskiego lub szkła. Musicie mi wybaczyć jakość zdjęcia, ale nie zawsze udawało mi się wykonać zadowalającą fotkę :)

Anna Austriaczka, Niemcy I poł. XVII w. Materiały: złoto, miniatura, rubiny, emalia, perły.

To może jeszcze wygrzebiemy z pamięci straszliwe, akrylowe kamee z profilowym przedstawieniem kobiety - szkieletu. Ohydztwo! Wybaczcie, ale sam motyw czaszki średnio do mnie przemawia, a te masowe akrylki są wręcz obrzydliwe. A takie niezwykłe były ich pierwowzory, gemmy ręcznie rzeźbione np. w agatach. Niegdyś poszukiwano okazów charakteryzujących się naturalnie pasmowym zabarwieniem i opracowywano je tak, by kolor stał się tłem dla białej postaci ludzkiej, zwykle ukazanej w stylu antykizującym.

Pierścień (wizerunek Idealnego Germanina), Włochy, ok. 1800 r. Materiały: złoto, kamea z agatu.

Ozdobny pasek, Paryż ok 1800 r. Materiały: złoto, perły, malachitowe kamee.

W starożytności bardzo popularne było także intaglia, czyli "odwrócone kamee", ryt był wklęsły. Tak rzeźbione kamienie umieszczano w pierścieniach, by służyły także jako pieczęcie. Dziś zupełnie straciły na funkcjonalności i poszły w niepamięć. Poniższe zdjęcie przedstawia pierścień pochodzący z  XIX stulecia, choć przedstawiony na nim damski profil świetnie wpisuje się w stylistykę grecko - rzymską + te urokliwe delfinki na około :D No, a tak naprawdę to Arethuza, nimfa wodna przekształcona w źródło, jak podaje mitologia grecka.

Sygnet z przedstawieniem bogini Arethuzy, Włochy wczesny XIX w. Materiały: złoto, agat.

Teraz proszę mi tu szczerze powiedzieć, kto lubuje się w tzw. charmsach, po naszemu zawieszkach? Serduszka, skrzydełka, klatki i inne przypadki, a tu proszę takie oto skarby z epoki wiktoriańskiej, do wyboru i koloru (no dobrze większość jednak srebrna). Nie dajcie sobie wmówić, że moda na użycie dawnych monet też jest czymś nowym, bo już trochę lat minęło od pierwszych realizacji. 

Wiktoriańskie bransoletki z charmsami (wszystkie oryginalne), Anglia.

"Love token bracelet", epoka wiktoriańska.

Mam też małą niespodziankę dla osób zatopionych w drobnych koralikach, dziergających beadingowe cuda, proszę o to naszyjnik z początku XX wieku. Czyżby rzeczywiście wszystko w tym biżuteryjnym świecie już było odkryte? Możliwe, ale nie ma przeszkód, by jednak cały czas odkrywać swoją własną Amerykę:)

Koralikowy naszyjnik, Austria,1910- 1912.

Trzy powyższe zdjęcia pochodzą z książki: Nancy N. Schiffer, Silver Jewellery Design, Hong Kong 1996, pozostałe są mojego autorstwa :D

Słowa same przelewają się na papier, tak zgadza się, ten wpis powstał metodą tradycyjną. Już dawno tak nie pisałam, ale jednak w ten sposób umysł się uwalnia, co owocuje przydługim postem (choć liczę, że ciekawym :), nie pierwszym i nie ostatnim, czyli zostaną tu tylko najwytrwalsi. Na koniec zostawiłam rozwiązanie zagadki z ostatniej PODRÓŻY, prezentowana w tamtym wpisie fotografia przedstawia rzymską bransoletę powstałą w latach 1880 - 1885, mocno zainspirowaną twórczością Etrusków.

Myślę, że w moich opowieściach jeszcze raz wrócę do Muzeum w Pforzheim... no może dwa, bo jest trochę okazów XX w. biżuterii, która wpadła mi w oko i cały dział twórczości etnicznej z różnych stron świata!. A tu mały przedsmak afrykańskich klimatów :D

Dwa naszyjniki i wisior, Etiopia. Masajki zazwyczaj noszą kilka naszyjników na raz.


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

**********************************************************

Ciekawski czwartek nr. 1 - złoto vermeil

$
0
0
Wiem,wiem dziś jest piąteczek i to trzynastego, ale tak to jest, gdy człowiek zapomni opublikować post w odpowiednim dniu. I tak mój pierwszy CIEKAWSKI CZWARTEK na dzień dobry zalicza mały poślizg :D No, ale przejdźmy do rzeczy, czymże jest ten ciekawski dzień? 



ZACIEKAWIENI?

No, to czytajcie dalej! 
Ciekawski czwartek to, taka moja... a niedługo mam nadzieję, że i Wasza nowa tradycja na małą porcję wiedzy z około biżuteryjnego świata, trochę o pielęgnacji naszych precjozów, istotne terminy i wiele interesujących faktów, ale w SKRÓTOWEJ FORMIE! Mam nadzieję, że uda mi się utrzymać w ryzach moje zapędy powieściopisarskie :D

Co ważne, będzie to cykl cotygodniowych postów, które równolegle ukażą się na moim FACEBOOKU, tam będę dodawać infografiki, takie jak ta powyżej. Natomiast wieczorkiem na blogu będę umieszczać rozwinięcie tematu.


ZŁOTO VERMEIL

Takie małe marketingowe oszustwo, niby kupujesz złoto, bo Twój umysł automatycznie koduje sobie to słówko, a tu się okazuje, że to jednak złocone srebro. Nieładnie tak, oj nieładnie... Oczywiście w samym rozwiązaniu, czyli złoceniu srebra nie ma nic złego. W końcu wykonanie złotej biżuterii, szczególnie dużej, to spory koszt zarówno dla tworzącego, jak i później kupującego. A tak to można dojść do pewnego konsensusu i mieć biżuterię złotą w kolorze, nadal ze szlachetnych kruszców, ale jednak nie rujnującą portfela :)


CZYLI, TO PO PROSTU ZŁOCENIE?

Nie zupełnie, jest kilka terminów, które mogą spowodować pewien mętlik w naszych głowach, ale już spieszę z pomocą:

1. ZŁOCENIE / POZŁACANIE:
 - metodą galwaniczną mogą być pozłocone różne metale, np.: miedź lub mosiądz, a grubość powłoki jest mniejsza, niż w przypadku "złota vermeil", za to najczęściej używa się złota próby 999, czyli 24 karaty.
- przy cienkiej warstwie złocenia oprócz tego, że łatwo może się zetrzeć, to czasem przebijają przez nią tlenki ze srebra, pojawiają się brzydkie plamy, itp. niechciane detale.
- w zasadzie słowa złocenie i pozłacanie, choć używane zamiennie nie do końca są ze sobą tożsame. Terminu złocenie zwykle używa się do określenia warstwy stosowanej na przedmiotach sakralnych i biżuterii narażonej na ścieranie (grubość warstwy od 0.5 - 2,5 mikrometra), a pozłotę stosuje się na miejsca, które na owe tarcie nie są narażone (grubość warstwy od 0,175 - 0,5 mikrometra). 

2. ZŁOTO VERMEIL:
 - to określenie dotyczy jedynie złoconego srebra, ale złota warstwa musi mieć minimum 2,5 mikrona grubości i próbę nie mniejszą niż 10 karatów. Zatem przedstawione powyżej moje kolczyki nie kwalifikują się, gdyż powłoka jest cieńsza :)
- często stosowany przy pokrywaniu wnętrz naczyń np. liturgicznych i przedmiotów mających styczność z produktami spożywczymi, ta grubość warstwy złota zapewnia ochronę spodniego metalu przed czynnikami atmosferycznymi.

3. GOLD FILLED:
 - to stop metali, który zawiera w sobie złoto, choć w małej ilości 5 - 10 % zależnie od próby użytego złota. Metodą wprasowania, bądź może lepiej nazwać ten proces zgrzaniem metali, płatki złota są łączone z bazą, np. mosiądzem. Powiadają, że ta technika jest trwalsza od zwykłego złocenia :)

4. ZŁOTO ART CLAY:
- jest to forma pasty z 22 karatowego złota, którą nakłada się pędzelkiem na wypalone przedmioty wykonane w technice Metal Clay, czyli najczęściej na czyste srebro. Następnie po wysuszeniu taką warstwę znów wypalamy, uzyskując w ten sposób złotą powłokę, jak na standardy złocenia bardzo grubą :) Co prawda jej powierzchnia jest trochę matowa i chropowata, ale nadaje się do polerowania. 

5. KEUM BOO:
- złocenie płatkowe na srebrze, w tym procesie zachodzi adhezja drobin srebra ze złotem, czyli stają się jakby jednym metalem. Ten proces spokojnie można przeprowadzić w domowej pracowni, choć wymaga dużo cierpliwości:) 

Myślę, że ta technika zasługuje na dokładniejsze opisanie... możliwe, że trafi do jednego z odcinków Ciekawskiego Czwartku, lub rozrośnie się do wielkości Warsztatu Jubilera, w którym na pewno wspomnę więcej także o tradycyjnych metodach złocenia znanych już kilkaset lat temu, o platerowaniu oraz powiem kilka słów o samej galwanizacji.

P.S. W tekście i na infografice zamiennie używam określenia mikron i mikrometr, są one ze sobą tożsame, choć to pierwsze jest podobno przestarzałe i od ponad 50 lat stosuje się ten drugi termin :)

Teraz kolej na Was, jak podoba Wam się taka forma krótkich, acz treściwych wpisów? Wyniosłyście coś z tego postu dla siebie?


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

**********************************************************

Biblioteka kamieni odc. 13 - Akwamaryn

$
0
0
Ostatnio wiele się u mnie dzieje, w trakcie Nocy Muzeów odwiedziłam cudowną placówkę szerzącą wiedzę o złotnictwie i nie omieszkam podzielić się z Wami wieloma szczegółami. Jak to mówią: post się robi... w przygotowaniu jest także wpis z cyklu FOTOGRAFII PRODUKTOWEJ, tym razem zdradzę kilka trików na jakie pozwalają nam programy graficzne. Do tego już mam pomysł na najbliższy Ciekawski Czwartek, czyli będzie się działo! :D Tymczasem w ramach propagowania podstawowej wiedzy z dziedziny gemmologii zapraszam Was do zapoznania się z AKWAMARYNEM

I tym razem mam do Was prośbę, jeśli macie zdjęcia swojej biżuterii z tym kamyczkiem, to przesyłajcie je do mnie na adres: studio@sztukkilka.pl. Chętnie umieszczę je jako ilustrację postu :)



NIECH NAS PORWIE MORSKA WODA

Zanim wpadniemy w nurt akwamarynowego błękitu muszę wspomnieć iż wszystkie pokazywane tutaj okazy pochodzą ze sklepu SKARBY NATURY, Kasiu wielkie dzięki za użyczenie :) Osobiście nigdy nic z tych kamyków nie robiłam, nawet nie mam w swoich zbiorach jednej sztuki. A jak jest u Was, lubujecie się w akwamarynach?

Wróćmy jednak do naszego bohatera o delikatnie białawo - błękitnym odcieniu czasem wpadającym w zieleń, który zawdzięcza domieszce żelaza. Należy do rodziny beryli, czyli tej samej co szmaragdy. Nazwa pochodzi od łacińskich słów: „aqua” – „woda” oraz „mare” – „morze”. Z tym kamieniem łączono wiele przesądów i legend morskich, mówiono że pochodzi z syrenich skarbów. Marynarze wyruszający w rejs często zabierali ze sobą akwamaryny, by te uchroniły ich przed katastrofą.



  •       Niekiedy w kamieniu rzeźbiono postać boga mórz – Posejdona / Neptuna oraz wykorzystywano do rzeźb i wyrobów rękodzielniczych, jak czarki / puzderka, oczywiście tylko te większe egzemplarze. A  kryształy akwamarynu potrafią zadziwiać swoimi ogromnymi rozmiarami, nawet do 10 metrówPo zanurzeniu w wodzie kamień ten jest prawie niewidoczny, przez długi czas wierzono, że woda, w której trzymano akwamaryn ma właściwości lecznicze.


  • Obecnie najpopularniejsze kamienie są klarowne, niebieskie i bez inkluzji. Natomiast w XIX w. najbardziej poszukiwane były egzemplarze w kolorze morskiej zieleni. Miejsca wydobywania: Santa Maria w Brazylii (kamienie o charakterystycznej barwie i wyraźnych inkluzjach – drobinki zawarte w strukturze kamienia), Mozambik, kiedyś spore złoża znajdowały się na Uralu.






CIEKAWOSTKA:
•    Współcześnie większość akwamarynów poddaje się obróbce termicznej dla uzyskania większej klarowności i lepszego wybarwienia, zabiegi te zmniejszają ilość żółtych przebarwień.

BIBLIOGRAFIA:
oOldershaw Cally, Ilustrowany Atlas Klejnotów i Kamieni Szlachetnych, Warszawa 2008.
oHall Cally, Gemstones, Londyn 2002.
oHochleitner Rupert, Minerały, kamienie szlachetne, skały, Warszawa 2010.
oInformacje z cyklu wykładów prowadzonych w ramach Zawodowego Kursu Kwalifikacyjnego w zawodzie Złotnik – Jubiler, Warszawa 2012 – 2013.


     Coś mi się szablonik bloga rozjeżdża, musicie mi to wybaczyć, za to już niedługo... no dobra, tak realnie to może w wakacje mój blog ulegnie totalnej przemianie, nie tylko graficznej :D 

No, a teraz proszę wyskakiwać ze zdjęć biżuterii z akwamarynami!!!

EDIT, czyli przykłady akwamarynu w twórczości innych twórców:

Dulcedo




Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

*********************************************************

Ciekawski czwartek nr. 2 - Stras

$
0
0
Stras(nie) szybko minął mi ten tydzień, nim się człowiek obejrzał już nastał kolejny czwartek i pora na nową ciekawostkę z biżuteryjnego świata :) Dobrze, że wcześniej zrobiłam sobie listę kilku terminów, o których chciałabym Wam opowiedzieć. Dziś będzie o czymś znanym i nieznanym jednocześnie. Słyszeliście kiedyś o kryształach Swarovskiego albo czeskich koralikach Preciosa? Myślę, że szczególnie ten pierwszy termin jest powszechnie znany, a wiecie czym jest STRAS? Hmmm... z tym już gorzej prawda? W takim razie zaraz trochę podbuduję Waszą wiedzę :D



STRAS(NA) CIEKAWOSTKA

Zakupiłam niedawno książkę o biżuterii, gdy tylko wpadła w moje dłonie od razu ją przekartkowałam i zaczęłam czytać podpisy pod zdjęciami. A tam brosza ze "strasami diamante" albo zapinka "z bezbarwnymi i szmaragdowymi strasami rhinestone", a ja zielona z mej niewiedzy tylko domyślałam się po obrazku o co chodzi, ale pewności w swych przemyśleniach nie miałam... więc zgłębiłam temat :)

Broszka, Hiszpania ok. 1750 r. Materiały: srebro, szklane paciorki.

DAWNO, DAWNO TEMU...

Upraszczając całą sprawę, strasy to po prostu szklane, fasetowane koraliki, które miały za cel imitować diamenty, przynajmniej w swym pierwotnym założeniu. Oczywiście sprawa nie jest taka banalna i nie każdy szklany paciorek możemy nazwać strasem. Zatem poznajmy trochę ich historię...

  • Pod koniec XVII wieku brytyjscy rzemieślnicy wynaleźli szkło ołowiowe, które charakteryzowało się dużą twardością i skrzącym blaskiem, do tego dało się je ciąć i polerować, nawet bardzo małe kawałeczki.
  • W latach 30' XVIII stulecia paryski jubiler Georges Frederic Strass, rozpoczął propagowanie owych szkiełek, jako idealnego substytutu szlachetnych kamieni, szczególnie diamentów. Francuscy dworzanie szybko podchwycili ten trend, gdyż idealnie wpisywał się w wizualne założenia epoki. Wybujałe stroje potrzebowały godnej oprawy, najlepiej z dużą ilością błyszczących kamieni, gdy dodamy do tego rozpowszechnienie używania woskowych świec otrzymamy roziskrzony widok. Bardzo ważne były także pobudki finansowe, imitacje diamentów były relatywnie tanie, względem oryginałów, a ówczesne wyższe sfery coraz częściej wybierały się w podróże, więc w razie rabunku nie traciły fortuny :)
Queen Baguette - zdjęcia strasów użyczone przez Marisella.pl
  • Cała Europa namiętnie zaczęła naśladować produkty pana Strassa :)
  • Pod koniec XVIII wieku biżuteria ze strasami zyskała powszechną akceptację, a błyszczące szkiełka przyczyniły się do rozwoju szalonych kształtów klejnotów i niestandardowych szlifów. Złotnicy nie bali się eksperymentować ze względu na niski koszt strasów, co prawda ich wyroby z użyciem szkiełek uchodziły za towar luksusowy.
  • Swego czasu w Szkocji powstawały strasowe repliki antycznych kamei, tuż po tym jak odkryto Herkulanum i Pompeje.
  • Po Rewolucji Francuskiej zainteresowanie strasami trochę podupadło, ze względu na skojarzenie z rozrzutnością poprzedniej władzy i arystokracji.
  • Jednak przez całe XIX stulecie połyskująca biżuteria wykorzystująca przezroczyste lub barwione strasy była popularna wśród zamożnych elit, uchodziła wręcz za przejaw elegancji.

Mikro-meduzki Bermuda Blue

NA SCENĘ WCHODZI SWAROVSKI

  • W czasach Art Deco uznaniem cieszyła się biżuteria gęsto wysadzana kamieniami, rozwinął się i udoskonalił przemysł szlifierski. Powstawały nowe, fantazyjne kształty pasujące do geometrycznych form precjozów. 
  • Za tymi nowinkami szli także wytwórcy szklanych imitacji, a wśród nich Daniel Swarovski, którego fasetowane kryształy uchodziły za najlepsze. 
Wersja nowoczesna z kolekcji zaprojektowanej przez Celine Cousteau dla Swarovskiego
  • Jego zakład mieścił się na terenie Austrii, nad rzeką Ren, od której pochodzi nazwa kryształów "rhinestones". 
  • Pod koniec XIX wieku Swarovski opracował maszynę do precyzyjnego cięcia szkła (wcześniej było szlifowane), która pozwoliła mu na masową produkcję wysokiej jakości strasów. Natomiast już po 1920 roku stał się głównym ich dostarczycielem dla twórców sztucznej biżuterii.
  • Inne firmy produkujące strasy, to np. Elite Crystals i czeskie Preciosa

Flower, Baroque, Avant-garde, Wing, Aquiline

Szklane kryształki panują już prawie 300 lat i jak na razie nie mają zamiaru się poddać, sama przyznam, że niektóre egzemplarze nawet mnie chwytają za serce, a ja nie z tych co piszczą na widok blink blink :) 

Wszystkie zdjęcia "swarków" pochodzą od Edyty z Marisella.pl, za co pięknie dziękuję!!!

Macie w swoich biżuteryjnych zbiorach jakąś biżuterię ze strasami albo wykorzystujecie je w swoich pracach? 

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

*********************************************************

Powiew wiosny - subtelna kolia ze srebra

$
0
0
Wiosna na dobre rozgościła się w ogrodach, powolutku zaczęła zaglądać także do naszych mieszkań. Promienie słońca, delikatny zapach kwiatów, brzęczące, włochate pszczółki otaczające jabłonkę... to moja ulubiona pora roku :) Natomiast połączenie pięknej wiosennej pogody i długiego weekendu, to już totalna rozkosz! Dlatego uprasza się, abyście szybciutko (po przeczytaniu tego postu) ruszyli na świeże powietrze, bo to aż żal taką aurę marnować. Dla ułatwienia Wam zadania dzisiejszy wpis będzie krótki i treściwy oraz bardziej przystosowany do oglądania niż czytania :)


W MAJU, JAK W GAJU


Jeszcze nim zdążyliśmy się zorientować przyroda wypuściła już swoje pierwsze pędy, rozpoczęła mozolny proces wzrostu, by w maju pokazać swą wybujałość obleczoną w soczystą zieleń. Naszyjnik, który chciałabym Wam dziś pokazać w symboliczny sposób ukazuje wzrost natury. Pierwsze nieśmiałe wici przechodzące w pąki i rozwinięte kwiaty, gotowe na przyjście lata.

Inspiracje do powstania naszyjnika były dwie. Po pierwsze konkurs organizowany przez Royal Stone - Romantyzm i romantyczność, po drugie i w zasadzie ważniejsze zamówienie złożone przez Panią Alinę, która zapragnęła posiadać otwartą kolię mojego autorstwa, jednocześnie zostawiając mi bardzo dużą dowolność twórczą, za co pięknie jej dziękuję!


Szkic potraktowałam w dość uproszczony sposób, zależało mi jedynie na zarysowaniu całej koncepcji, reszta działa się już w mojej głowie, a potem w srebrze. Jest to kolejna już wariacja na temat kwiatów wykonanych z metalu i coś czuję, że nie ostatnia :)


Na tym etapie zakończyły się zdjęcia z procesu twórczego... zbytnio byłam zaaferowana dalszym tworzeniem, by pamiętać o fotografowaniu :) Musicie mi to zaniedbanie wybaczyć, za to za chwilę będziecie mogli cieszyć oczy wszelkimi detalami srebrnego naszyjnika, którego powierzchnię pokryłam oksydą o złotawym odcieniu, wpadającym w ciemną szarość :)


A przed zdjęciami jeszcze krótkie uzasadnienie, jak moja praca ma się do tematu inspiracji. Przyznam się, że gdy zobaczyłam co będzie motywem przewodnim na najbliższy miesiąc (secesja), zastanawiałam się, czy Powiew Wiosny nie powinien zostać opublikowany właśnie w jej ramach. Jednak na secesję mam nowy, szalony pomysł, więc zostawiłam wszystko wedle pierwotnej myśli :)

"Romantyczność kojarzy mi się z delikatnością i ulotnością wiosny, pierwszymi pączkami i drobnymi kwiatami. Natura rodzi się do życia, rośliny puszczają pnącza, a świeże wicie oplatają stare łodygi. Tak, jak w historycznej epoce romantyzmu, gdy ludzie zwrócili się ku naturze i wewnętrznym przeżyciom." 









I jak podoba się Wam moja interpretacja?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

*********************************************************

Ciekawski czwartek nr 3 - 4: starożytne techniki złotnicze, czyli filigran i granulacja

$
0
0
W tym odcinku przybliżę Wam dwie techniki złotnicze, jako że obie są bardzo wiekowe i w starożytności często występowały razem, to postanowiłam umieścić je w jednym wpisie. Łączy je jeszcze jedna cecha - niestety możemy je zaliczyć do technik ginących. Przez wiele wieków zarówno FILIGRAN, jak i GRANULACJAświęciły swoje wzloty i upadki, obecnie panuje raczej ten drugi stan, szczególnie w przypadku granulacji.


FILIGRANU WIELE ZNACZEŃ


Słowo "filigran" posiada kilka znaczeń, na początek rozwinę dwie mniej dla nas istotne, czyli określenie drobnej osoby lub przedmiotu (która z Was należy do filigranowych?).W kolejnym rozumieniu filigran, to znak wodny na papierze :)

Teraz możemy przejść do setna, czyli starożytnej techniki złotniczej zwanej filigranem, ze względu na swoją drobną i misterną formę. Bogaty ornament, a czasem i całe przedmioty wykonywano ze skręconego, drobniutkiego drutu (im cieńszy, tym lepszy), najczęściej złotego lub srebrnego. 

Moja interpretacja techniki filigranu w wersji ażurowej, bez plecków - "Pomarańcze" z koralem.

Dekoracyjne sploty często układano w geometryczne i obłe formy, bardzo charakterystyczny jest zwielokrotniony motyw spirali. Za pomocą filigranu przedstawiano zoomorficzne i roślinne kształty o ażurowej strukturze. Niekiedy filigran był mocowany do blachy, a jego zastosowanie jest szersze niż tylko w biżuterii, częstokroć tworzono z niego przepiękne naczynia, takie jak poniższy koszyk, który znajduje się w zbiorach Oddziału Muzeum Sztuki Złotniczej w Kazimierzu Dolnym.

 Koszyczek powstały w Krakowie, monogramista A.S., 2 poł. XIX w.


W starożytności techniką tą posługiwali się rzemieślnicy z kręgu kultury egejskiej (ok. 2500 lat p.n.e.), egipskiej czy etruskiej (VIII-VII p.n.e. ), w Bizancjum (VI - XII w.), a także w Irlandii, czy krajach słowiańskich oraz sztuce islamu, czyli jak widzicie niegdyś cieszył się ogromną popularnością. Najwyższy poziom w ornamentalnych splotach osiągnęli artyści etruscy oraz włoskiego renesansu, specjalizujący się w wersji bez użycia blaszki, jako podkładu. Ponowny rozkwit nastąpił w pierwszej połowie XIX w.

Kolejny z niesamowitych eksponatów z Muzeum Sztuki Złotniczej - Balsaminka, czyli mały, ażurowy pojemnik na wonne zioła, używany w obrządku wyznania mojżeszowego na zakończenie szabatu.

  

PEŁNO DROBNYCH KULECZEK


Powróćmy raz jeszcze do wieków dawnych sprzed naszej ery, zajrzyjmy do pracowni etruskiego złotnika, który mimo prostych narzędzi potrafił uzyskać najdrobniejsze na świecie złote granulki, a potem przymocować je do bazy z blachy. Czy wiecie, że to właśnie w Etrurii powstała biżuteria z najmniejszą granulacją, nawet przy obecnym rozwoju techniki nie jesteśmy w stanie powtórzyć tych drobin! W złotnictwie romańskim granulacja często występowała wraz z filigranem, zwykle jako jego uzupełnienie. Coraz rzadziej wypełniała całą powierzchnię, służyła głównie do zaznaczania konturu np. zwierząt.

Plakietka, V - VI w. n.e., złoto i almandyn.

Najstarsze prace w tej technice odkryto w grobowcach z Ur z 2500 r. p.n.e. Ze swej doskonałości słynie granulat wykonywany w Troi, jego przykłady odnaleziono na terenie Krety, drobne kulki miały wielkość od 0.4 - 1.1 mm. Natomiast dzięki kupieckiej kulturze Fenicjan, granulacja rozpowszechniła się na terenie basenu Morza Śródziemnego. To właśnie za ich sprawą technika wytwarzania drobnych kulek dotarła do zdolnych Etrusków, którzy doprowadzili ją do perfekcji i wytwarzali granulat o rozmiarze 0.1 - 0.2 mm, aż trudno sobie to wyobrazić! Co istotne, owe kuleczki łączono bez użycia spoiwa, stosowano rozpuszczoną w occie miedź połączoną z naturalnym klejem, która pod wpływem wysokiej temperatury topiła się wcześniej niż złoto i scalała granulki z podłożem. Obecnie twórcy posługujący się tą techniką należą do rzadkości, szczególnie Ci którzy kultywują stosowanie tradycyjnych metod łączenia bez lutowania.

Hellenistyczna Grecja, II w. p.n.e. - Złoto + almandyny 

Rzym, 1880 - 1885 r., złoto.

Podobają się Wam przedmioty wykonane przy użyciu tych technik? 
Mnie uwodzi delikatność filigranu, a granulacja kryje w sobie starożytny urok.

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

*********************************************************

Do kogo trafi namiot bezcieniowy... + mini ankieta

$
0
0
Kazałam Wam czekać co niemiara, chyba należy mi się za to kara :) Myślałam, że zdążę z nowym fotograficznym postem jeszcze w maju i wtedy uroczyście ogłoszę, do kogo zacny Pan listonosz ( a może ktoś ma listonoszkę?) przyniesie namiot bezcieniowy co, by pomógł w walce z przeciwnościami fotograficznego żywota. Jednak doba ma tylko 24 h, ja mam dwie ręce i tyleż samo półkul mózgowych. W tym stanie zastał mnie czerwiec, za mym oknem pięknie kwitnie jaśmin, a jego zapach roznosi się po całej pracowni... I jak tu pracować, zamiast leniuchować? :D


JEDEN SZCZĘŚLIWIEC?

W ostatnim wpisie z cyklu FOTOGRAFIA PRODUKTOWA poprosiłam Was, abyście napisali w komentarzu co najbardziej podoba się Wam w moich postach, co byście zmienili oraz jakie tematy byłyby dla Was interesujące. Otrzymałam wiele kreatywnych odpowiedzi, za co bardzo serdecznie dziękuję :) Jednak namiot do oddania mam tylko jeden, więc musiałam wybrać odpowiedź, która najbardziej urzekła me serce, a jej autorką jest...

BIŻUTERIA ZE SZCZYPTĄ MAGII!!!

jeśli jeszcze nie zakupiłaś sobie swojego namiotu i męczysz się nadal z własną konstrukcją, która co jakiś czas niweczy Twoje fotograficzne plany, to wyślij mi na maila: studio@sztukkilka.pl swój adres. Jeśli jednak jesteś już zaopatrzona w namiot, to daj mi o tym znać, a nagroda trafi do innej potrzebującej duszyczki :D


MAŁA PROŚBA

Część z Was już słyszała o mojej mini ankiecie. Baaa! niektóre osoby już ją wypełniły, za co jestem niezmiernie wdzięczna :) To ledwie 5 pytań, odpowiedź na nie zajmie Ci tylko chwilkę, a dla mnie to może być milowy krok albo skok...lub jakiś przełom... wymieniać mogłabym długo :D

To jak, dołączysz do zacnego grona osób, które mają ją już za sobą?!


P.S. W tym miesiącu to już się spiąć muszę i na pewno powstanie post o pracy w programach graficznych. Jeśli chcecie nadal możecie podsyłać mi swoje zdjęcia do obróbki, więcej info o tym znajdziecie pod linkiem: KLIK


Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Secesyjny urok zamknięty w szkle i srebrze + technika fusing'u

$
0
0
Kto lubi secesję? 
Kto, do tego kocha przedmioty ze szkła? 
Kto tylko czeka, by podejrzeć mój proces twórczy?

Tak, ten wpis jet właśnie dla Was! :) Wpadniemy dziś w sidła secesyjnych zawiłości, spowitych w promieniach słonecznych przepuszczonych przez kobaltowe szkło. Opowiem wam także o technice fusing'u, którą ostatnio z lekka zaniedbałam na rzecz ceramiki krystalicznej, ale tym projektem szkło artystyczne wraca do łask. Jesteście gotowi na sporą dawkę tajników z mojego warsztatu i jeszcze więcej zdjęć? W takim razie zaczynamy, dziś nie będzie minimalistycznie, ale na bogato! :D



WYBUJAŁA BIŻUTERIA SECESYJNA


Biżuteria secesyjna jest jedną z lepiej rozpoznawanych na świcie, choć sam styl, który pod koniec XIX wieku opanował Europę, a nawet zawitał do Stanów Zjednoczonych, trwał ledwie kilkanaście lat. Oczywiście na początku XX w., gdy prym zaczęła wieść stylistyka Art Deco wszystko co zdobne i zbyt płynne zostało odrzucone przez współczesnych. Jednak obecnie sztuka Art Nouveau święci swoje triumfy, poszukiwane są zarówno meble, jak i biżuteria, podziwia się niezwykłą wyobraźnię artystów i niesztampowe podejście do sztuki. 

W mojej twórczości również możecie odnaleźć wiele nawiązań do tej epoki, czasem czynię to bezwiednie, bo lubuję się w płynnych liniach, nawet w moim logo nie zaświadczycie ostrych kątów. Innym razem z góry zakładam bezpośrednie nawiązanie do motywów roślinnych, wszelkich zawiłości i płynności. Tak jest i tym razem, w końcu poniższy srebrny naszyjnik powstał na konkurs Royal Stone - Urok Secesji.

Oryginalny szkic + lekko pomniejszona kserówka, której używałam przy pracy :)

Początkowo planowałam, że napiszę Wam o oryginalnej biżuterii secesyjnej, wspomnę o najważniejszych twórcach i ciekawostkach. Jednak po zastanowieniu stwierdziłam, że muszę ten temat zostawić na później, w końcu mam zdjęcia pięknych okazów biżuterii, które zrobiłam w trakcie moich podróży, a tutaj już sporo zebrałam fotografii do samego procesu twórczego. Za to zdradzę Wam jak powstają moje połyskujące szkiełka! :D

Wycięte i oszlifowane szkiełka ułożone na projekcie.

TECHNIKA FUSING'U - krok po kroku

Od samego początku nie miałam wątpliwości, co stanie się motywem przewodnim mojej interpretacji - IRYS. Jakże secesyjny kwiat, utrwalany przez wielu artystów w obrazach i witrażach, a także w metaloplastyce. Połączenie niezwykłego kształtu kielicha z płynnymi liniami płatków i niesamowitymi kolorami! Ach cud, malina... przyznam, że już dawno o nim myślałam, a konkurs stał się dla mnie impulsem do działania.

Przenoszenie kształtu płatków na szkło.

Ja tu paplam bez składu i ładu, a miałam opowiedzieć Wam o technice stapiania szkła, czyli fusing'u. Sama metoda twórcza znana jest już od wieków, nawet w starożytnym Egipcie stapiano już barwione szkło i stosowano jest zamiast szlachetnych kamieni, ale myliłby się ten, kto uznałby je za tanie podróbki. Szkło było bardzo cenione przez wiele tysiącleci, dopiero gdy wprowadzono je do masowej produkcji, to trochę spowszedniało. Jednak nadal istnieją artyści (chociażby Ci z włoskiej wyspy Murano), którzy potrafią wyczarować ze stopionego piasku istne cuda. Nota bene secesyjni twórcy też z lubością wykorzystywali ten materiał, także w biżuterii.

Osobiście udało mi się liznąć trochę "szklanej" wiedzy w trakcie praktyk w pracowni fusing'u, dzięki nim mogłam zapoznać się z podstawowymi działaniami przy barwieniu i topieniu szkła, a teraz mogę podzielić się nimi z Wami.

Ciąg dalszy odrysowywania :)

  CIĘCIE, BARWIENIE I TOPIENIE SZKŁA

Czas na trochę praktyki :) Na początek potrzebujemy taflę przezroczystego szkła (tzw. float), takiego jakie mamy w oknach. Przyda się także nożyk do cięcia szkła, mazak, projekt i... caki, czyli specjalne szczypce do "ciasteczkowania" szkła. Za ich pomocą możemy dosłownie "odgryzać" kawałeczki szkła, by uzyskać pożądany kształt. Taki kawałek szkła wygląda, jakby go ktoś pogryzł ząbkami, stąd pojawia się nawiązanie do ciasteczek :D

Noże do szkła ze stalowym ostrzem i "caki" do cięcia.

Na początku, za pomocą zmywalnego mazaka przeniosłam na szkło kształty płatków, następnie wycięłam nożykiem kanciaste formy wokół rysunku (nożykiem nie uzyskam obłych kształtów). Taki kawałki potraktowałam cakami, pracując z nimi trzeba bardzo uważać, bo szkło przy "gryzieniu" potrafi daleko strzelać. 


Krawędzie tak poobgryzanych kawałeczków trzeba wyszlifować, by po wypale szkła miały równe brzegi. Posłużyła mi to tego zwykła szlifierka stołowa z odpowiednią tarczą do szkła i zbiorniczkiem z wodą, gdyż takie szlifowanie przeprowadza się na mokro. Na sucho prawdopodobnie szkło by pękło, a ostre drobinki fruwałyby po całym pomieszczeniu.

Po lewej widzicie wygryzione szkiełka, a te po prawej są już wyszlifowane i nie kaleczą dłoni.

Kolejnym etapem jest barwienie szkła. Ja używam niemieckich barwników, mających formę proszków i granulatów, jest to po prostu bardzo drobno sproszkowane szkło, które po wypale najczęściej zachowuje pewną transparentność. Na rynku dostępne są także farby do szkła, które również się wypala, ale one są kryjące i dają zupełnie inne efekty. Poniżej możecie zobaczyć barwniki, które posiadam, grzecznie ułożone w rządkach.


Kto zwrócił uwagę na kolorystykę proszków w pojemnikach? Wszystkie jakieś takie pastelowe, prawda? Bynajmniej po wypale już takie nie pozostają, na szczęście dogrzebałam się do zdjęć, gdy robiłam swoje próbniki kolorów, dzięki temu możecie zobaczyć, jaka zachodzi zmiana po wypale w temp. ok. 840 °C.

 

Wróćmy jednak do mojego irysa, postanowiłam nadać mu barwy kobaltowo - białe + kilka ciemniejszych drobinek. Na poniższych fotografiach widać, że zamiast suchych użyłam płynnych barwników. Zasadniczo, są to te same proszki, tylko wymieszane ze specjalnym, oleistym medium, które po nałożeniu na szkło musimy wysuszyć. Sam wypał trwał około 8 h + studzenie pieca. Szkła pod żadnym pozorem nie można wyjmować z pieca przed ostygnięciem, grozi to jego całkowitym spękaniem. 


Szkiełka ułożone w piecu do wypału.

W pierwotnych planach i wedle ustalonego przeze mnie programu wypalania, szkiełka miały mieć tylko lekko zaokrąglone krawędzie, niestety grzałki w piecu były już mocno zużyte (zerknijcie na zdjęcie szkieł w piecu, widać że grzałki zaczynają wychodzić poza rowki), więc dłużej zajęło im dogrzanie do odpowiedniej temperatury. Jaki z tego rezultat? Im dłużej szkło znajduje się w wysokiej temperaturze, tym coraz bardziej się rozpłaszcza i deformuje, zatem kawałeczki stały się bardzo obłe, bez pionowych ścianek, zmieniły też trochę swoją formę, ale nadal mogły posłużyć mi jako płatki irysa :)


SREBRNA METALOPLASTYKA


Czas zabrać się za tworzenie w srebrze, pracę rozpoczęłam od wykonania carg z mięciutkiego srebra próby 999, gdy już wszystkie były gotowe i wyrównane zaczęłam mozolne lutowanie ich do blachy. Ze względu na wielkość podłoża (postanowiłam zmieścić na jednym kawałku cztery szkła) musiałam lutować wszystko na raty. Łączyłam blachę z cargą, wykwaszałam i wycinałam otwór od wewnętrznej strony cargi, trochę mniejszy niż jej obrys, by szkło miało się na czym oprzeć. Dzięki temu zabiegowi naszyjnik jest lżejszy, a mi było łatwiej lutować kolejne oprawy. 




Kolejne cztery płatki powstały na oddzielnych blaszkach, które po oszlifowaniu przylutowałam do głównej bazy, całość zaczęła nabierać kształtów... kosmity oraz słusznej wagi. Zapewne domyślacie się, że poszalałam z rozmiarem naszyjnika ;P 




Do zrobienia pozostała mi jeszcze łodyżka z pączkiem oraz zawieszenie. Początkowo pączek również miał być ze szkła, ale zbytnio się ono zdeformowało w wypale, więc postawiłam na srebrne zawijasy. Przy okazji pierwszy raz w życiu wykonałam własną rurkę, która służy za łodygę! Posiadam gotowe rurki, ale ona mają zbyt cienkie ścianki, by jeszcze je kształtować i prawdopodobnie przy lutowaniu uległyby spaleniu. Na koniec pozostało najgorsze, czyli połączenie dwóch, wieloelementowych części bez ich zniszczenia...i tu pojawiły się schody.


Z LUTOWANIEM PROBLEMÓW KILKA


Wszystko już miałam przygotowane, elegancko spasowane, blaszki podłożone (by się nie bujało...) lutówka nałożona, lut przygotowany. Włączam palnik, zaczynam nagrzewać całość równiutko, potem trochę bardziej w miejscu łączenia. Pojawia się znajomy żar blachy, muszę wyostrzyć zmysły, by nie spalić metalu i trafić na odpowiedni moment stopienia lutu. Dotykam rozgrzanej do czerwoności blachy drucikiem lutu, licząc że pięknie popłynie... 

A tu nic, nie dość że drań ani drgnie, to w ogóle się nawet nie nadtapia, wszystko już tak rozognione, że zaraz wybuchnie i tlenków już tyle, że się lutować nie da!. Bach! wszystko poszło do wykwaszania, ze mną tak łatwo nie będzie, nie mam zamiaru się poddawać. Kolejne podejście i... kolejne, i znów... Hmmm... no dobra co jest grane? Chwytam za butlę z gazem, a tam pustki... gazu było na tyle, że płomień był zacny, ale nie osiągał temperatury, która w tym wypadku była mi potrzebna. Dobrze, że miałam zapasową, szybka wymiana i już bez większych problemów połączyłam wszystko w całość.

Odrobina oksydy nigdy nie zaszkodzi :)


Miałam też trochę zakuwania, musiałam przy tym uważać, aby nie zaczepić cargi obok oraz nie zarysować szkła. Na koniec przecieranie wełną stalową, dołożenie koli z przedłużką i fotografowanie. 

Cały sukces polega na tym, że kwiat jest rozpoznawalny, choć męska część domowników stwierdziła, że: to ten kwiatek, co rośnie z tyłu za domem :) czyli też nieźle. Teraz możecie już cieszyć oczy gotowym naszyjnikiem, a ja ten wpis zakończę uzasadnieniem, jakie wysłałam w ramach konkursu:

"Nadejście Art Nouveau wprowadziło powiew świeżości do sztuki złotniczej, secesja usidliła nas swoimi zawiłościami. Jednym z bardzo popularnych motywów były kwiaty, których gatunki bez problemu możemy rozpoznać i znaleźć w twórczości wielu twórców. Widzimy je w malarstwie Stanisława Wyspiańskiego, witrażach Józefa Mehoffera czy przepięknej biżuterii Rene Lalique’a oraz w moim naszyjniku: szklano – srebrnym irysie."








PODOBA SIĘ? A MOŻE NIE?
Dajcie mi o tym znać w komentarzu!

Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Ciekawski czwartek odc. 6 - 7. Próba (sił) i cecha (charakteru) probiercza :)

$
0
0
Dziś poruszę bardzo istotny temat, zarówno dla osób lubujących się w biżuterii, jak i tych tworzących lub początkujących w jubilerskim fachu. Próba metalu i cecha probiercza, to dwa hasła często ze sobą mylone, a jakże istotne przy zakupie biżuterii ze szlachetnych kruszców. Postaram się w przystępny sposób przybliżyć Wam oba te pojęcia :D Zacznijmy od próby... sił :P



PRÓBY METALI SZLACHETNYCH


Względem metali szlachetnych stosujemy pojęcie PRÓBY, jest to określenie ilości czystego kruszcu, który znajduje się w stopie. Prawie nigdy nie wykonuje się przedmiotów z czystego metalu, gdyż zarówno srebro, a tym bardziej złoto w czystej postaci jest zbyt miękkie do użytku. 

Przykładowo stop złota o próbie 585 (0.585) zawiera 58.5% czystego złota, reszta (czyli 42.0%) to dodatki (np. srebro i miedź). Dzięki dołączeniu innych metali można uzyskać różne odcienie złota, od delikatnie żółtych, przez klasyczny odcień, po różowe barwy. Jednocześnie złoto utwardza się, dzięki czemu nadaje się do wyrobu biżuterii i innych artefaktów.

Granulat srebrny o próbie 999.

Dla ujednolicenia systemu określania próby wymyślono (względem każdego metalu szlachetnego) kilka oznaczeń cyfrowych, system ich znakowania nie jest do końca dokładny o czym będzie za chwilkę. 

KILKA ISTOTNYCH FAKTÓW:

1. Czysty metal ma próbę 999 (czasem stosuje się także zapis 0.999), zasadniczo owa liczba powinna wynosić 1000, skoro to czysty metal, ale tak naprawdę w przyrodzie go nie znajdziemy.

2. Czystego metalu nie stosuje się w wyrobach, gdyż jest zbyt miękki, bardzo łatwo byłoby go popsuć. Wyjątkiem są poszczególne elementy, takie jak carga (ciągła oprawa kamienia), czy łapki.

3. W celu użycia srebra, złota i pozostałych metali szlachetnych trzeba stworzyć stop metali, czyli zmieszać je z innymi metalami, czasami pospolitymi.
    
Przykładowe mieszanki: 
  • ZŁOTO: dodatek miedzi i srebra
  • BIAŁE ZŁOTO: oprócz srebra producenci dorzucają pallad, a w tańszej wersji nikiel, który bardzo wybiela wszystkie metale
  • SREBRO: dodatek miedzi

4. Każdy metal szlachetny występuje w z góry wyznaczonych próbach:

  • ZŁOTO: 0.999 | 0.960 | 0.750 | 0.585 | 0.500 | 0.375 | 0.333
  • SREBRO: 0.999 | 0.925 | 0.875 | 0.830 | 0.800  (wytłuściłam najpopularniejsze próby i najmniejsze)

Co ważne, jeśli w badaniu wyjdzie, że stop srebra ma 0.920 zawartości czystego kruszcu, to zostanie on przypisany do próby 0.875, mimo że realnie srebra w stopie jest więcej. Daletego zawsze przy topieniu metalu trzeba uważać na proporcje wszystkich składników :) albo kupować gotowe materiały w zaufanym źródle :) 



PRAWO I CECHY PROBIERCZE 


Tutaj następuje bardzo istotna część dzisiejszego wpisu :) Na oko nie damy rady poznać z jakim stopem mamy do czynienia, w domowych warunkach również tego nie sprawdzimy. Naprzeciw wychodzi nam prawo probiercze obowiązujące w naszym kraju. Pokrótce wspomnę także, jak wygląda ono w innych państwach:

Wyróżniamy trzy systemy prawa probierczego:

1.  Obligatoryjny (obowiązkowy) 
Właśnie taki mamy w naszym kraju. Każdy twórca / firma produkująca wyroby z metali szlachetnych musi oddać je do Urzędu Probierczego, który zbada zawartość czystego metalu w stopie (czyli próbę metalu). Po badaniu w owym urzędzie następuje cechowanie przedmiotu, czyli zostaje nabity lub naniesiony laserowo prawnie chroniony znak, potwierdzający zawartość metalu szlachetnego w wyrobie.
Wyjątki: zwolnione z cechowania są przedmioty srebrne o wadze poniżej 5.0 g oraz wyroby złote ważące mniej niż 1.0 g, a także produkty dawnego pochodzenia, przyrządy medyczne, monety...
Inne kraje: Rosja, Ukraina, Białoruś

2. Fakultatywny (nieobowiązkowy) 
W niektórych państwach istnieją urzędy probiercze, ale badanie i cechowanie produktów nie jest obowiązkowe. Producenci czasami sami nabijają numer próby (w formie trzech cyfr określających próbę, np.: 925)
Kraje: Szwajcaria

3. Deklaracja producenta
W danych krajach nie istnieją przepisy probiercze, choć zwykle producenci informują jaką próbę mają wyroby, jednak ta informacja nie jest odgórnie sprawdzana.   
Kraje: USA, Włochy


W każdym kraju, który posiada prawo probiercze istnieją inne oznaczenia, które nabijane są w urzędzie. Poniżej przedstawiam wykaz cech podstawowych stosowanych w Polsce:


Grafika pochodzi z Wikipedii (takie wykazy znajdziecie także na stronie Urzędu Probierczego)

Własnie takie mini znaczki możecie odnaleźć na biżuterii, którą kupujecie u jubilera lub indywidualnych twórców. Każdy metal ma inną cechę, różniącą się kształtem, określeniem próby, obrazkiem i literką, już tłumaczę, po co to wszystko :)

Cechy podstawowe mogą być nabijane lub nanoszone laserowo, czasami znak probierczy ulega zatarciu (jest to naprawdę maleńki symbol, który najlepiej oglądać przez lupę), wtedy każdy detal może być istotny. 

KSZTAŁT: każda cecha ma inny, pomaga to określić z jakim metalem mamy do czynienia, jeśli cała reszta jest nieczytelna.
LICZBA: określa z jakiej próby metalu został wykonany przedmiot
CYFRA: w przypadku złota stosuje się skrótowy zapis prób, gdzie 0 - to najwyższa wartość, a 6 - najniższa zawartość czystego złota. Cechy do złota zostały specjalnie zminiaturyzowane, gdyż wyroby z tego kruszcu zwykle są bardzo drobne.
LITERA: określa miejsce, gdzie została nabita cecha, i tak "W" = Warszawa, "K" 
= Kraków, "P" = Poznań...
OBRAZEK: do każdego metalu jest przypisana inna ilustracja.
                     Złoto - głowa rycerza w hełmie, zwrócona w lewo, jak dla mnie to samuraj..
                     Srebro - to głowa kobieca zwrócona w prawo, nakryta chustką
                     Platyna - głowa konia odwrócona w lewo
                     Pallad - wbrew pozorom to nie owca z długimi uszami, a głowa psa :P

Przy niektórych cechach podstawowych występują jeszcze cechy dodatkowe. Stosuje się je, gdy przedmiot składa się z kilku części ( np. zawieszka + łańcuszek ), dobrze to widać na poniższym zdjęciu, na którym widnieje jeszcze mój imiennik. 



IMIENNIK, to kolejny ważny element. Każdy legalnie działający artysta musi posiadać swój imiennik zatwierdzony w Urzędzie Probierczym (nie mogą istnieć dwa takie same imienniki). Mój składa się z inicjałów przedzielonych dwukropkiem, a to wszystko zamknięte w kółeczku. Zanim oddam jakiś swój wyrób do cechowania muszę nabić na nim ową sygnaturę (chyba, że jest bardzo malutki, co u mnie się nie zdarza...) gorzej, gdy zapomnę o tym przed zakuciem kamieni, wtedy to dopiero jest gimnastyka :D Poniżej możecie zobaczyć przykład cechy nabijanej, a nie wypalanej laserowo.


Mam nadzieję, że wymieniłam wszystkie istotne informacje związane z tym tematem, jeśli jednak czujecie pewien niedosyt, to pytajcie śmiało, może coś mi umknęło? Wiecie, jak to jest, gdy już zna się temat od podszewki, to człowiek nie wie, co może być istotne dla innych :D

Czy ta wiedza jest dla Was przydatna?
Dajcie mi znać w komentarzach! :)

Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Sztuk Kilka w Królewskim wydaniu, czyli co musisz zrobić, żeby zgarnąć -12% na zakupy w Royal Stone?

$
0
0
Co też ta Marta plecie najlepszego w pierwszym dniu lipca... może jej gorąc zaszkodził albo zbyt wiele godzin nad oparami ze złotniczego światka? Bynajmniej, czuję się względnie nieźle, baaa nawet umysł mam całkiem lotny, ale urlopu sobie nie odmówię :) Zanim jednak udam się w dalekie, ciepłe (o zgrozo) kraje mam dla Was niespodziankę przygotowaną wspólnie z ROYAL STONE. Rączka w górę, kto jeszcze nie zna tego sklepu z całą masą kamieni i akcesoriów biżuteryjnych, który podbija Internet i stacjonarnie Warszawę oraz Poznań? Nic straconego moje miłe, bo teraz czeka na Was pewna niespodzianka...


A CO TU ROBI TEN KOTEŁ?

Każdy kotofil dobrze wie, że kotki lubią błyskotki... Spójrzcie głęboko w oczy Blani, czyż nie widzicie w nich tego efektu blink blink, gdy tylko ujrzy jakiś sznur kamieni i z werwą za nim pogoni? No dobra kochane, to która z Was ma tak samo? No właśnie, wiedziałam że jak tylko zobaczycie jakiś cudny labradoryt albo sznur pereł, to puszczają wszelkie zahamowania i sakiewka się otwiera, a tam... kurcze, złotem to się nie sypie, chyba że miedziakami (nota bene one są z mosiądzu, więc nazwa jakaś taka zaprzeszła jest :D P.S. no dobra mosiądz, to stop miedzi z cynkiem, więc jednak coś jest na rzeczy).

Wróćmy jednak do sakiewki, by wilk był syty i owca cała mam dla Was prezent od Royal Stone, czyli rabat:


Na wszystkie produkty dostępne na ich stronie. Fajnie prawda? Ale podobno nie ma nic za darmo, to niby jak możecie go zdobyć... i co ja z tego mam? Poniżej podaję wszystkie szczegóły promocji, żeby było Wam łatwiej:

  1. CZAS TRWANIA: od 1 lipca - 30 września 2016roku.
  2. KTO MOŻE WZIĄĆ UDZIAŁ:  wszystkie istoty opętane manią biżuteryjkowania :)
  3. JAK ZDOBYĆ OWE - 12% ZNIŻKI: wystarczy, że w trakcie składania zamówienia (tuż pod listą przedmiotów w koszyku) wpiszecie poniższy kod ( znajdziecie go także na banerku w prawej kolumnie bloga):


Jeszcze kilka ważnych informacji:
  • NIE MA OGRANICZEŃ w ilości razy użycia kodu rabatowego, przez najbliższe trzy miesiące możecie z niego korzystać do woli, za każdym razem, gdy najdzie Was ochota na zakupy w Royal Stone!
  • W ramach współpracy z Royalem, będziemy mieli dla Was jeszcze jedną niespodziankę - TUTORIAL na "Bursztynową galaktykę", a co to będzie... to się przekonacie w swoim czasie na royalowym blogu :) a poniżej uchylam rąbka tajemnicy...



NO DOBRA, TO CO JA Z TEGO MAM?

No, bo tak w zasadzie, to jest KONKURS DLA BLOGERÓW!!!... jakoś sama siebie nie odbieram jako blogerki, ale royalowe władze uznały iż należę do tego grona i zaprosiły mnie do udziału, za co pięknie dziękuję :D 

Do owej rywalizacji zostały zaproszone jeszcze inne twórczynie - blogerki (jeszcze nie wiem jakie, więc dla mnie to też niespodzianka!), każda otrzymała indywidualny kod rabatowy opiewający na -12%, do podzielenia się nim z czytelnikami. Do tego wszystkie stworzyły tutoriale z technik, w których pracują, więc wiedzy będzie, co niemiara :D

Za każdym razem, gdy robiąc zakupy w RS użyjecie kodu, od którejś z blogerek, to zostanie to zapisane w przepastnym królewskim systemie, a po 30 września wszystkie sprzedaże zostaną podliczone. Blogerka, której kod został najczęściej użyty otrzyma bon o wartości 500 zł!!! Niezła gratka dla uzależnionych od kamyków (tak, mam ich całą ścianę... w zasadzie dwie, jednak zakrzyknę: 

KAMIENI NIGDY DOŚĆ!!! :D


A TERAZ NIESPODZIANKA ODE MNIE! :)

Tak sobie umyśliłam, że tak od siebie coś chciałabym dla Was zrobić... nie mam ochoty tak po prostu, co jakiś czas wpychać się Wam przed oczy z promocyjnym banerkiem, dlatego pomyślałam o czymś bardziej inspirującym :)

Przez cały czas trwania wakacyjnej zabawy z Royal Stone będę publikować zestawienia moich prac, w których wykorzystałam materiały u nich zakupione, do tego pokażę także, co kryje się w moich kamykowych pudełeczkach i czeka do oprawy, a również było zakupione w royalu :) Jednak nie w tym tkwi całe sedno, siłą rzeczy moje prace możecie oglądać na tym blogu na okrągło, dlatego tym razem ja chciałabym zobaczyć Wasze twory z wykorzystaniem materiałów z Royal Stone i udostępnić je na moim blogu!!! 

Dlatego ślijcie na mój adres: studio@sztukkilka.pl zdjęcia swojej twórczości, nie zapomnijcie napisać, jakie elementy pochodzą ze sklepu Royal Stone oraz gdzie mam podlinkować zdjęcia. Co jakiś czas będę publikować zestawienia Waszej twórczości :)

P.S. jedyna zasada jest taka, by zdjęcie było w miarę wyraźne.




JAK WAM SIĘ PODOBA TAKI DODATEK DO RABATU?

Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

W tajemniczym ogrodzie - secesyjna klamra do włosów

$
0
0
Dość tej przerwy blogowej, zaraz lipiec się skończy, a u mnie tylko jeden post?! Toż, to niewyobrażalne zaniedbanie, dobrze że w innych dziedzinach idzie mi trochę sprawniej :) Zastanawiałam się, czy tym razem poczęstować Was wiedzą z zakresu kamieni, a może porwać do miejsc, które odwiedziłam w trakcie ostatniej podróży... Jednak po tych wojażach stwierdziłam, że wolę zaprosić Was do przytulnego kącika mojej pracowni i odkryć proces powstawania KLAMRY DO WŁOSÓW, mojego najświeższego tworu, bo zakończonego wczorajszego dnia. Dodam z lekką nutą samozadowolenia, że to pierwsza tego typu klamra w mojej działalności biżuteryjnej oraz, że DZIAŁA! :D


SECESYJNA KLAMRA DO WŁOSÓW


I znów rozpanoszyła się u mnie secesja, zawiłe linie i motywy roślinne. Wiele osób mówi mi, iż w moich pracach pobrzmiewa ten styl i choć wiem, że nie mają nic złego na myśli, to sama na siebie się złoszczę, że zamiast pracować nad własnym, rozpoznawalnym stylem, pozostaję w innej epoce. Patrząc z drugiej strony... niby co w tym złego, takie myślenie pozostało mi chyba po procesie szkolnym, że wszelkie nawiązania, to zło wcielone. Jednak jeśli wezmę pod uwagę, że jestem na początku mej drogi artystycznej, to wręcz mam prawo korzystać z dobrodziejstw dawnych lat i próbować wielu dróg twórczych, by znaleźć własną! Ha! i tego będę się trzymać :D

A dzisiaj wyruszmy ponad 100 lat wstecz i cieszmy oczy łagodnością i kobiecością nawiązującą do Art Nouveau, tego jakże krótkiego, ale owocnego czasu w historii sztuki. W zasadzie miałam jeszcze jeden powód (oprócz uwielbienia płynności linii), aby wykonać klamrę w tym stylu. Zrobiłam ją na specjalne zamówienie klientki i przyznam, było to dla mnie wyzwanie, gdyż nigdy wcześniej nie tworzyłam zapięcia do klamry, więc trochę się dygałam. No, ale bez wyzwań człowiek się nie rozwija ;)


PROCES TWÓRCZY W KILKU UJĘCIACH


Mam dla Was pewne novum w przedstawieniu procesu twórczego, zdjęcia zaczęłam zestawiać w kolaże, dajcie znać czy takie rozwiązanie i układ Wam odpowiada? Skąd ten pomysł? Zapewne przyznacie mi rację, gdy stwierdzę, ze moje wpisy w większości należą do długich. Oprócz mojego gadulstwa przyczyną jest także duża ilość zdjęć, które sprawiają że post rozrasta się do niebotycznych rozmiarów. Dzięki zestawieniu zdjęć ze sobą optycznie ciut skrócę wpisy, no i nabiorą trochę życia :D

Wróćmy jednak do bohaterki tego odcinka, jaka spinka jest każdy widzi, ale przed jej wykonaniem musiałam uwzględnić kilka rzeczy:
  •  Po pierwsze, wypytałam klientkę o grubość warkocza, który będzie nią spinać, aby dobrze dopasować wielkość. 
  • Po drugie obmyśliłam zapięcie... ale wcześniej przejrzałam czeluście Internetu, w celu zapoznania się z konstrukcją tego typu klamer, z którymi zwykle nie mam do czynienia (ostatnią taką spinkę posiadałam w podstawówce... no dobrze, może w gimnazjum). 
  • Następnie zaprojektowałam wzór, tak by pasował do biżuterii wcześniej stworzonej dla tej samej klientki.
  • Do tego równie ważna była praktyczność używania. Włosy wplątane w spinkę, to nic miłego... No to teraz kserujemy szkic (po co niszczyć oryginalny) robimy obwódkę, która będzie wzmacniać całość konstrukcji, lutujemy do blachy i możemy wycinać ażury.



Kolejny etap to wycięcie listków i kwiatka, które po wyżarzeniu potraktowałam młotkiem i nadałam lekko obły kształt. Łodyżki, to po prostu młotkowany drucik, czasem zakończony kuleczką. Wedle mego zamierzenia spinka miała być dość mocno oksydowana, więc dobrałam jasne kamyki z masy perłowej, aby dodały całości blasku. Liście przylutowałam do łodyg twardym lutem (LS80), żeby nie sprawiały mi problemu przy dołączaniu do reszty kompozycji.


Podobno klamra od spodu wygląda, jak obcy lub jakiś robak, niektórzy upatrują się w niej puszki na sardynki... ach ta ludzka wyobraźnia, kocham jej nieograniczoność! No dobrze, wspomnę jeszcze o jednej technicznej rzeczy. 

Zanim rozpoczęłam lutowanie elementów w całość, rozmyślałam co połączyć najpierw? Ten proces jest bardzo istotny, ponieważ zła kolejność łączenia może bardzo uprzykrzyć nam życie, a już na pewno pracę :) Postanowiłam najpierw wykonać część ozdobną (pamiętając o kolejności listków, by uzyskać efekt przeplatania się łodyg), a następnie dołączyć części konstrukcyjne: rurkę, kawałek blokujący zapięcie i "grzebyczek", który mocniej przytrzyma włosy. Ach! ale zanim to wszystko przylutowałam, to wygięłam bazę w kształt delikatnego łuku. Na koniec poszła oksyda, którą nakładałam i przecierałam kilkukrotnie, aby uzyskać efekt przedmiotu sprzed wielu lat, takiego wyciągniętego wprost ze szkatułki babuni.

Prawie zapomniałabym wspomnieć o druciku, zapinającym klamrę. Wybrałam grubość 1.2 mm, tak żeby na wcisk pasował do rurki, drut nie mógł być wcześniej wygrzewany, inaczej stałby się zbyt miękki i nie sprężynowałby, czyli z zapięcia byłyby nici :)

Oto i gotowy twór :)
W TAJEMNICZYM OGRODZIE



A teraz hop siup wychodzimy na słoneczko, póki jeszcze świeci, bo coś te wakacje ostatnio częstują nas chłodem i deszczem. 

Ale wcześniej dajcie mi znać, jak podoba się Wam nowy układ zdjęć!!!???


P.S. przypominam, że nadal trwa zabawa POLECAM ROYALOVE, w której możecie pobrać ode mnie 12% kod rabatowy na zakupy w Royal Stone. Więcej szczegółów znajdziecie w poście: TUTAJ.


Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************
Viewing all 189 articles
Browse latest View live