Quantcast
Channel: Sztuk Kilka
Viewing all 189 articles
Browse latest View live

Fotografia produktowa cz.2 - powalczmy trochę z tłem

$
0
0
Obiecałam, że zdradzę Wam trochę mojego warsztatu fotografa - laika i właśnie ową obietnicę staram się spełnić. Dziś będzie o wszelkiego rodzaju tłach do zdjęć biżuterii oraz przedmiotów o trochę większych gabarytach. Pokażę nie tylko co sama posiadam w swoich zasobach, ale także jakie triki i metody stosują inni twórcy. Zatem inspirujcie się do woli, szukajcie swojej fotograficznej ścieżki i przygotujcie się na całą masę zdjęć :D


PLASTIK | DREWNO | TKANINA | PAPIER...etc.

Materiałów, które mogą posłużyć za tło jest cała masa, ograniczeniem jest tylko nasza wyobraźnia. Na początku zastanówcie się, jaki cel mają spełnić Wasze zdjęcia? Czy będą to fotografie na bloga, na fanpage'a, a może do galerii z rękodziełem? Czy istotne jest przedstawienie samego przedmiotu, czy lepiej jednak stworzyć całą kompozycję. Zupełnie inny odbiór będzie miała miseczka ustawiona na białym tle, a taka na drewnianym stole z ręcznie dzierganą serwetką i łyżeczką (ona już nie musi być dziergana :)

TŁA ZE SKLEPU FOTOGRAFICZNEGO

Sklepy fotograficzne oferują nam przeróżne tła do fotografii, zarówno tkaninowe, jak i plastikowe. Osobiście zainwestowałam w stół bezcieniowy z płytą perspex ("blat" jest z białego plastiku, który przepuszcza dość dużo światła). Oczywiście na początek nie jest on niezbędny, bo to dość spory wydatek, a ja zdecydowałam się na niego dopiero po jakichś dwóch latach robienia zdjęć, wcześniej korzystałam z najprostszego namiotu bezcieniowego. Przyznam, że nie cierpiałam owego namiotu, ale o nim będzie kiedy indziej.

 Stół bezcieniowy z oświetleniem.

Często zdarza mi się tworzyć biżuterię o sporych gabarytach, więc niezbędna była mi duża połać białego, jednolitego tła. W tym przypadku stół sprawdza się znakomicie, jednak nie jest to taka idealna biel, ze względu na lekką przezroczystość tworzywa. Dlatego często wspieram się czarną i białą akrylową płytką, które dają ciekawy efekt odbicia przedmiotu. Jeśli jednak chcę, by tło było matowe, układam przedmiot na podstawce do biżuterii z eko skóry, ostatnio stosuję także drewnianą podstawkę z pięknymi słojami :)


Akrylowe płytki są super, ale mają pewną wadę... bardzo łatwo się rysują i przyciągają kurz jak szalone, dlatego wszystkie zdjęcia trzeba później podretuszować :) Doskonały przykład widać poniżej. Prawda, że nie muszę zaznaczać, które zdjęcie jest przed, a które po poprawkach, i że to pierwsze nie nadaje się do przedstawienia w galerii?


Dla wszystkich przerażonych dodam, że czarne tło jest trudne do robienia zdjęć jeśli nie mamy odpowiedniego oświetlenia i aparatu (oczywiście wspomnę o nich w następnych częściach :D) dlatego lepiej zaczynać od białego tła lub z delikatnym wzorem. Czerń pochłania światło, a biel je odbija dzięki czemu nie potrzebujemy wtedy aż tak mocnego oświetlenia :) Wróćmy jednak do różnych teł :) Jeśli produkt ma trafić do galerii internetowej, to zazwyczaj wymogiem jest białe tło, gdy jednak spojrzymy na zdjęcia innych twórców okazuje się, że nie jest on restrykcyjnie przestrzegany, a fotografie z użyciem innego koloru czy dodatkowych detali czasem wypadają dużo lepiej od packshotów (wspominałam czym są w pierwszej części o TUTAJ

A TERAZ SIĘ POBAWMY!

Wiem, wiem brzmi to trochę dziwnie, ale jeżeli pierwszych kroków w cykaniu zdjęć nie potraktujecie jak zabawy, to pożre ono wszystkie Wasze nerwy. Wiem coś o tym :) Na początku spróbujcie zdjęć na białej kartce, potem wygrzebcie z czeluści jakiś papier z fakturą... a potem z wzorkiem, świetnie nadają się do tego papiery do scrapbooking'u (dziwnym trafem mam takich cały zbiór :D) Specjalnie umieściłam poniżej fotki tej pary kolczyków, układ jest prawie identyczny, do tego drewienko dodaje uroku, ale jak totalnie zmienia się odbiór biżuterii po zmianie tła?! Mam nadzieję, że nie tylko ja to widzę, i że dla Was też ma to znaczenie?

Tło czyni duuużą różnicę:)

Przy okazji muszę wspomnieć o niesłychanie ważnej roli drewnianej podkładki. Fotografowanie kolczyków jest dla mnie jednym z większych wyzwań, a wszystko przez te bigle! Bardzo trudno ułożyć kolce na płasko, zwykle odwracają się nie po mojej myśli, do tego dobrze byłoby pokazać je w wersji wiszącej. Inaczej muszę postępować ze sztyftami, a inaczej z kolczykami zakończonymi biglami... no w ogóle i w szczególe, to złośliwce są i już! :) A drewienko mi pomaga, oparłam kolczyki o brzeg i już prezentują się dużo lepiej. Kolczyki ze sztyftami idealnie zmieściły się w szczeliny podkładki, która na chwilę stała się ekspozytorem, tak jak mała miseczka, na brzegu której zawiesiłam kolejną parę. 



No, to teraz rozejrzyjcie się wokół siebie, czyż nie ma tam wielu cudowności, które mogą Wam pomóc w fotografowaniu? Pamiętajcie jednak o pewnym umiarze, bo co za dużo to nie zdrowo, ornamentalne tło + drewno + miseczka i biżuteria sprawią wrażenie chaosu, a sam przedmiot zginie w czeluściach nadmiaru bodźców :) Żeby nie było tak monotonnie, to postarałam się dla Was o zdjęcia innych artystów, którzy często również sami walczą z tą materią, liczę skrycie, że również staną się dla Was bodźcem do własnych działań i prób :)

ZAINSPIRUJ SIĘ - CZYLI GOŚCI CO NIEMIARA!

Skoro jesteśmy w klimacie kolczykowym, to na początek przedstawiam zdjęcie od: White Tincture - Artistic Jewelry Biżuteria świetnie prezentuje się na drewnianej gałązce, widać ażur i urok transparentnych kamyczków :)


Inny patent na swoją biżuterię ma Lovelym Marcela Krukowiecka, której zdjęcia osobiście ubóstwiam (biżuterię także :)  Co ważne, Marcela stworzyła indywidualny i bardzo charakterystyczny styl fotografowania swojej twórczości, z daleka można ją rozpoznać, nawet bez loga!


Widzicie, jak w zupełnie inny sposób zastosowała elementy, o których pisałam wcześniej, czyli drewno i ceramikę? Efekt jest obłędny i świetnie koresponduje z biżuterią, wszystko stanowi jedność :)


Do tej pory tylko na moment napomknęłam Wam o tkaninach, sama ich nie stosuje, ale one również mogą stać się pomocne. Pięknie z tkaninami radzi sobie Kornelia Sus silver jewellery, swoją bajkową biżuterię prezentuje na szarym tle tkaniny o delikatnej fakturze. Wykorzystała także przezroczystość innego materiału w przedstawieniu wisiorów na dłoni. Mamy tutaj dwa w jednym: ciekawe ujęcie + ukazanie wielkości przedmiotu. Bardzo podoba mi się to rozwiązanie, zazwyczaj trudno ukazać proporcje biżuterii w estetyczny sposób.



Akurat tak się złożyło, że powyżej wymienione artystki tworzą w srebrze, ono też narzuca pewien sposób fotografowania, zazwyczaj marnie wygląda na zwykłym, białym tle, gdzieś giną krawędzie przedmiotu. Teraz chciałabym przedstawić Wam coś totalnie odmiennego, biżuterię pełną barw od Margita Jewelry, jej sutasz nie należy do sztampowych, a i zdjęcia są wyjątkowe. Najbardziej urzekły mnie fotografie kolczyków na obrazach, ale nie tylko. Prawda, że pięknie?


Wśród zdjęć Margity znalazłam wiele ujęć na bardzo różnym tle: od drewna, przez kamień, po metal. Przyznam, że sutasz nabiera na nich głębi :)



I jeszcze wersja romantyczna, tym razem z wykorzystaniem tkaniny, zdjęcie pochodzi z sesji fotograficznej wykonanej przez Monikę Stachurę.



A CO Z WIĘKSZYMI GABARYTAMI?

Na koniec zostawiłam pewien smaczek :) Przecież nie wszyscy moi czytelnicy muszą zajmować się wyłącznie biżuterią, a rady fotograficzne mogą przydać się także rękodzielnikom z innych dziedzin. Ten przypadek omówię na przykładzie ceramiki, której mam w domu pod dostatkiem i tym razem pokażę nie tylko moje zdjęcia :D


Duże gabaryty wymagają większych rozwiązań, namiot bezcieniowy często nie wystarczy, akrylowe płytki też na nic się nie zdadzą. Powyżej widzimy twory mojego partnera - ceramikę krystaliczną (wszystkich ciekawskich zapraszam na stronę Sztuk Kilka Crystalline Ceramics ), które fotografuję ja... w kuchni, na stole... Przeobrażam naszą kuchnię w istne studio fotograficzne, na ścianie wieszam wielkie tło (około 130 x 200 cm), dodam że to taki specjalny podkład posiadający gradient kolorystyczny, czyli przejście od czerni do bieli :) Przynoszę lampy, softbox, parasolkę, statyw, aparat i zaczynam zabawę z cieniami :) Oczywiście dla takiego tła istnieje alternatywa. Po pierwsze nie każdemu się podoba ta monochromatyczność, po drugie nie do każdej ceramiki (i innych rękodzielniczych dóbr) pasuje ten styl, no i na to tło też trzeba trochę poodkładać złotówek do skarbonki. Alternatywą są drukowane tła (wyglądają trochę jak ceraty i są tańsze), imitują różne powierzchnie, np. drewniane deski, przecież nie każdy ma pod ręką cudny, stary stół :)


Tak prezentuje się całe tło w mojej kuchni :) A poniżej już wersja zwykle widoczna dla widza, czyli odpowiednio wykadrowana. Co prawda ta kompozycja wyszła mi trochę monotonna, ale akurat pod ręką miałam tylko brązowy komplet :)


Tak, jak przy fotografii drobnych produktów, tak i tutaj możemy czasem użyć trochę dodatków, które ożywią nam kompozycję, podkreślą funkcję przedmiotu albo po prostu stworzą klimat... na przykład świąteczny :D Teraz chyba trochę lepiej..hmmm? :)


Ale oczywiście zasada umiaru nadal obowiązuje, bo... może stać się katastrofa estetyczna...


No, a tak w zasadzie to w kompozycjach dużych przedmiotów, to ja najlepsza nie jestem, to moje pierwsze próby na barwnym tle, zwykle robię zdjęcia typowo produktowe. Za to mam dla Was niezwykłe zdjęcia ceramiki od SHE. Zestawienia zarówno barwne, jak i prawie monochromatyczne, dobrane idealnie do rodzaju ceramiki. Artystka umieściła drobne elementy inspirowane naturą i otaczającym nas światem wśród świeżych roślin. Natomiast misy o bardziej stonowanych kolorach i formach zestawiła z ciemnym drewnem (jak się dowiedziałam, to ponad 100 letnie deski!!!) i kontrastującymi papryczkami! Dla mnie efekt jest super!





Tym pięknym akcentem zakończę ten post, którego napisanie zajęło mi ponad dwie godziny, no i jeszcze przygotowanie zdjęć... lepiej liczyć nie będę. To teraz pomyślcie ile czasu musiałam się tego wszystkiego uczyć, skoro z samym pisaniem się tyle schodzi :)

P.S. Brawa dla wytrwałych... ale tylko tych co przeczytali od deski do deski :P Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami w tej materii, może macie swoje własne, fotograficzne triki?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat jubilera odc. 6 - Złotnik / Jubiler

$
0
0
Dzisiejszy odcinek będzie troszkę inny od poprzednich, ponieważ nie wytłumaczę nazwy jakiegoś przedmiotu stosowanego w pracy z metalami, a przyjrzę się dwóm ważnym pojęciom: ZŁOTNIK | JUBILER. Część z Was zapewne myśli, że to ten sam człowiek...ale czy to przeświadczenie jest prawidłowe... i czy mamy pewność w jakich materiałach pracuje i co tworzy?



Temat dziwny, ale za to będzie konkretnie :) Moi mili prawda jest taka, że złotnik wcale nie musi pracować w złocie, a i tworzenie biżuterii w zasadzie może być mu obce :) W potocznym rozumieniu oba terminy stosujemy zamiennie, ale jeśli prześledzimy je po przez bieg historii okaże się iż jubiler jest sporo młodszy od złotnika.

ZŁOTNIK

Nazwa złotnik była używana już od wieków i stosowało się ją do określenia osoby (jakby nie było kiedyś tylko mężczyzny) pracującej w metalach, głównie szlachetnych. Taki rzemieślnik stosował przeróżne techniki złotnicze do tworzenia nie tylko biżuterii, ale przede wszystkim większych przedmiotów, na przykład wyposażenia kościołów: monstrancji, kielichów, lichtarzy...etc. Tego typu produkty często wykonywał z miedzi lub srebra a potem je złocił, chyba że zleceniodawca był na tyle zamożny by zamówić je w całości wykonane ze złota. Termin złotnik - często wprowadza klientów w błąd, bo bezwiednie budzi skojarzenie z pracą w złocie :)

JUBILER

Ten termin jest sporo młodszy, spośród złotników wykształciła się grupa rzemieślników, którzy specjalizowali się w tworzeniu biżuterii. Zaczęto ich określać mianem jubilerów, oni również nie musieli tworzyć tylko w złocie, choć zwykle uważa się, że powinni stosować metale i kamienie szlachetne. I tak ja na przykład mam tytuł złotnika - jubilera, choć jak na razie nie byłabym w stanie wykonać np. monstrancji i nigdy nie pracowałam w złocie :)

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Poznajmy się cz.4 - Wielogodzinny i wieloetapowy proces tworzenia...

$
0
0
Aaaaa prezenty nie kończą się wraz ze Świętami, a w zasadzie niektóre niespodzianki są lepsze od tych świątecznych :D Wreszcie mogę podzielić się z Wami moją radością. Pod koniec listopada otrzymałam wiadomość (po przez galerię biżuterii artystycznej Olissima) od redaktorki naczelnej magazynu "Polski Jubiler". Bardzo spodobała się jej moja biżuteria, dlatego zaprosiła mnie do udzielenia wywiadu!!!



POLSKI JUBILER

Na początek przybliżę Wam, czym w zasadzie jest owo czasopismo, bo wiem że nie wszystkim musi być znane. Magazyn branży jubilerskiej - "Polski Jubiler" ukazuje się od 1997 roku, obecnie w formie dwumiesięcznika. Porusza wszelkie problemy związane z tematyką jubilerską, informuje o wystawach i konkursach złotniczych, recenzuje spotkania branży. Czasopismo często jest także patronem medialnym ważnych wydarzeń z dziedziny biżuterii i zegarmistrzostwa: targów, konferencji, sesji naukowych i wielu innych. Struktura pisma podzielona jest na działy, osobiście najbardziej lubię poczytać artykuły z cyklów: "Ludzie branży" oraz "Dobre bo polskie", w którym ukazują się wywiady z doświadczonymi artystami i czasem z takimi świeżynkami, jak ja :D


Najbardziej uhonorowany został naszyjnik "Dzikość", który trafił na okładkę, co niezmiernie mnie cieszy :) Natomiast w środku znalazły się zdjęcia także innych prac, no i oczywiście wywiad, który możecie przeczytać poniżej. Dla ułatwienia wstawiłam go w formie zwykłego tekstu byście nie musieli ślepić oczkami i czytać go ze zdjęć. Myślę, że nie ma lepszego sposobu na poznanie, niż zadać drugiemu człowiekowi kilka pytań :D


DOBRE BO POLSKIE


1.Skąd wzięło się u pani zamiłowanie do biżuterii? 

Ewolucja, to słowo które najlepiej oddaje moją drogę do świata biżuterii. Zawsze drzemała we mnie pasja tworzenia. Próbowałam wielu technik, od malarstwa, przez układanie szklanych mozaik, po ceramikę. Te dziedziny, choć tak odległe od siebie zaistniały w moim życiu naturalnie. Czasem zupełnie nieoczekiwanie, innym razem dzięki moim staraniom. 
Zamiłowanie do biżuterii kwitło powoli, równolegle pojawiały się pierwsze próby działań w tej dziedzinie, przerywane odmiennymi realizacjami artystycznymi. Aż trafiłam na technikę witrażu Tiffany, kojarzoną głównie z lampami z końca XIX wieku, którą połączyłam z metaloplastyką z miedzi i wykorzystałam do drobnych form biżuteryjnych. Następnie rozpoczęłam naukę pracy w srebrze, która zawładnęła mną na dobre.

2.Gdzie nauczyła się Pani zawodu złotnika? Jakie trudności musiała Pani pokonać, aby stworzyć swoje pierwsze dzieło

W 2013 roku ukończyłam Kwalifikacyjny Kurs Zawodowy w zawodzie złotnik – jubiler w Zespole Szkół Nr 31 im. Jana Kilińskiego w Warszawie, zwieńczony egzaminem państwowym. Mimo iż posiadam tytuł złotnika, stoi przede mną jeszcze wiele jubilerskich tajemnic do zgłębienia. 
Moimi pierwszymi pracami w srebrze były obrączki, bo tak przewidywał program kursów. Na pierwsze dzieło jeszcze czekam, ale myślę, że zmierzam w dobrym kierunku :) Natomiast największą trudnością była własna niecierpliwość. Rozpoczynając kurs nie miałam zielonego pojęcia o jubilerstwie, choć ukończyłam studia z historii sztuki, niestety ten dział pozostał nietknięty. Grupa kursantów była dość duża, więc czas oczekiwania, by poznać kroki postępowania nawet przy podstawowych pracach, lekko się dłużył. No i ta wieczna kolejka do walcarki i polerki… :) 

3.Czy ma Pani  ulubiony okaz biżuteryjny swojego autorstwa? A jeśli tak to dlaczego jest on tak wyjątkowy? 

Do niektórych prac mam sentyment, gdyż łączą się z pewnymi przełomami w mojej twórczości, jednak w większości przypadków, po jakimś czasie przestaję je „lubić”. Cały czas się rozwijam, więc w dawnych realizacjach zauważam wady, myślę nad tym, co teraz zrobiłabym inaczej. Każda praca w pewien sposób jest wyjątkowa. W nowych projektach zawsze jest coś, czego jeszcze nie próbowałam i muszę się z tym zmierzyć.
Co prawda w ostatnim roku wykonałam kilka istotnych prac, w ogóle rok 2015 mogę uznać za ważny dla mojej twórczości. Tą rewolucję rozpoczęłam pierwszym w tym roku naszyjnikiem – WiśnioweLove, łączącym w sobie miedź z ręcznie filcowaną wełną, kamieniami, tłoczoną i barwioną przeze mnie skórą naturalną. Jego realizacja była dla mnie wyzwaniem, bo wcześniej nie podejmowałam się tak dużych prac. Połączenie wielu technik w rozbudowanej formie sprawia mi ogromną przyjemność.
Kolejny przełom nastąpił wiosną, motywacją do wytężonej pracy stały się dla mnie kursy: Projektowania i wytwarzania biżuterii oraz małych form rzeźbiarskich, na które zapisałam się do Pracowni Autorskiej  pana Andrzeja Bandkowskiego we Wrocławiu. Rady pana Andrzeja były mi bardzo pomocne i po powrocie z warsztatów ruszyłam pełną parą! 
Jednak najważniejszy jest naszyjnik –„Poranek w Wenecji”, połączenie srebra z ręcznie wykonanym szkłem fusing’owym (fusing – technika stapiania szkła w wysokiej temperaturze). Byłam z siebie dumna, że podjęłam się wykonania. Geometria nigdy nie była moją mocną stronę, nie po drodze mi z prostymi liniami, a tu umyśliłam sobie widok miasta i to realnego! Nawet liczba otworów okiennych jest zgodna z oryginałem. Oczywiście dla równowagi musiałam przemycić trochę płynnych kształtów, które są charakterystyczne dla mojej biżuterii.



4.Stworzone przez panią obiekty biżuteryjne wyróżniają się wzornictwem i sposobem łączenia materiałów. W jaki sposób udało się pani wypracować swój indywidualny styl?

Miło słyszeć, że ktoś uważa, że mam już swój indywidualny styl, choć uważam, że jeszcze jestem na drodze poszukiwań. Mimo wszystko trzeba przyznać, że widać już pewne tendencje mojego warsztatu. W zasadzie przekuwam wadę w zaletę, a nawet cechę charakterystyczną. Tak, jak wcześniej wspominałam, imałam się wielu technik, zawsze miałam problem by zdecydować się na jedną. Buntowałam się, gdy słyszałam, że muszę skupić się na konkretnej dziedzinie, by coś osiągnąć. Z tego sprzeciwu i zamiłowania do różnorodności zrodził się pomysł na pracownię Sztuk Kilka, która już w swej nazwie zawiera pewną przewrotność.
Obecnie moje prace, to kompilacja doświadczeń z ostatnich dziesięciu lat. Mieszanka metod podejrzanych w Internecie, jak filcowanie, praca ze skórą, czy witraż Tiffany, połączonych z ręcznie ciętym, barwionym i wypalanym szkłem, czy rzeźbioną porcelaną.

5.Pani biżuteria tworzona jest z myślą o  wymagających klientach. Kto najczęściej decyduje się na zakup biżuterii pani autorstwa? 

Kobiety, lubiące się wyróżnić, ceniące ręczne wykonanie i tradycyjne metody pracy z jednoczesną niesztampową formą. Wiele klientek podkreśla, że moja biżuteria jest zobowiązująca, wręcz wymaga odwagi i jest bardzo charakterystyczna. Co ciekawe klientami stosunkowo często są mężczyźni, obdarowujący swoje wybranki. W ogóle moje wzory wyjątkowo dobrze trafiają w męskie gusta, choć w 99% tworzę dla płci pięknej.

6.Czy zdarzyło się Pani zobaczyć osobę „ubraną” w biżuterię Pani autorstwa. Jeśli tak to jakie to uczucie? 

Niestety nigdy nie miałam okazji. Sprzedaż biżuterii prowadzę głównie drogą internetową, dlatego rozsiana jest po całej Polsce i Europie, więc nie tak łatwo na nią trafić. Aczkolwiek przypomina mi się historia opowiedziana przez klientkę. Kiedyś u swojej notariuszki zauważyła pierścionek mojego autorstwa i zapragnęła posiadać podobny. Jej droga do mnie trwała ponad rok, ale udało się, było to dla mnie bardzo miłe i satysfakcjonujące.  



7.Co jest dla pani najważniejsze w procesie tworzenia biżuterii? 

Uwielbiam pracę od podstaw, zawsze zaczynam od szkicu. Czasem pomysł bazuje na kształcie kamienia, innym razem jest totalnym wytworem wyobraźni i najpierw powstaje projekt całości, a dopiero później szklane i ceramiczne elementy. Gdybym jednak miała wybrać tylko jedną część całego procesu, byłoby to niemożliwe. Największą euforię odczuwam, gdy wpadnie mi do głowy nowa idea, przelanie jej na papier jest czystym relaksem. Tuż przed rozpoczęciem prac w metalu pojawia się uczucie lęku przemieszane z ekscytacją, a gdy już zacznę muszę doprowadzić prace do końca, nigdy nie zostawiam realizacji w połowie drogi. Nie mam tysiąca egzemplarzy niedokończonej biżuterii, kiedy coś idzie nie po mojej myśli, to próbuję jeszcze raz albo zmieniam pierwotny zamysł. Ulepszam, modyfikuję… czasem po prostu zderzam się z rzeczywistością, bo papier przyjmie wszystko, a metal jest mniej podatny na sugestie mojej wyobraźni :) Wielogodzinny i wieloetapowy proces powstawania czegoś z niczego, realizacja twórczej myśli, dla tego warto się napracować.

8.Jaki materiał – metal, kamień jest pani ulubionym i dlaczego? 

Każdy materiał ma swój urok. Szkło, to piękny połysk i intensywne, transparentne barwy. Ceramika daje nieskrępowaną możliwość tworzenia fantastycznych form i mocne kolory, a porcelana szklistą biel. Filc, tkanina i pióra są miękkie i lekkie. Kamienie występują w takiej ferii odcieni i kształtów, że czasem nie wiem na co się zdecydować, choć ostatnio chodzi na mną bursztyn. Miedź jest miękka i dodaje pracom ciepła.. Srebro ma swój metaliczny, chłodny wdzięk, a i bez oksydy nie umiem się już obejść.

9.Czym dla Pani jest biżuteria – małym dziełem sztuki, czy dodatkiem do ubrania? 

Lwia część moich prac wskazuje, że celuję w małe dzieła sztuki. Oczywiście zdarza mi się tworzyć skromniejsze formy, które stają się uzupełnieniem stroju. Jednak do większości prac od Sztuk Kilka trzeba mieć charakter :) Sądzę, że na rynku jest miejsce zarówno na biżuterię artystyczną, jak i dodatki. Wszystko zależy od okazji, nastroju, okoliczności i celu w jakim zakładamy biżuterię.

10.Skąd czerpie Pani inspiracje przy tworzeniu swojej biżuterii? 

One same przychodzą, zamykam oczy i ni z tego, ni z owego pojawia się pomysł. Kiedy indziej inspiracją może stać się zdjęcie w gazecie, skrawek tkaniny, kamień… i całe mnóstwo bodźców, które otacza mnie na co dzień. 

No to mogliście sobie trochę poczytać, a ja idę dalej szczerzyć zęby do lwa z okładki. Jednocześnie chciałabym podziękować redakcji Polskiego Jubilera za docenienie mojej twórczości, chyba lepszego końca roku sama bym sobie nie wymyśliła!

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Biblioteka kamieni odc. 7 - Agat

$
0
0
Agat, tak nazywał się jeden z psów w moim rodzinnym domu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to kamień i że potrafi zachwycać niezliczoną ilości odcieni i prążków. Mama zawsze mówiła, że Agat jest agatem ze względu na swoją czarną sierść, bo ten kamień jest czarny... Po latach moja wiedza na jego temat (kamienia:) została mocno zmodyfikowana, bo tak naprawdę czarny agat bez paseczków jest już onyksem :)


OGŁOSZENIA DROBNE


Zanim zacznę opowiadać o agatach, poruszę sprawy informacyjno - porządkowe. Rozpoczynając publikacje postów z cyklu Biblioteka Kamieni i Warsztat Jubilera założyłam, że będą pojawiać się kolejno w każdy czwartek i niedzielę. Doszedł do tego dział Poznajmy się i Fotografia produktowa, przydałyby się też posty z moją twórczością, bo to one są wilczą częścią moich działań. Sporo się tego wszystkiego zrobiło, nie chciałabym zatracić się w tematycznych postach i zgubić gdzieś sens tego bloga, dlatego ogłaszam, że od dziś sporą dawką wiedzy będę się z Wami dzielić raz w tygodniu. Raz będą to informacje o kamieniach a innym o arkanach jubilerskiego fachu, w między czasie na pewno wpadną ciekawe tematy i etapy pracy...kto wie może jeszcze czymś Was zaskoczę w tym roku ( w zasadzie mam jeszcze 365 dni :). Aaaa prawie bym zapomniała...

WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE W NOWYM 2016 ROKU, DUŻO MOCY TWÓRCZYCH I CHĘCI DO DZIAŁANIA!!!

50 ODCIENI AGATU

Oczywiście owych odcieni jest dużo więcej, zarówno wersji naturalnych, jak i barwionych, ale o tym za chwilkę się dowiecie.

  • Nazwa pochodzi od sycylijskiej rzeki Achates (obecnie Dirillo), gdzie odkryto ten minerał
  • występuje w wielu kolorach, posiada charakterystyczne nieregularne, pofałdowane pasma barw
  • powstaje w pustkach i szczelinach, głównie skał wulkanicznych
  • jeden z najstarszych minerałów znanych człowiekowi
  • cenili go starożytni Sumerowie i Egipcjanie– produkowali amulety, naczynia obrzędowe i przedmioty ozdobne
  • agaty stosuje się, do wygładzania płatków złota w tradycyjnej technice złocenia płatkowego
  • Grecy i Rzymianie rzeźbili z niego kamee i intaglio, w Rzymie popularne były jako element sygnetów
  • występuje w wielu odmianach: pejzażowy, mszysty (inkluzje chlorytu o zielonym odcieniu), dendrytowy, wstęgowy, koronkowy, turritella (zawiera muszle ślimaków)
  • wiele odmian agatu farbuje się sztucznie, co praktykowano już w starożytnej Grecji i Rzymie, wyjątkowo profesjonalnie w Konstantynopolu
  • egzemplarze barwione na niebiesko nazywa się szwajcarskim lapisem lub fałszywym lapisem
  • występuje na całym świecie, najwspanialsze okazy pochodzą z terenów Rio Grande do Sul w południowej Brazylii


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Ze szkicownika jubilera.. o tym jak istotny jest rysunek

$
0
0
Nowy Rok powoli rozgaszcza się na stronicach kalendarza i w ludzkich umysłach, choć pewnie jeszcze nie raz komuś pomyli się data. Za mną już remanent i porządki w dokumentach, zebrałam się nawet za generalne przegrzebanie zakamarków, nie tylko pracowni. Plan artystyczno - firmowy dzielnie wisi na szafce, na przepisanie czeka jeszcze ogólny plan działań na dni robocze. Czuję, że jestem odpowiednio przygotowana, by zawojować ten roczek... Na biurku jubilerskim już czeka rozpoczęty naszyjnik, a tym czasem dziś będzie o jednym z ważniejszych etapów mojej pracy...PROJEKTOWANIU / SZKICOWANIU.



OŁÓWEK | KARTKA | GUMKA

...i cała masa wyobraźni i szczerych chęci.Czemu tak ważne jest dla mnie przelewanie pomysłów na papier? Powodów jest kilka. 

Po pierwsze - sprawia mi to ogromną przyjemność!!! 
Chyba każde dziecko miało w swym życiu przygodę z ołówkiem, krótszą lub dłuższą. Z tego hobby zwykle wyrastamy, tak jak z zabawy klockami... a naszą głowę zaczynają zaprzątać inne rozrywki oraz obowiązki. Ołówek często przegrywa z kredkami i farbami, no bo jak oprzeć się tym wszystkim kolorom, które w dodatku można ze sobą mieszać?! U mnie ołówek również przegrał, ale tylko na jakiś czas, pod koniec liceum jego substytutem stał się czarny pastel i węgiel, na studiach musiałam zminiaturyzować moje poczynania w rysowaniu i upchnąć między jednym a drugim egzaminem. Z pomocą przyszedł mi czarny długopis, raz notujemy co mówi profesor, a potem szkicujemy na marginesie fragment obrazu, o którym opowiada... albo plan gotyckiej katedry. Przy okazji to świetny sposób na naukę dzieł sztuki! Długopisu używałam także do szkiców poza naukowych (kilka sztuk znajdziecie w dziale: PO GODZINACH), stawiał on pewne wyzwanie, co pójdzie nie tak już tak zostanie :)


Po drugie - im więcej pomysłów tym gorsza pamięć, notatnik wskazany.
Kładziecie się do łóżka, przytulacie głowę do poduszki, a tu nagle atakują Was tysiące pomysłów. W waszej głowi rodzi się dramatyczne pytanie, dlaczego właśnie teraz?! Znacie to, prawda? Czasami zapisywałam takie nocne wyobrażenia, ale zazwyczaj nie miałam nic pod ręką, więc pomysł na nie powtarzałam w myślach tak długo, że rano jeszcze je pamiętałam :D Niestety jeśli od takiego nagłego przebłysku idei minęło kilka miesięcy, to zapis słowny czasem nic mi nie pomagał i wyobrażenie znikało. Zatem szkice stały się moim swoistym notatnikiem. Skarbnicą wiedzy na czas, gdy będę chciała stworzyć coś trójwymiarowego.



Po trzecie - szkicowanie rozwija wyobraźnię!
To hasło obiło mi się o uszy nie raz, ale nie zdawałam sobie sprawy z jego mocy, dopóki nie sprawdziłam go na własnej skórze. Kartka przyjmie wszystko, nawet najbardziej zwariowany pomysł, czy to na biżuterię, czy cokolwiek innego. Dlatego na tym polu możemy poszaleć. Pozwala w pełni zobaczyć wizję powstałą w głowie. W moim przypadku nawet ją wzbogaca! W wyobraźni tworzy mi się tylko zarys pracy, bez wielu szczegółów, gdy rozpoczynam rysunek pomysł ewoluuje, zaczynam myśleć także o elementach konstrukcyjnych. Czasem projektuję coś czego na obecną chwilę nie umiem jeszcze wykonać w metalu, po czym wracam do niego po kilku miesiącach i wtedy jestem już na niego gotowa mentalnie i manualnie :)



Po czwarte - szkice konfrontują wyobrażenie z rzeczywistością.
Nie jest to oczywiście konfrontacja ostateczna. Efekt w metalu może być zupełnie inny niż ten, który osiągnęliśmy na szkicu. Jednak mamy już ogląd czy dany kształt pasuje do innego, czy nasza kompozycja jest spójna, co zlikwidować i co dodać. Czasem zdarza się, że jakiś pomysł wydaje mi się super. póki pozostaje w głowie, na kartce traci swój urok. To przerzucenie go do szkicownika strzeże mnie przed rzucaniem się do jubilerskiego biurka za każdym razem, gdy coś mi zaświta w szarych komórkach. 



Po piąte - im bardziej skomplikowana idea, tym pamięci trzeba bardziej pomóc.
Pewnie część z Was zauważyła już, że lubuję się w wykonywaniu dużej biżuterii, nie wyobrażam sobie pracy przy niej bez pomocniczego szkicu. To trochę jak w tym powiedzeniu o dzieciach: małe dzieci, mały problem, duże dzieci, duży problem. Naprawdę trudno ogarnąć wszystkie proporcje i elementy, gdy za każdym razem trzeba sobie przypominać, jak to miało być albo wymyślać na bieżąco, wciąż od nowa :)


KRÓTKA HISTORIA IDEI
POCZĄTKI

Już widzę / słyszę, jak część z Was mruczy pod nosem, tej to łatwo mówić, umie rysować phiii...i to od dawien dawna, a ja nie trzymałam ołówka w ręku od kilkunastu lat, baaa nie posiadam nawet takiego przyrządu w domu! Jest w tym pewna racja, ale bez pracy nie ma kołaczy. Może i miałam łatwiejszy start w projektowaniu biżuterii, ale na początku moje szkice wcale nie wyglądały tak uroczo. Brałam kamyczek, odrysowywałam jego kształt i zaczynałam dodawać kilka linii, nawet nie zastanawiałam się nad wykończeniem typu: na czym będzie wisiał dany wisior?


Tak, to są już skończone szkice. Obecnie byłaby to dopiero wprawka, by wyjść z nimi dalej, ale na tamtym etapie, a było to latem 2014 roku (więc wcale nie tak dawno), były one wystarczające do moich działań. Wzór wycinałam z miedzi i lutowałam wszystko w technice witrażu Tiffany (w tej zakładce znajdziecie trochę prac w tej technice: WITRAŻ). Natomiast same rysunki robiłam w zwykłym bloku lub na wolno latających kartkach (czego nie polecam, łatwo się niszczą i gubią :) Dość szybko złapał mnie bakcyl rysowania, zauważyłam, że łatwiej mi się później pracuje, a pomysł czekają, jak na tacy by się za nie zabrać. Poczułam także niedosyt dopracowania projektów...



ROZWINIĘCIE

Zaczęłam skupiać się na detalach i czerpać przyjemność z pracy z ołówkiem, pojawiły się elementy konstrukcji i mocowań. Przez krótką chwilę bawiłam się także kolorem. Kamienie, szkiełka i ceramikę podmalowywałam akwarelami, niestety do tego przydałby się specjalny papier do farb wodnych, bo zwykła kartka była na to za słaba. A takie pomarszczone projekty nie zachęcały mnie do pracy no i pożerały sporo czasu :)



Rok temu zakupiłam swój pierwszy, poważny szkicownik (to ten w kwiatki) i rozpoczęła się rewolucja. Na początku nadal rysowałam kilka luźnych projektów na jednej kartce, ale marnie szkło mi z ich realizacją. Obecność wielu rysunków obok siebie nie pozwalała mi skupić się na jednym. Pracowałam też nad paroma kolekcjami z czego jedna doszła do skutku. Widać jeszcze nie czas u mnie na takie działania, nie lubię powtarzać biżuterii, nie czuję wtedy tego twórczego pędu by coś zrealizować.


Czasem zdarzało się, że pomysł rozmiarami wykraczał poza ramy zeszytu, wtedy znów wracałam do kartek, szczególnie gdy musiałam zrobić bardziej techniczny rysunek. Tu już widać moją "megalomanię wielkości" :D


I tak, szkic za szkicem stawał się coraz bardziej szczegółowy, czasem pojawiał się kolor, ale tylko w odosobnionych przypadkach. Widać kredki też czasem się przydają. W poniższym rysunku musiałam ustalić sobie kolejność wiszących koralików, dzięki temu nie pomyliłam się przy ich spinaniu.


Czasem do biżuteryjnego świata zawita jakiś zwierz... naburmuszony kot i inne stwory...


TO JESZCZE NIE KONIEC...

Kto wie, jak dalej rozwiną się moje szkice, czy kartka przestanie mi wystarczać i wezmę się za projektowanie komputerowe 3D? Na razie tego nie widzę, ale nie wykluczam, na pewno ołówek będzie mi jeszcze długo towarzyszył. A wiecie, jak to miło otworzyć szkicownik na dowolnej stronie i powiedzieć: Dzisiaj Ty staniesz się rzeczywistością.


P.S. ciekawostka

Jeszcze czasem zdarza mi się popełnić taki "byle jaki" bazgrołek, z którego czasem wyrasta coś ciekawego. Pamiętacie mój naszyjnik z lwem o pierzastej grzywie? Oto i on we wstępnej wizji, raczej mało zachęcającej :D


Trzymajcie się ciepło w te mroźne dni!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

WOŚP gra w steampunk'owym rytmie!

$
0
0
Posty kilku koleżanek przypomniały mi, że i ja w tym roku przyczynię się swoją twórczością do wsparcia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jest to mój debiut wśród biżuteryjek, które co roku tworzą niesamowite cuda specjalnie na aukcje. Zwykle zbyt późno przypominało mi się, żeby zgłosić się z chęcią działania, tym razem jedna z organizatorek sama do mnie napisała. Dziękuję Ci Aniu za zaufanie i wiarę w to, że podejdę do sprawy profesjonalnie. Zaangażowałam się w realizację STEAMPUNK'OWEJ BRANSOLETKI.



STEAMPUNK - SKÓRA + SREBRO

Jak, to się w życiu rożnie plecie, a nasze czyny oraz twory artystyczne wpływają na kolejne dzieje, możemy przekonać się dopiero po jakimś czasie. Na początku zeszłego roku wykonałam na konkurs Royal Stone naszyjnik WiśnioweLove, w nim pierwszy raz zastosowałam ręcznie tłoczone i barwione pasy skóry, które posłużyły mi jako element podtrzymujący metaloplastykę. Ów naszyjnik został doceniony i jednocześnie zauważony przez jedną z biżuteryjek i tak od nitki do kłębka dotarła do mnie wiadomość, czy nie chciałabym wziąć udziału w akcji dla WOŚP. 

(Elementy od naszyjnika WiśnioweLove)

Zapewne domyślacie się już, który z elementów bransolety jest mojego autorstwa? Skórzana, tłoczona baza oraz elementy ją kończące wraz z zapięciem, oczywiście wykonane ze srebra. Już myślałam, że nie dogrzebię się do zdjęć z jej powstawania, a było to ponad pół roku temu! Tak, własnie tak dawno, biżuteryjki bardzo poważnie traktują swoje wsparcie dla Wielkiej Orkiestry, wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.


JAK Z TĄ SKÓRĄ POSTĘPOWAĆ?

To sprytne, drewniane urządzonko z powyższego zdjęcia służy do ciecia skór naturalnych i ekologicznych w równe pasy, ważne by były w miarę sztywne. Posiada dwie miarki, jedna ukazuje, jakiej szerokości pas utniemy (widać ją na foto), a drugą dostosowuje się do grubości skóry. Po prawej, wprawki w wytłaczaniu i wypalaniu wzorów, czyli która śrubka i przypadkowy, metalowy element da nam najbardziej steampunk'owy deseń.


Tutaj nastąpił pewien przeskok, zapomniałam o fotografowaniu w trakcie tłoczenia, ale nie martwcie się już to opisuję :) Skórę przed tłoczeniem trzeba lekko zmiękczyć wodą, czyli nawilżyć, łatwiej się wtedy nabija wzór. Zatem bierzemy młotek oraz nasz stempel i tłuczemy ile sił, ale ostrożnie. Nawet lekkie uderzenie zostawi na skórze ślad, a próba powtórzenia uderzenia w tym samym miejscu najczęściej kończy się fiaskiem (poruszonym deseniem). Najlepiej uderzyć raz, ale mocno. W przypadku gotowych stempli czasami mam problem, żeby wybić nimi wzór, dlatego proszę wtedy o pomoc moją silniejszą połówkę :D On wybijał wzór, a ja się wzięłam za srebrne końcówki.


Gdy skóra wyschnie możemy zająć się jej barwieniem (naturalny kolor skóry widać na drugim zdjęciu od góry, po lewej, czyli cielisty :) Najpierw użyłam barwnika do skór o kolorze kamel, on nadał taki lekko rudawy odcień, po wyschnięciu nałożyłam preparat postarzający o ciemno brązowym odcieniu i delikatnie go wytarłam, aby pozostał jedynie we wgłębieniach tłoczeń. Znów trzeba poczekać, aby skóra była suchutka, do wykończenia użyłam błyszczącego lakieru do skór, który jednocześnie chroni bazę przed wilgocią


Uznałam, że skoro na skórze jest już bogaty wzór, a po stronie mniej zdobnego brzegu będą srebrne charmsy, to nie będę kombinować z wymyślnym zapięciem. Troszkę groszkowania i oksydy, i już :)




W takim stanie bransoletka poleciała dalej, by kolejni artyści mogli dołożyć swoje steampunk'owo - sercowe cuda (wszystkie widoczne na poniższym zdjęciu).

KILKA WAŻNYCH INFORMACJI

Chwalić to ja się mogę, ale nie o to tu chodzi. Istotne jest, aby jak najwięcej osób wzięło udział w aukcjach, a potem sprzęt zakupiony za zebrane finanse trafił do Tych najbardziej potrzebujących. Poniżej kilka przydatnych linków, ważnych w najbliższy weekend i do podglądania przez cały rok.


Wszystkie aukcje Biżuteryjek:

Strona www:

Facebook Fanpage: 

Pod drugim linkiem znajdziecie także informacje o innych twórcach biorących udział przy tworzeniu powyższej bransoletki oraz o autorce pudełka specjalnie na tą okazję :)


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 7 - po co mi tyle młotków?!

$
0
0
Niby banalny ten dzisiejszy temat, bo młotek, jaki jest każdy widzi... teoretycznie! Młotek zegarmistrzowski i cyzelerski, repuserski i pospolity domowy. Mosiężny, stalowy, drewniany, skórzany etc. No, to już wiecie, jaki byłby Wam najbardziej przydatny oraz który do czego służy.. hmmm? Jak widać tutaj sytuacja się komplikuję, a tak na marginesie mój osobisty zbiór młotków tak na prawdę jest bardzo skromny, jeszcze kilku istotnych sztuk mi brakuje :) Zatem PO-MŁOTKUJMY trochę!


TAKI, SIAKI CZY OWAKI
czyli, który młotek do czego?

Najpierw wspomnę o młotkach, które sama posiadam, a w międzyczasie wplotę też informacje o kilku rodzajach, które też mogą być Wam przydatne :) Każdy musi dobrać te podstawowe narzędzia względem swoich potrzeb, wszystko zależy od tego jaką biżuterię wykonujemy lub mamy zamiar tworzyć. Oczywiście na samym początku nie są niezbędne wszystkie modele, powiedziałabym wręcz, że nadmiar może Nam przeszkadzać :)


ROZMIAR TEŻ JEST WAŻNY

Po samych zdjęciach zauważycie, że młotki jednego rodzaju posiadam w rożnych rozmiarach. Przykładowo wersję czysto drewnianą mam dużą i średnią, brakuje mi malucha, a czasem by się przydał, szczególnie przy wyklepywaniu drobnych elementów. Już nie raz przyłożyłam sobie takim młotkiem po palcu, dobrze że te stalowe tak często nie mają z nimi kontaktu :)


O młotkach wykonanych z drewna wspominałam już przy okazji omawiania RYGLI, są bardzo pomocne przy wyrównywaniu obrączek bez niszczenia ich powierzchni. Te o większym rozmiarze idealnie nadają się do wyklepywania blaszek, które w trakcie nagrzewania lub walcowania straciły swoją płaską powierzchnię. Jako zamiennik do nich możemy także stosować młotki o skórzanej główce (jeszcze delikatniejsze dla metalu), teflonowe lub z tworzyw sztucznych, które również nie powinny uszkodzić srebra / miedzi.


Taki młotek każdy chyba posiada? Przynajmniej mieszkańcy domków lub fani wbijania gwoździ mieć powinni. Te młotki mają już po kilkadziesiąt lat, szczególnie wiekowy jest ten na dole zdjęcia, pamięta jeszcze młodość dziadka mojego lubego. Wiecie dlaczego go uwielbiam? (Młotek nie lubego... hmmm chociaż jego też, ale z innych względów :) Za fakturę, jaką mogę nim stworzyć! Pamiętacie WILKA i PORANEK W WENECJI, to właśnie on jest odpowiedzialny za odwzorowanie sierści i struktury wody. W sklepach z narzędziami dla złotników możecie znaleźć także specjalne młotki z wyżłobieniami, służące tylko do uzyskiwania deseni.


Za to ten duży młot nadrabia moje braki mięśni, gdy muszę użyć sporej siły, by np. wybić jakiś wzór, albo stempel w skórze, on swoim ciężarem bardzo mi pomaga :) A tak ku pamięci, nie zapominajcie, że jeśli tą kwadratową stroną zachce Wam się prostować blaszkę, to odbite kanty macie gwarantowane i fakturę również.


Na początek może wspomnę pokrótce czym jest samo cyzelowanie, bo jest to dość istotne w zrozumieniu zastosowania młotków.

CYZELOWANIE - pojęcie, którego używamy do określenia prac wykończeniowych przy wyrobach z metali. Szczególnie mam tu na myśli wszelkiego rodzaju rzeźby, odlewy, produkty tłoczone czy wyoblane. Przy pomocy różnych narzędzi (bo nie tylko młotków) usuwa się niedokładności i nierówności na powierzchni prawie gotowych przedmiotów. Tak potocznie, samo określenie "cyzelować" kojarzy mi się z dopieszczaniem, myślę że to słowo oddaje cały charakter terminu. Takim młotkiem możemy także nadawać drobną fakturę, czyli po prostu "młotkować" metal, aż uzyskamy pożądany efekt. Płaską stronę często widziałam przy pracy z puncynami do repusowania (w bardzo dużym uproszczeniu, repusowanie, to ręczne kształtowanie metalu przy pomocy młotka i puncyn, w przyszłości omówię tą technikę dokładniej). 


Skoro już wspomniałam o repusowaniu, to przypomniało mi się, że w tych młotkach bardzo istotny jest kształt rączki. Widzicie, że nie jest to zwykły kołek, tylko ładnie wyprofilowana forma, dostosowana do kształtu dłoni (pomińmy ten na samej górze, który wygląda raczej na samoróbkę). Nie mam zupełnie pojęcia, ja Wam wytłumaczyć, jak taki młoteczek się trzyma, ale przy okazji postu o kształtowaniu metali postaram się znaleźć jakiś porządny filmik na ten temat :D

JAKOŚĆ JEST WAŻNA

Młotek, młotkowi nie równy, poniżej możecie obejrzeć model sprzedawany z przydomkiem: repuserski. Osobiście stosuję, je podobnie, jak te opisane powyżej. Jednak na ich podstawie chciałabym zwrócić Waszą uwagę na bardzo istotny aspekt. Wiem, że gdy gromadzimy nasze pierwsze narzędzia, to nie zawsze jesteśmy w stanie zainwestować w te o najlepszej jakości. Często także nie wiemy po prostu, która firma jest lepsza. W przypadku młotków sprawa jest o tyle trudna, że zwykle pozostają anonimowe :)


Na powyższym zdjęciu widać dwa młoteczki tego samego rodzaju. Jeden firmy X, drugi z firmy Antilope, która zajmuje się produkcją różnych narzędzi jubilerskich, a swoje produkty oznacza naklejką z charakterystycznym logiem - antylopą, a jakże :D Poniżej, po lewej mamy młotek od nich z ładnie wyprofilowaną półkulą o gładkiej powierzchni (młotek oczywiście był już używany). Po prawej widać główkę młotka, który ma ten sam staż pracy, ale po kilku uderzeniach, jeśli dobrze pamiętam użyłam go do mosiądzu, kulista sfera zyskała kilka spłaszczeń, które nazwałam "fasetkami". Co, to oznacza? Firma X użyła słabszej, mniej trwałej stali, ten młotek zamiast zostawić wzór na blasze sam go przejął. Wiecie, jak się namęczyłam, aby zrobić zdjęcia, na których byłoby widać różnicę? Mama nadzieję, że ostatecznie jest widoczna, a nie jest to tylko moja sugestia :D Kontrast w jakości wykonania widać i czuć także na samej rączce. Inna jakość drewna, ta od Antilope jest lakierowana i gładka, ma także inny ciężar. 


Oczywiście młotki różnią się między sobą ceną, za jakość trzeba zapłacić więcej, ale taki młotek długo Nam posłuży. Wszystkim gorąco polecam poszukiwania narzędzi z odzysku, często można trafić na prawdziwe okazje, np. całą masę szwajcarskich pilników za 80 zł (czasami jeden pilnik tyle kosztuje, istnieją też droższe).


Na koniec zostawiłam mój najmniejszy młoteczek - zegarmistrzowski, on również występuje w kilku rozmiarach. Często służy mi do wstępnego zakuwania łapek przy kamieniach i carg (hmmm o nich chyba też jeszcze nie wspominałam, więc teraz to zrobię.


CARGA / KARGA - (spotkałam się z różną wymową, dlatego podaję obie wersje) jest, to podstawowa oprawa kamienia w postaci jednolitej taśmy, zagiętej wokół niego, najczęściej wykonana z czystego, bardzo cienkiego srebra. Dzięki niej kamyk nie wypada. Zdjęcie najlepiej odda teorię :)


To by było na tyle w temacie podstawowych młotków. Na początek polecam zakupić jeden z "miękkich" młotków, czyli drewniany albo z tworzywa. Zwykły młotek także zawsze się przyda i taki zegarmistrzowski również bywa pomocny.

A może znacie / używacie jeszcze innych młotków?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Gdy znajdziesz na swej drodze smoczą łuskę...

$
0
0
Opowiem Wam dziś bajkę prosto z krainy Śródziemia...a może Śródmorza, gdzie panują elfy i inne stwory, smoki i potwory... Smocza tematyka ostatnio nie jest w modzie, na czasie są raczej wszelkiego rodzaju kosmiczne opowieści, żeby nie mówić od razu, że wojny :) Jednak mój labradoryt bezsprzecznie pasuje do świata baśni i mitycznych historii. Projekt, który dziś Wam przedstawię przeleżał prawie rok, tyle czasu musiało minąć, abym wreszcie zdecydowała się na realizację. Tuż po wykonaniu szkicu uznałam, że brakuje mi jeszcze wprawy i umiejętności do przelania wyobrażenia w metal :)


SMOCZA ŁUSKA W OPARACH SECESJI

Nie trzeba być znawcą dawnej biżuterii, by dostrzec w naszyjniku pobrzękujące nuty stylu secesji. Co tu się dużo dziwić, akurat rok temu otrzymałam książkę o sztuce Art Nouveau i Art Deco. Podobno prawie każdy twórca, pracujący w metalach, ma swój rozdział związany z tą epoką, jej płynnymi liniami, subtelnymi zawijasami i... kiczowatym nadmiarem :D To chyba największy grzech secesji, za który ganiono ją w kolejnych latach, gdy sztuka poszła w zupełnie inną, minimalistyczną stronę. Ja nadal lubię czasem trochę ponadużywać przepychu, a jakie to dobre ćwiczenie na lutowanie drobnych drucianych skrętków i przypinanie łańcuszków! Przy nich, to już w ogóle trzeba mieć anielską cierpliwość, której mi zwykle brakuje :) Ale co ja będę dużo gadać, lepiej weźmy się do roboty i zatraćmy w tym srebrzystym świecie.


ETAPAMI, AŻ DO CELU

Z czeluści moich kamykowych skrytek udało mi się wygrzebać labradoryt, który stanowi centrum całej kompozycji, dobrze że nie użyłam go do innego projektu :) Reszta kamieni była wyimaginowana, co to oznacza w tym przypadku? A no rysunek bazował tylko na jednym realnym kamieniu - labradorycie, reszta został jedynie zaznaczona z myślą na przyszłość, że jakiś kamyczek uda się później dopasować. I tak, tuż przed rozpoczęciem realizacji wybrałam dwa malachity, trzy krople iolitu i łezkę amazonitu. Dalej już tylko wycinamy i lutujemy.



No i wyginamy druciki :) Starałam się, jak najwierniej odtworzyć moją pierwotną myśl. Każdy drucik dopasowywałam do szkicu. Następnie "wolno wiszące" zawijasy zlutowałam ze sobą, by w następnym kroku łatwiej było mi przylutować je do brzegu blaszki.



Krok, za krokiem zwiększała się plątanina srebrnych nitek, powoli sama zaczęłam się w niej gubić. Co skończyło się pomyłką przy lutowaniu drucików. Spostrzegawcze oko zauważy, że wzór nad labradorytem jest trochę inny niż ten pod, a w założeniu miały być symetryczne :)



Widzicie te druciane łezki po obu stronach największej cargi? W ten sposób poradziłam sobie z nakładającymi się liniami. Gdybym próbowała zlutować ten fragment z czterech kawałków byłoby to dużo trudniejsze, a tak po przylutowaniu tylko odcięłam końcówki :)


Aaaa prawie zapomniałam Wam podpowiedzieć, że przed lutowaniem druciki lekko spłaszczyłam drewnianym młotkiem, co mocno ułatwiło mi pracę. Na poniższych trzech zdjęciach widać, jak magiczny jest mój labradoryt i jak wieloma barwami iryzuje (jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o tych kamieniach, to zapraszam do trzeciego odcinka BIBLIOTEKI KAMIENI). 




Na ostatnim zdjęciu metaloplastyka jest już prawie gotowa, jeszcze tylko małe przecierki po oksydowaniu, za którego pomocą udało mi się uzyskać interesujący wzór. Na samiutki koniec zostało zakucie kamieni i dopięcie łańcuszków, które również przyciemniłam. Przyznam, że przyjemnie pracowało mi się przy tym naszyjniku, trochę gorzej było przy robieniu zdjęć. Plątanina łańcuszków nie była najłatwiejsza do ogarnięcia, ale ostatecznie ogłaszam sukces, wyszłam zwycięsko z walki ze srebrną materią.

METRYCZKA:

Metaloplastyka bez łańcuszków: ok 6,5 x 7,0 cm,
Długość metaloplastyki z dolnymi łańcuszkami: ok 12 cm
Wielkość labradorytu: 3,5 x 1,7 cm
Obwód łańcuszka: 44 cm + 7,5 cm regulacja
Waga srebra: ok 25 g

SMOCZA ŁUSKA - DRAGON SCALE





I to by było na tyle dzisiejszej opowiastki o smokach, księżniczkach i dzielnych wojownikach. A Wy lubicie takie klimaty, czy wolicie raczej minimalistyczne twory?


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Biblioteka Kamieni odc. 8 - JADEIT

$
0
0
Ostatnio uraczyłam Was sporą dozą informacji o młotkach, w tym tygodniu nadeszła pora na kolejny kamyczek, który według dawnych wierzeń jest pomocny przy chorobach nerek i bioder. Do tego czasem trudno się zorientować, jaki tak na prawdę ma kolor, ten naturalny oczywiście, bo barwi się go na ogromną ilość odcieni. Przedstawiam Wam kamień nieodzownie kojarzący mi się z kulturą orientu i chińskimi smokami -JADEIT.



PIEDRA DE IJADA

 Nazwa jadeit pochodzi od hiszpańskiego określenia „ piedra de ijada”, co oznacza „kamień biodrowy”, wierzono że jadeit może wyleczyć dolegliwości nerek i bioder :)
• Powszechnie, na jadeit mówi siężad– nazwa wspólna z nefrytem, z którym bywa mylony.
• Twardszy od stali – używano go do wyrobu narzędzi i ozdób.
• Wierzono, że przynosi szczęście, zdrowie i równowagę duchową.

Bransoletka z kolekcji SPLASH!

• W 1863 r. odkryto, że jadeit i nefryt, to różne kamienie (jadeit ma żywszy odcień i występuje w innych barwach).
• Jadeity bardzo często są barwione na przeróżne kolory, naturalnie występują w odcieniach zieleni, czasem lawendy i bieli, bywają transparentne, delikatnie przezroczyste po nieprzepuszczające światła.
• Jadeity były powszechnie używane i cenione w kulturach Ameryki Środkowej, wyrabiano z nich pięknie rzeźbione przedmioty obrzędowe i narzędzia.
Aztekowie ustanowili nawet podatek płatny w jadeitach.
• Właśnie z Ameryki Środkowej i Południowej hiszpańscy konkwistadorzy przywieźli jadeity do Europy.

Kolczyki z kolekcji SPLASH!

• Portugalczycy także zaczęli przywozić jadeit do Europy – tyle, że z faktorii handlowych w Chinach.
• W Chinach istnieje bardzo długa tradycja użycia tego kamienia, to w tym kraju doprowadzono jego obróbkę do perfekcji.
• Na terenie Chin odnaleziono przedmioty wykonane z jadeitu pochodzące już z XVIII w p.n.e., co prawda początkowo sprowadzony z Birmy jadeit nie cieszył się popularnością, zwano go „kamieniem zimorodka” ze względu na wielość barw.
• Najbardziej ceniony jest „jadeit imperialny”, odmiana o barwie głębokiej, szmaragdowej zieleni.

Naszyjnik z kolekcji SPLASH!

Osobiście najbardziej lubuję się w rzeźbionej wersji tych kamieni, orientalne wzory, tajemnicze stwory, smoki i nietoperze, to mnie do nich przyciąga! I jeszcze ten klimat, jak ze średniowiecznych bestiariów... W swoich zbiorach mam kilka cudnych okazów, co prawda brak mi jeszcze pomysłów na ich oprawę. Wiem jedno, na pewno musi być dwustronna, bo wzór jest rzeźbiony z obu stron :) A powyżej mogliście zobaczyć prace z kolekcji SPLASH!, w której użyłam kropli jadeitu o różnym kształcie i barwie.




Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Lilie wodne, za którymi nie trzeba brodzić w wodzie po kolana :D

$
0
0
Wzięło mnie dziś na wieczorne posty, zwykle pisze je w godzinach przedpołudniowych, a później zasiadam do drugiego biurka - jubilerskiego :) Akurat dzisiejszy dzień minął mi pod znakiem wojaży miejskich, czyli zaprzęgłam mojego czarnego rumaka i pognałam do stolicy na wystawę "Mistrzowie Pastelu". Oczywiście na rączkach i szyjach sportretowanych dam, odnalazłam sporo biżuterii. W zasadzie we wszystkich przykładach, były to komplety: kolczyki + pierścionek, czasem + bransoletka. Przypomniało mi się jednocześnie, że sama w zeszłym roku popełniłam taki mały duet pierścionkowo - wisiorkowy, który miał swoją premierę tylko na facebook'u, zatem najwyższa pora ,by naprawić to przeoczenie :)


LILIE WODNE

Tym razem nie robiłam zdjęć w trakcie pracy, nawet szkic nie nadaje się do pokazania, szczególnie biorąc pod uwagę, że gdy zaczynałam pracę, to wisiorka nie było w planach. Ale zacznijmy od początku. W zaszłym roku po raz pierwszy brałam udział w świątecznej wymiance biżuteryjnej. Dla niewtajemniczonych małe wytłumaczenie: zdolne twórczynie (i jeden twórczy rodzynek) robią dla siebie prezenty. Oczywiście wcześniej odbyło się tajne losowanie, kto dla kogo będzie wykonywał niespodziankę, a nad wszystkim czuwała Matka Przełożona :D Mi w losowaniu przypadła Marzena z GALERIA M, która wyplata cudeńka w technice wire - wrapping'u. 

Miałam troszeczkę straszka, czy mój pomysł spodoba się Marzenie. Zanim rozpoczęłam projektowanie przeczytałam, jaką biżuterię lubi moja wylosowanka i co by ją ucieszyło. W opisie pojawiła się informacja o pierścionku, który Marzena opisała w taki o to sposób: "...nie lubię słodkiej, kobiecej biżuterii. Lubię biżuterię oryginalną, zwracającą uwagę, starannie wykonaną [...] taką co można włożyć i powiedzieć patrz i podziwiaj ;) :D nic co zginie w tłumie..."



Zawsze trudniej tworzyć mi dla kogoś, ciągle pojawia się myśl, czy aby na pewno trafię w gust tej drugiej osoby... No, ale trzeba było wziąć się do roboty, bo grudzień zbliżał się wielkimi krokami :) Ołówek poszedł w ruch, szare komórki siliły się jak mogły, ale rezultaty nie były zadowalające... Pierwotnie myślałam o zrobieniu wisiorka - sekretnika, potem że ten sekretnik będzie na pierścionku... następnie mój zmysł praktyka odwiódł mnie od tego pomysłu. I tak się z sobą boksowałam jakiś czas. Ufff... wreszcie wpadłam na pomysł pierścionka z uproszczoną formą nenufaru, fanfary mi w móżdżku zagrały i wzięłam się do pracy. 


Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie wprowadziła kilku zmian. Początkowo kwiat z lapis lazuli miał być jakby podwójny - złożony z dwóch warstw, ale uznałam, że to za dużo szczęścia, jak na jedną pracę. Co prawda półkule miałam już wycięte, no to nie mogłam pozwolić aby się zmarnowały! Właśnie w taki sposób z jednej lilii zrodziła się druga, przez pączkowanie! :D


Do stawiku, na którym pływa nasz nenufar dodałam jeszcze małego kwiatka pokrytego różową żywicą UV. Wszystko hop siup trafiło do oksydy i ku mojemu zadowoleniu na "powierzchni wody" oksyda nabrała lekko granatowo - tęczowej barwy :D Prawie zapomniałam dodać, że z tyłu wisiorka jest miedziane wgłębienie, a jak zajrzymy przez ażury do wnętrza lilii (tej w pierścionku też), to zauważymy wypukłą półkulę :)

Mam nadzieję, że udało mi się spełnić założenie oryginalności i staranności i jednocześnie stworzyć coś co będzie w użyciu, bo biżuteria bardzo lubi, gdy jest noszona! 

Jak Wam się podoba taka wersja Lilii Wodnych, czy może macie jakieś inne skojarzenia z tymi formami?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************




Fotografia produktowa cz.3 - czy to duże, czy to małe?

$
0
0
Myślę, że nie raz robiliście zakupy przez Internet i nie raz jeszcze zrobicie? Wpisujecie w wyszukiwarkę nazwę, wytrwale szukacie, trafiacie na wymarzony przedmiot i zamawiacie. Po kilku dniach, owe cudo wpada w wasze ręce i choć wygląda, jak na zdjęciu to pierwsze słowa, jakie przychodzą Wam do głowy brzmią mniej więcej tak:

"...myślałam, że będzie mniejszy... na zdjęciu wydawała się większa..."

Szybko wracacie do aukcji, sprawdzacie wymiary i okazuje się, że zgadzają się co do milimetra... a Wy gdzieś wewnętrznie czujecie niedosyt albo złość, że nie sprawdziliście wszystkiego z linijką. Chyba już wiecie, o czym dziś Wam napisze? O tym, jak ważne jest ukazanie na zdjęciu PROPORCJI, czyli skali przedmiotu, ale jak zrobić to ze smakiem, by oferowana biżuteria nadal odgrywała rolę głównego bohatera? Postaram się troszkę podpowiedzieć Wam w tej dziedzinie :D


PUNKT ODNIESIENIA

Bardzo często robię zdjęcia na jednolitym tle, zazwyczaj jest to czarna płytka z akrylu, która odbijając światło daje efekt ciemnej szarości. Dzięki temu tło nie sprawia wrażenia czarnej dziury, a przedmiot nie wygląda jak wklejony, powiedziałabym że wręcz zyskuje na realności. Bardzo mi na tym zależy, bo nie przepadam za zdjęciami zbyt odrealnionymi, na których biżuteria sprawia wrażenie projektu z programu 3D. Oj, trochę się zapędzam nie w te rejony, o których miałam pisać, ale już wracam na ziemię :D Jest pewien minus zdjęć na jednorodnym tle bez dodatków, niezależnie jaki ma kolor, przedmiot jest osamotniony, zatem nasz mózg nie ma możliwości porównać sobie jego wielkość z jakąś dobrze znaną rzeczą, która stałaby się punktem odniesienia.

Wtedy tworzymy sobie obraz biżuterii wedle tego ile miejsca zajmuje na fotografii. Ten sam wisior może wydawać się na jednym zdjęciu wielki, a na innym mały, zależnie od zastosowanego kadrowania. Poniżej przedstawiam dobry przykład spośród mojej biżuterii.



Naszyjnik TUTTI FRUTTI, duży czy mały? Osoby znające moją twórczość zapewne domyślają się, że jest sporych rozmiarów, ale po zdjęciu tego nie widać. Szczególnie po powyższym, gdyż zestawiłam na nim dwa ujęcia tego samego naszyjnika w jednym kadrze. Jedynym elementem, który może podpowiedzieć nam jego skalę, jest rzemień, no bo w końcu musi zapiąć się na obwodzie jakiejś szyi, bynajmniej nienależącej do lalki.

Przyznajmy szczerze, w trakcie zakupów często się nad tym nie zastanawiamy i nawet po przeczytaniu rozmiarów, nadal pozostajemy przy naszym wyobrażeniu. W zasadzie nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo odbiorcy mogą mieć problem z określeniem proporcji póki nie dodałam zdjęcia naszyjnika na mnie. Wtedy, od wielu osób usłyszałam, że nie zdawały sobie sprawy jaki on jest wielki!



Prawda, że dopiero teraz zyskujemy w miarę realny ogląd? Specjalnie dodałam określenie "w miarę", ponieważ każda fotografia jest tylko substytutem prawdziwego poznania przedmiotu. Przykład? Kilka osób, które najpierw poznały mnie przez Internet, a dopiero potem zobaczyły na żywo, stwierdziły, że wedle ich wyobrażenia byłam wyższa, czasem nawet o 20 cm!!! W każdym bądź razie obraz naszyjnika stał się pełniejszy dzięki dodaniu tego jednego zdjęcia. Oczywiście wykonanie tej fotografii nastręcza sporo problemów i wiadomo, że nie każdy ma możliwość jej zrealizowania, dlatego omówię także kilka innych przykładów, trochę mniej kłopotliwych :D

DODATKI NA ZDJĘCIU

Przy omawianiu różnych teł do zdjęć (PRZECZYTAJ TUTAJ), wspomniałam o elementach, które ku ozdobie lub dla nadania charakteru, możemy dołożyć do naszych kompozycji. Dobrze jest od razu przemyśleć, jaki dodatek jednocześnie wzbogaci fotografię oraz pomoże widzowi / klientowi zorientować się w proporcjach. Na pierwszym zdjęciu tego postu, koło wisiora umieściłam kilka takich pomocniczych artefaktów. Oczywiście, to taki żarcik i nikomu nie polecam układania zapałek czy monet, chyba że sprzedajecie jakieś starocie ze strychu babuni :) Co innego suszone kwiaty albo jeszcze lepiej żywe. Osobiście nie mam ręki do roślin, więc jeśli już coś u mnie zakwitnie, to biegam po całym domu i się wszystkim chwalę, i nikomu nie pozwalam zerwać choćby płatuszka :) Za to innym twórcom kwiatowe kompozycje wychodzą dużo lepiej. Proszę jak ładnie wygląda to u Małgosi Sowy z PILLOW DESIGN.


Zamiennikiem kwiatów mogą być także liście, czy sezonowe elementy ogrodu: żołędzie, jarzębina, ostrokrzew, wszystko zależy od Waszej koncepcji oraz twórczości. Osobiście nie przepadam, gdy dany element jest na wszystkich zdjęciach, wtedy trochę za bardzo odwraca moją uwagę, bardziej przychylam się do wersji: kilka zdjęć na jednolitym tle + jedno sugerujące proporcje.

Z RĄSIĄ CZY BEZ?

Inną metodą na ukazanie skali jest wykonanie zdjęcia na dłoni i nie mam tu na myśli tylko sytuacji, gdy chcemy sprzedać pierścionek lub bransoletkę. Jednak ta metoda bywa... niebezpieczna, bynajmniej nikt fizycznie nie ucierpi, no może tylko nasz kręgosłup od wygibasów, gdy same sobie robimy fotkę :) Takie zdjęcie czasem potrafi zniechęcić przyszłego klienta, bo...
  • brudne pazurki albo zaniedbane,
  • wyschnięta skóra,
  • niezbyt zgrabne łapki, pomarszczone i zniszczone (w tej pracy to standard, więc się nie przejmujcie :)
  • zbyt ciasny pierścionek na nasze paluszki,
  • zaczerwieniona skóra, która rzuca się w oczy
To wszystko odwraca uwagę od biżuterii i może działać negatywnie na odbiór przedmiotu!!!

Wiem, że część z Was zaraz się na mnie oburzy, że takie rączki ma i już, w takim razie trzeba na to znaleźć metodę! Cudnie radzi sobie z tym KORNELIA SUS, zakrywając dłoń delikatną, półprzezroczystą tkaniną. Nie zakładam oczywiście, że Kornelia ma nieładne dłonie, bo na żywo ich nie widziałam, ale ten sposób fotografowania jak najbardziej do mnie przemawia :D Specjalnie dodałam dwa zdjęcia tego samego wisiora, dla lepszego zobrazowania tematu.

Chętnie wykorzystałabym ten sposób fotografowania, ale cóż Kornelia wpadła na to pierwsza :) Czasem, przy mniejszych przedmiotach również wykonuję zdjęcia na dłoni, przy tych większych raczej korzystam z "klaty", swojej rzecz jasna, czyli bawię się w foto modelkę :) Zawsze przy fotografiach na rąsi zmieniam jej kontrast by nie była zbyt różowa, wcześniej smaruję dłonie kremem i sprawdzam, czy nie są gdzieś przybrudzone, niby banał ale łatwo o tym zapomnieć.


Minus moich dłoni? Jak widzicie powyżej mam bardzo wyraźne linie papilarne, do tego kościste paluszki, pierścionki nie zawsze wyglądają dobrze, a bransoletki sprawiają wrażenie dużych, bo zwykle robię je większe niż na moje nadgarstki. No i w tym przypadku jest mi potrzebna druga osoba do fotografowania lub pozowania.  Ach te trudy żywota!


I sama nie wiem, jak mogłam kiedyś wstawiać o takie zdjęcia straszne brrrr, ach te żyły i kosteczki, ale ta fotka ma już ze trzy lata :)


STOJAKI | EKSPOZYTORY | MANEKINY

Z pomocą przybywają wszelkiego rodzaju ekspozytory!!! Jeśli poświęcimy odpowiednio dużo czasu na poszukiwania takich, które odpowiadają naszym wymaganiom z pewnością ułatwią Nam pracę :) Na rynku jest sporo stojaków: plastikowych, drewnianych, powlekanych tkaniną... sami też możemy sobie coś wymodzić. Sądzę, że najważniejsze jest obrać sobie konkretny stojak do danego rodzaju produktów. O co mi w zasadzie chodzi? Przykładowo, nie używajmy do każdego nowego wisiora innego modelu. Czemu? Przy przeglądaniu różnych naszych produktów klient będzie mógł łatwo porównać wielkość biżuterii, patrząc tylko po zdjęciach. Pewna jednolitość i sposób wykonania zdjęć także wpływa na Naszą rozpoznawalność :) Osobiście najczęściej stosuje czarny manekin o matowej powierzchni, zarówno do kolczyków, mniejszych wisiorów i ... broszek :) Szczególnie polecam te matowe, ponieważ identyczny kształt mam w białym kolorze, ale jest błyszczący przez co strasznie odbija się na nim światło.



Zdarzają się jednak wyjątki potwierdzające regułę, ze względu na zróżnicowanie mojej biżuterii zarówno kolorystyczne, jak i wielkościowe muszę czasem wykorzystać inny ekspozytor, by korzystniej ukazać np. naszyjnik. Bywa też tak, że żaden nie nadaje się do prezentacji tej konkretnej rzeczy, wtedy stawiam na foto modeling ;P ale o tym będzie za momencik.

Poniższy drewniany stojak zakupiłam w wersji ciemno brązowej i przemalowałam na biało... teraz trochę żałuję, bo przydałby mi się w ciemnej barwie do srebrnej biżuterii, no ale już jest po ptokach.


Szerokim łukiem omijam stojaki o cielistym kolorze, po prostu nie mogę na nie patrzeć i zawsze odwracają moją uwagę od biżuterii. Tak samo mam w przypadku ekspozytorów o dziwnych kształtach, popiersiach z głową a'la barokowa księżniczka i rękach z powyginanymi paluszkami. Ostatnio naszukałam się ekspozytora w kształcie dłoni, już traciłam nadzieję, gdy na hasło "rzeźbiona dłoń" wreszcie wujaszek google pokazał mi całkiem zgrabną, choć trochę przerysowaną, drewnianą rączkę. Jej wielkość jest zbliżona do ludzkiej dłoni, tylko proporcje są zachwiane - niebotycznie długie palce. Jednak urzekł mnie odcień drewna, układ palców i ten rzeźbiony rękawek i paznokietki :D Uważam, że prezentuje się całkiem nieźle, a o samych ekspozytorach (i tworzeniu własnych) opowiem Wam jeszcze w oddzielnym poście, CIESZYCIE SIĘ!?


Bardzo przypadły mi do gustu zdjęcia MARGITY na jej manekinie, takie popiersia (również krawieckie) szczególnie przydatne mogą być przy dużej biżuterii, choć tu akurat mamy przykład wcale nie takiego wielkiego naszyjnika...


ŻYWY MODEL | PROFESJONALNA SESJA

Jednak, co żywy człowiek, to nie plastikowy manekin. Więc jeśli tylko macie możliwość to róbcie zdjęcia na ludziach, proście koleżanki / siostry / córki, by Wam pozowały lub znajdźcie kogoś do fotografowania i pozujcie. Ale z pewnymi zastrzeżeniami:
  • Zdjęcia MUSZĄ być wyraźne,
  • Tak, jak przy zdjęciach produktowych tło też jest ważne,
  • Niech ubranie nie odwraca uwagi od biżuterii (chyba, że to stylizowana sesja),
  • Ważne jest kadrowanie, zbyt bliskie ujęcia nie są najlepsze, również ze względu na fakt widocznej struktury skóry i włosków na ciele,
  • Najlepiej robić zdjęcie pojedynczej rzeczy, a nie na raz na jednej fotce kolczyki / naszyjnik / bransoletka / pierścionek etc., chyba że to komplet :)
A tu piękny przykład modelingu domowego, mój broszko - wisior w obiektywie GRAFIJI, która tworzy cudne grafiki pełne kobiecych, eterycznych postaci, jako modelka wystąpiła córka Ewy :)



Ze względu na fakt, że wśród moich zdjęć, jako modelkę znajdziecie tylko mnie, pozwoliłam sobie użyczyć trochę zdjęć od innych twórców. Te z mojej kolekcji są przykładem, jak w domowych warunkach samemu (no prawie) można coś zdziałać. Natomiast zdjęcia gościnne pochodzą z profesjonalnych sesji, czasem zamawianych przez twórcę (tak jak w przypadku fotografii ozdób do włosów od Pillow Design) innym razem biżuteria została wypożyczona przez autora sesji. Takie zdjęcia polecam używać do promocji / reklamowania swojej twórczości, natomiast jeśli ich jakość bardzo odbiega od naszych zdjęć produktowych lepiej nie zestawiać ich razem przy wstawianiu produktów do butiku.

MODEL DOMOWY

Czyli ja, hehe :) Na początku zapierałam się rękami i nogami, aby nie pozować, kadrowałam fotki tak by nie było widać, kto na nich jest. Były to czasy, gdy jeszcze nie wiedziałam nic o pracy w srebrze, a o działaniach z aparatem miałam nikłe pojęcie, za to byłam szczuplejsza, wiecie mniej zmarszczek i w ogóle... :D



Te dwie fotografie zostały zrobione u mnie w domu przy oknie balkonowym, przysłoniętym muślinową tkaniną, która rozproszyła ostre promienie słońca. Do tego ściana ma kolor delikatnie kremowy, więc nie jest aż tak kontrastowa.


Przypadek chciał, że upiekliśmy (ja i mój luby) dwie pieczenie przy jednym ogniu, kupując profesjonalne tło do fotografowania ceramiki, charakteryzujące się przejściem barw od czerni, przez szarość do bieli. Okazało się idealnym tłem także do zdjęć biżuterii na mnie i to właśnie ono jest widoczne na najnowszych zdjęciach (chociażby na moim profilowym z młotkami:D Do tego dorzuciliśmy soft box i lampę z parasolką + trochę naturalnego światła z balkonu.


PROFESJONALNA SESJA

Tak, jak wspomniałam wcześniej swoją biżuterię możecie oddać w ręce profesjonalistów: fotografa i modelki. Myślę, że taka inwestycja opłaca się, gdy tworzycie przedmioty, które da się powtórzyć lub całe serie biżuterii. Wtedy zakupione zdjęcia długo Wam posłużą. Kiedyś zdarzyło mi się wygrać taką sesję, ale również ja pełniłam funkcję modelki, za to sesja odbyła się w profesjonalnym studiu, razem z makijażystką oraz z MALEXANDRĄ za obiektywem (P.S. Gorąco ją polecam! :) Oto jedno ze zdjęć z owej sesji :)


A tutaj przykład profesjonalnych zdjęć z ozdobami do włosów odPILLOW DESIGN, Gosia dobrze wie, że najlepiej prezentują się na miejscu swego przeznaczenia, czyli na głowach pięknych niewiast :) W przypadku takiej nietypowej ozdoby jest to szczególnie istotne, bo patrząc tylko na ujęcie po lewej nie wiadomo jakiej jest wielkości i jak jej użyć? 


Drugą opcją profesjonalnych zdjęć jest możliwość wypożyczenia biżuterii do stylizowanych sesji, zazwyczaj dostajemy wtedy zdjęcia w zamian za użyczenie swoich tworów. Musimy jednak pamiętać, że w 90% przypadków, to nie nasza twórczość będzie odgrywała główną rolę, a stanie się jedynie uzupełnieniem całości. I takie właśnie zdjęcia zaprezentuję pod tymi słowami, pod każdym zdjęciem znajdziecie informację czyja biżuteria na nim występuje i kto przyczynił się do ich stworzenia. Natomiast na samych końcu umieściłam podsumowanie twórców, którzy gościnnie wystąpili w tym odcinku :D






Agnieszka Rodo. Foto: Konrad Bąk. Modelka: Monika Synytycz


No, to jak, pobiłam już swój rekord długości postów? Usprawiedliwię się tym, że sporo jest tu przykładowych zdjęć, więc musicie mi wybaczyć. Jeśli zobaczycie, że jakieś podlinkowanie nie działa to dajcie mi znać, jestem tylko małym ludziem, więc coś mogło mi umknąć :D

A Wy jakie macie sposoby na ukazanie proporcji na zdjęciach, jakieś triki lub znienawidzone przykłady? Czekam na Wasze pomysły 
(linki w komentarzach mile widziane!!!)

GOŚCINNIE WYSTĄPILI:


  • PILLOW DESIGN - biżuteria ślubna sutasz i ozdoby do włosów
  • MARGITA - bajecznie kolorowa biżuteria z sutaszu
  • LIANNA - duuuże sutaszowe kolczyki tylko u niej :)
  • AGNIESZKA RODO- magia koralików, sutaszu i błyszczących, cyrkoniowych taśm
  • KORNELIA SUS - tajemniczy świat srebra i naturalnych kamieni
  • GRAFIJA  - klimatyczne grafiki wypełnione kobiecymi postaciami
Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 8 - nie taki ogień straszny... PALNIK

$
0
0
Na początku był... ogień, hihi :) taka mała parafraza, ale jakże trafna, bo w jubilerstwie bez ognia trudno byłoby cokolwiek zdziałać. Gdy rozpoczynałam ten cykl postów myślałam, że omówię tylko podstawowe narzędzia złotnicze i kilka technik, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele z nich zalicza się do tych bezwzględnie potrzebnych! Dziś odcinek ósmy, a ja mam rozpisane pomysły na jeszcze ponad 20 wpisów i ta lista nie jest zamknięta... Czasem zastanawiam się, które z narzędzi jest bardziej priorytetowe oraz w jakiej kolejności je omówić, by łatwiej było Wam zorientować się w tym warsztatowym galimatiasie :) Nadszedł najwyższy czas, by zaznajomić się z PALNIKIEM JUBILERSKIM, to jedna z rzeczy, która początkowo może budzić naszą niechęć, choć bywają też osoby zafascynowane jego żywym ogniem... 

P.S. a na końcu czymś Wam się pochwalę :D


MINI PODSUMOWANIE

Czyli, co już powinniśmy mieć na naszych jubilerskich biureczkach. Gdybyście ominęli jakiś odcinek lub coś zapomnieli, to wszystkie nazwy zaprowadzą Was do konkretnych postów:

  • FAJNAGIEL - czyli klin przymocowany do stołu złotniczego (niezbędny do pracy, szczególnie przy cięciu blachy)
  • SZYNCĘGI - płasko - wypukłe szczypce do wyginania drutów i blaszek
  • GESZTELKA - zwana także ramką + brzeszczoty zwane piłkami włosowymi, wszystko to potrzebne do wycinania elementów z metalu
  • SKAMOLEKS - ogniotrwała podkładka, wraz z palnikiem tworzy świetny duet :)
  • MŁOTKI - taki, siaki i owaki, każdy z innym przeznaczeniem


PROPAN - BUTAN

Skoro, mamy już te wszystkie narzędzia albo wpisaliśmy je na listę życzeń, to nadszedł najwyższy czas, by zapoznać się z palnikiem. Osobiście znam dwie firmy produkujące palniki najczęściej stosowane w jubilerstwie: Termet i Perun. Osobiście polecam Termet, gdyż jego używam i jak do tej pory lubimy się bardzo, czyli nie miałam z nim problemu. Możecie również szukać palników innych firm, pamiętajcie jednak, by upewnić się, że działają na mieszankę gazową propan - butan. Na rynku są jeszcze palniki acetylenowo - tlenowe ( takie widziałam tylko wielkie palniki do topienia srebra, ale w sprzedaży są też precyzyjne z cienkimi końcówkami) oraz malutkie palniki bez kablowe, ładowane jak zapalniczki.

W zestawie z palnikiem i kablem, otrzymujemy także 5 końcówek (jedna jest już zamontowana na moim palniku), 3 okrągłe dysze, ja używam średniego rozmiaru i w zasadzie nigdy go nie zmieniałam na inny. Do tego jest jeszcze grot do lutowania i płaska nasadka. Jak widać po załączonym zdjęciu, przez ponad dwa lata nie czułam potrzeby użycia żadnej z nich. Jedną z najistotniejszych rzeczy przy pracy z palnikiem jest jego odpowiednie podłączenie do butli. Jeśli macie możliwość róbcie to na dworze, połączenie musi być idealne, bez rozszczelnień. Na koniec powiem Wam jeszcze o kilku zasadach BHP :) A tymczasem zapoznajmy się z najważniejszymi elementami tego przyrządu.


Na zdjęciu zaznaczyłam przysłonę, przy pomocy której możemy regulować dopływ tlenu, zasłaniając lub odsłaniając otworki w nasadce. Dzięki temu zabiegowi mamy możliwość kontrolowania rozproszenia płomienia. Gdy otworki są odsłonięte płomień jest bardziej skupiony i głośniej szumi, jeśli je zasłonimy linie płomienia będą wyglądać na bardziej rozmazane. Ja lutuję z odsłoniętymi :)


Pokrętło zaworu, jak zapewne się domyślacie służy do włączenia i wyłączenia palnika oraz dodania więcej gazu :D Tutaj podkreślę jedną ważną rzecz, kiedy kończymy pracę nie możemy zapomnieć o zakręceniu butli z gazem!!! Zakręcenie samego palnika nie wystarczy, bo jeśli uszkodzi się nam wąż dostarczający gaz, to będzie się on ulatniał do pomieszczenia, co w rezultacie grozi zatruciem i wybuchem. A tak wygląda palnik prawie jak w akcji, czyli w wersji pokazowej specjalnie dla tego wpisu.


Jak myślicie, która część płomienia jest najcieplejsza? Najczęściej popełnianym błędem, przy początkach pracy z ogniem, jest zbytnie zbliżanie dyszy palnika do przedmiotu, ta najjaśniejsza część wcale nie jest najbardziej gorąca! Poniżej mniej więcej wskazałam centrum najwyższej temperatury, tuż za białym ogonkiem. Dodam jeszcze, że za bardzo zbliżając palnik do przedmiotu możemy spowodować zduszenie palnika, czyli jego zgaśnięcie. I znów trzeba wziąć zapalniczkę w łapki i odpalić :)


MINI PALNIK DO MINI ZADAŃ

Na początku wspominałam o palnikach bez kablowych ładowanych gazem do zapalniczek. Są to zazwyczaj małe pojemniczki posiadające wymontowywaną nóżkę i niewielki, skoncentrowany płomień ( z tego co pamiętam do niego też miałam jakieś dodatkowe nasadki :) Tego typu sprzęt idealnie nadaje się do pracy z drobnymi elementami (podobno jest świetny do lutowania łańcuszków), musimy jednak pamiętać, że jego płomień, ze względu na to skoncentrowanie szybciej zagrzeje nam detal i może go stopić albo spalić. Minusem jest fakt, że niewiele da nam przy wygrzewaniu większych kawałków blachy, po prostu ma za małą moc i powierzchnię grzejącą.



BHP

W tym wypadku nie obejdzie się bez kilku ważnych zasad z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy. Część z nich bezpośrednio dotyczy korzystania z palnika, a reszta to takie ogólne"must know".

  • Do tej pory często radziłam Wam, by szukać używanych narzędzi, nie popieram tego w przypadku palników. Najlepiej zainwestować i kupić nowy, oczywiście trzeba go dokładnie przejrzeć i w razie wątpliwości skontaktować się ze sprzedawcą albo producentem. Praca z gazem jest na tyle niebezpieczna, że lepiej nie ryzykować i nie oszczędzać w tej dziedzinie.


  • Nie zaszkodzi też mieć w swoim zasięgu gaśnicę...i najlepiej nigdy jej nie użyć:D Pamiętajcie, by nie stawiać jej pod stołem złotniczym, bo w razie wypadku jej obecność nic Wam nie pomoże!!! Czyżbym dzieliła się z Wami kolejnym banałem? Nawet nie wiecie, jakie głupotki ludzie robią, przez gapiostwo i rozproszenie umysłu.

  • Zdrowo by było, gdyby Wasze stanowisko do lutowania znajdowało się w dobrze wentylowanym pomieszczeniu lub z możliwością przewietrzenia. Zarówno opary z lutowania, jak i specyfików do wykwaszania srebra i do jego przyciemniania nie najlepiej działają na nasze drogi oddechowe.

  • Prawidłowe wyłączanie palnika, gdy skończymy pracę: najpierw zamykamy zawór na butli (w tym czasie palnik nadal się pali), czekamy aż w przewodzie skończy się gaz i palnik zgaśnie, wtedy zakręcamy zawór na rękojeści :)

  • Częsty błąd przy używaniu palnika - zaobserwowałam go w trakcie kursów jubilerskich, u niektórych kursowiczów. W trakcie lutowania przedmiotu sprawdzali, czy elementy połączyły się ze sobą i zupełnie zapominali, że palnik jest włączony!!! Bezwiednie opuszczali rękę, w której trzymali (nadal włączony) palnik, płomień nagrzewał wtedy blachę położoną na drewnianym biurku, raz nawet stół zaczął lekko dymić! Jest to KATEGORYCZNIE NIEDOPUSZCZALNE! Na szczęście nigdy nie miałam takiego problemu, ale raz zaliczyłam wpadkę już w swojej pracowni...

  • W(Y)PADKI Z WŁASNEGO OGRÓDKA Jakiś rok temu robiłam bransoletkę z lnianego sznura, z blachy wykonałam krótką rurkę, która później stanowiła element ozdobny nanizany na sznurek... (co ja się będę wysilać w opisywanie, macie zdjęcie poniżej :) No więc, gdy lutowałam druciki na ten okrągły element nagle mi się stoczył z podkładki, spadł na fel (skórzane zabezpieczenie pod klinem) i dalej poleciał na krzesło, na którym siedziałam. Moje nogi i nie tylko... uratował refleks. Zerwałam się zanim zdążyły zapalić się spodnie, płomyk już buchnął na krześle zadymiło się okrutnie i zaśmierdziało jakby ktoś palił opony (krzesło ma piankowe wypełnienie). Na szczęście zachowałam przytomność umysłu, najpierw szybko zgasiłam palnik a potem zalałam krzesło wodą, której używam do studzenia rozgrzanego metalu. Jeszcze długo czułam smród spalenizny, ale nadal używam tego krzesła, bo ma drewniany spód pod gąbką, z którym nie poradził sobie gorący element :) To tak ku przestrodze, teraz wszystkie toczące się elementy zabezpieczam przed lutowaniem i upewniam się, że nie zrobią sobie wycieczki :D


ŻYCIE PUBLICZNE

Nie ma to jak sława, gloria i chwała... a nie, to nie ta bajka :D Obiecałam, że na końcu będzie niespodzianka, więc muszę słowa dotrzymać. Mieliście już okazję przeczytać ze mną wywiady w Internecie i prasie drukowanej, teraz czas na podbicie radia!!! Wszystkich chętnych zachęcam do wysłuchania wywiadu (mojego pierwszego w życiu), jakiego udzieliłam w tym roku w warszawskim radiu Kampus. 

Zdjęcie zaprowadzi Was wprost do mojego głosu hehe... to tylko kilkanaście minut i do tego bez reklam i muzyki, czyli sama kwintesencja :D


Dajcie znać, jeśli odsłuchacie, chętnie przeczytam Wasze opinie, 
jak mi poszło?

A tymczasem może opowiecie, jakie mieliście przygody z palnikiem?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Czy znacie ceramikę krystaliczną?

$
0
0
Dzisiaj podzielę się z Wami moją wiedzą z trochę mniej biżuteryjnej dziedziny...ale tylko pozornie :D Na poniższym zdjęciu możecie podziwiać (oczywiście jeśli przypadnie Wam do gustu) mój wisior z oprawioną ceramikę krystaliczną, która przybyła do mnie aż z Izraela! Zaraz opowiem Wam jej historię oraz kilka słów o samym wisiorze, ale najpierw napiszę co to w ogóle jest ta CERAMIKA KRYSTALICZNA.


SZKLIWA KRYSTALICZNE

Ceramika krystaliczna, to ceramika pokryta szkliwami krystalicznymi. Czy już zaspokoiłam Waszą ciekawość? Hehe :D No dobra, a teraz tak na serio, czym ta ceramika różni się od takiej zwykłej, tradycyjnej techniki? 

CO WSPÓLNEGO?

Najpierw kilka kroków, które są wspólne dla różnych metod pracy z gliną. 
  • Lepimy lub odlewamy przedmiot z gliny, możemy też wytoczyć go na kole garncarskim.
  • Czekamy, aż wyschnie, czasem w trakcie suszenia dołączamy kolejne elementy, bo nie wszystko da się na raz ulepić :) Przedmiot musi być bardzo dobrze wysuszony (czasem trwa to nawet kilka tygodni), bo inaczej nasz twór wybuchnie w piecu.
  • Wysuszoną pracę szlifujemy, aby zlikwidować wszystkie nierówności i haczące elementy.
  • Wypiekamy glinę w piecu ceramicznym w temperaturze ok 900 - 1000 °C, w ten sposób uzyskujemy tzw. BISKWIT (czyli glina zmienia się już w ceramikę, ale jeszcze taką surową bez szkliwa, za to robi się twarda).


  • Następnym krokiem jest wybranie kolorów glazury i pokrycie powierzchni prac szkliwami, czyli mieszankami różnych tlenków, które pod wpływem wypału w piecu ceramicznym uzyskują trwałe, najczęściej połyskujące kolory (przed wypałem są matowe i mają pastelowe barwy, zwykle szaro - różowe).
  • Taki wypał trwa zazwyczaj ok 3.5 - 4.0 h (zależnie jaka temperatura jest potrzebna, by szkliwo zyskało odpowiednią barwę i stało się błyszczące, zwykle ok 1060 - 1180 °C ) + czas studzenia, który jest zależny od wielkości pieca.


CO ODMIENNEGO?

Pierwsze kroki, aż do biskwitu będą takie same, później zaczynają się różnice. Zapewne zauważyliście już, że na powierzchni tych szkliw powstają niesamowite wzory, poniżej kilka słów o tym, skąd się biorą:


  • Pierwsza znacząca różnica tkwi w samych szkliwach, na rynku jest dostępnych tylko kilka glazur tego typu, ale trudno uzyskać za ich pomocą spektakularne efekty, bo nie znamy ich dokładnego składu. A taka wiedza jest niezbędna, by ustalić odpowiedni proces wypalania. Co za tym idzie? Nasze szkliwa wykonujemy sami!!! No dobra, ja to tylko patrzam, wszystkim zajmuje się mój luby i on jest twórcą wszystkich tych piękności, za to ja je potem fotografuję :D
  • Gdy mamy już papkę, którą pokrywamy biskwit (warstwa musi być baaaardzo gruba), wstawiamy wszystko do pieca na podpórkach, które zwiemy ociekaczami / łapaczami szkliwa. Są one niezbędne gdyż szkliwa krystaliczne niezwykle mocno spływają podczas wypału, bez nich spód pieca zostałby zniszczony po jednym użyciu.

To jeden z naszych łapaczy, pod każdy przedmiot potrzebna jest indywidualna podkładka dopasowana do jego spodu.
  • Czas na wypał i tu tkwi cała magia. Odpowiedni skład glazury nie wystarczy, trzeba jeszcze zaprogramować wieloetapowy program wypału, który trwa minimum 10 h!!! I nie wliczyłam tu studzenia, tylko samo nagrzewanie i utrzymywanie temperatury pieca. Do tego potrzebna jest bardzo wysoka temperatura bliska 1300°C, elektrownia już zaciera rączki, a pieniążki wyfruwają z portfela...
  • Co jeszcze? hmmm... a własnie, wykres takiego wypału byłby schodkowy. Kurczaki, jak to klarownie wytłumaczyć, by nie pisać elaboratu... Temperatura w piecu nie jest jednorodna przez te 10 h, cały cykl opiera się na wzrostach i spadkach temperatury oraz ich przetrzymaniach, to własnie dzięki tym zabiegom rosną kryształy, wyglądające jak połyskujące „kwiaty”. Cały proces można porównać do tworzenia się lodowych struktur na szybach w mroźne dni, albo do wzrostu kryształów w minerałach.


  • Co ważne, nigdy nie wiadomo, w którym miejscu pojawi się kryształ, jest to proces losowy stanowiący o wyjątkowości i unikatowości przedmiotów wykonanych tą metodą, która jest bardzo trudna w kontrolowaniu.
  • A jak to jest z tymi kolorami, że tło pomarańczowe a kryształy niebieskie? Czysta chemia!!! Więcej nie powiem, bo z chemii byłam noga. Dodam jedynie, że nie są one w żaden sposób malowane na wierzchu, i że jest to efekt jednego szkliwa a nie połączenia kilku.
  • Ze względu na zastosowane tlenki, w naczyniach nie można podawać płynnych, kwaśnych oraz gorących produktów spożywczych, gdyż wchodzą one w reakcje ze składnikami szkliwa i mogą być szkodliwe dla zdrowia, chyba że w środku zastosujemy szkliwo spożywcze :)
To chyba najważniejsze elementy składające się na wiedzę o tej technice. Podkreślę jeszcze, że na całym świecie nie ma dwóch identycznych przedmiotów pokrytych szkliwem krystalicznym. Kryształy rosną w przypadkowych miejscach i zawsze mają trochę inną strukturę/rozmiar/kształt. Stąd taka duża trudność w uzyskaniu pożądanych efektów. Istnieje ponad 20 czynników wpływających na sam proces (temperatura, czas wypału, wilgotność, rodzaj powierzchni i gliny, atmosfera w piecu...) Posiadając przedmiot wykonany w technice krystalicznej, możemy być pewni jego wyjątkowości i niepowtarzalności! 


ZMROŻONA FALA

Skoro kryształy są takie niesamowite, to nie mogłam się powstrzymać i musiałam wpleść je w moją biżuterię :D Pierwsze próby podjęłam już ponad rok temu, oprawiając ceramikę w technice witrażu Tiffany (KRYSTALICZNE AMULETY). W tym roku postanowiłam, że wśród moich srebrnych prac nie może zabraknąć tych z kryształami. Zatem oto i jest wisior z cudnym, porcelanowym krążkiem, który wyjątkowo nie pochodzi z naszej pracowni (czy ja w ogóle wspominałam Wam wcześniej, że mamy pracownię ceramiczną?). 

Rok temu otrzymałam ów krążek od znajomego ceramika z Izraela, była to niespodzianka na moje urodziny :) Projekt przeleżał prawie 10 miesięcy zanim się za niego wzięłam. Do tego w trakcie pracy został mocno zmodyfikowany, pierwotnie miał być etniczny, a wyszedł bardziej nowoczesny i całe szczęście :D


Oprawa została zminimalizowana do motywu fali, cargi i łapek, które to wszystko trzymają razem, do tego udało mi się dobrać ciekawy łańcuch (zakupiłam taki gotowy).


Tutaj dokładnie możecie przyjrzeć się strukturze kryształów, nawet na jednym przedmiocie ich kształty potrafią być bardzo zróżnicowane. Czasem wyglądają jak płatki kwiatów, innym razem jak delikatne piórka albo... ogryzki jabłka. 



TRUDY ŻYWOTA CERAMIKA - KRYSTALIKA

Mam nadzieję, że udało mi się w miarę jasno wytłumaczyć, czym jest technika krystaliczna. Jeśli znajdziecie jakieś niejasności, to nie bójcie się zapytać, chętnie dopowiem, co wiem :) Liczę także, że zwróciłam Waszą uwagę na unikatowość tej techniki, dodam jeszcze, że w Polsce zajmuje się nią tylko kilku ceramików. Zarówno duże koszty wytworzenia, niesamowita ilość stratnych prac, jak i ogrom wiedzy, jaką trzeba sobie przyswoić jest niewyobrażalny, dlatego chylę głowę przed moim lubym i innymi krystalikami, którzy podjęli ten trud. 

Na koniec chciałam Wam pokazać co trzeba znosić, gdy podejmie się wyzwanie, jakim jest tworzenie w tej technice. Nieudane wypały (brak kryształów / paskudne kolory), uszkodzenia pieca, grzałki w piecu do wymiany, bo już nie wytrzymały przeciążenia, pęknięte prace... przecudne egzemplarze, które w trakcie odbijania od ociekacza strzeliły.... wazony przewrócone w piecu albo stopione! (nie każda glina wytrzymuje tak wysokie temperatury).


W powyższym przypadku nie da się odbić butelki od ociekacza, szkliwa spłynęło tak dużo, że połączenie jest zbyt mocne. Butelka już zaczęła pękać, więc zostawiliśmy ją w tej formie dla zilustrowania tego problemu.


Porcelana się poddała, mimo że można wypalać ją w wyższych temperaturach niż zwykłą glinę. Na szczęście znaleźliśmy już taki rodzaj porcelany, który wytrzymuje długie przetrzymania. P.S. na porcelanie rosną dużo większe kryształy :)


Grzałki wyciągnięte z pieca po ok 10 miesiącach używania, powyginane, spękane i co najważniejsze, nie trzymające temperatury w piecu. Na dole zdjęcia - nówki sztuki, idealne sprężynki :)



PRZED I PO

Na koniec mały bonus, wspominałam że szkliwa przed wypałem mają raczej mętny kolor, oto przykład. Butelki przed i po wypale, w obu przypadkach dzióbki zostały pokryte inną glazurą niż reszta powierzchni. :)



Starczy już tych wiadomości, sporo tego wszystkiego wyszło, stąd moje pytanie do Was:

Czy moje posty nie są dla Was za długie?

Wolałabym, żeby ktoś tu czasem zajrzał i przeczytał moje wypociny, bo inaczej mija się to z celem. Czasem po prostu trudno zrezygnować mi z niektórych treści, jestem zbyt szczegółowa, choć bez problemu dzisiejszy post mógłby być ze dwa razy dłuższy, więc i tak nie jest tak źle :D

A tutaj dla ciekawskich:


Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Powiedz kotku, co masz w środku? :)

$
0
0
Czy już słyszycie tupot kocich łapek, a może plusk rybiego ogona? Ja czuję pod palcami chłód metalu i bogactwo faktur, na twarzy krąży mi lekki uśmiech, a wszystko za sprawą pewnego kociaka. Zawładnęły mną zwierzaki, do tej pory powstał już LEW i WILK, nadszedł czas na stworzenie domowe, ale... czy aby na pewno pochodzące z tego świata? Kotek, choć wygląda bardzo realnie, przybywa jednak z krainy baśni, śnią mu się przepyszne rybki, które wplątały się w jego mięciutkie futerko, aż się oblizuje ze smakiem! 


REALIZM MAGICZNY

Niby wszystko realistyczne, pyszczek zwierzaka, "puchate" futerko, małe kły... aż tu nagle wyskakują te rybie ogonki! No, jak to tak można widza mylić i w głowie mu mieszać? A no tak się własnie dzieje, gdy zaczynam rozrysowywać moje animalsy. Pierwsze dwa nie doczekały się dokładnego projektu, za to najnowsze mają już szczegółowy rysunek. Moja wyobraźnia bardzo dobrze działa przy szkicowaniu, przez co powstają takie kwiatki (zasadniczo planuję już pewnego dzikiego zwierza wśród hawajskich kwiatów!). To chyba kolejny powód, aby przelewać pomysły na papier :D


Na rysunku moje perskie kocie (jedna z fanek podpowiedziała mi, że to właśnie pers), wyszło mi bardziej mięciutkie niż to z blachy, no ale zarówno materiał, jak i moje dotychczasowe doświadczenie mają pewne ograniczenia. Jak by nie było, będę nad tym jeszcze pracować. 

KROCZEK PO KROCZKU

Od jakiegoś czasu krąży mi po głowie pewna myśl, która uaktywnia się gdy piszę o etapach powstawania biżuterii. Nie chciałabym, aby zawsze były to powtarzalne posty, na zasadzie: tnę, szlifuję, lutuję i oksyduję. W zasadzie właśnie bardzo skrótowo opisałam, na czym polegały kroki pracy. Dlatego przy tego typu wpisach postaram się zwracać więcej uwagi na inspiracje i trudności, jakie napotykam w trakcie tworzenia, a do tego dołączę sporą dawkę zdjęć. Co Wy na to? Czy wolicie jednak, by dokładniej opisywać fotografie?



Mój kociak został dość mocno poszatkowany, im więcej elementów tym bardziej skomplikowana logistyka. Już na etapie cięcia zaczęłam zastanawiać się, które elementy lutować na początku i jak po kolei połączyć wszystko w całość. Przykładowo, gdybym na sam koniec zostawiła sobie przylutowanie noska, zapewne ten kawalątek blachy spaliłby się w trakcie ogrzewania, a cała reszta nadal byłaby zbyt chłodna, aby stopić lut (obiecuję, że w najbliższym odcinku WARSZTATU JUBILERA poruszę kwestię lutowania i wszystkiego co z tym powiązane).

Tak na marginesie, chyba już wiem, jak Japończycy tworzą swoje stworki do mangi. Czyż ten wstępnie wycięty pyszczek, nie przypomina Wam własnie takiej postaci z anime? Ja od razu miałam takie skojarzenie :D




Czyżby te rybki go gilgotały? Z założenia nasz bohater miał ziewać, ale bardziej wygląda, jakby się uśmiechał, a część osób twierdzi, że się bezwstydnie oblizuje! Wracając jednak do lutowania, mój kot jest jak cebula (albo org), ma wiele warstw, dlatego musiałam uważać, by nie pominąć jakiegoś elementu, bo później mogłabym mieć problem z jego dołączeniem. Przed rozpoczęciem łączenia wszystkie części zyskały faktury, dzięki dwóm starym młotkom, stemplom do skór i puncynie repuserskiej (użytej totalnie nieprofesjonalnie :)



Permanentny, cienki marker zawsze przydaje mi się przy pracy, z jego pomocą zaznaczam miejsca lutowania. Oczywiście w trakcie nagrzewania blachy linia w pewnym momencie znika i wtedy staram się, by moje detale już nie drgnęły. Na koniec tradycyjnie nie żałowałam oksydy, która zyskała szaro - brązowy odcień. Wiecie, że jej kolor jest zależny nie tylko od stężenia roztworu, w którym kąpiemy przedmiot? Zupełnie inny odcień możemy uzyskać, myjąc naszą pracę przed tym zabiegiem (wystarczy zwykłe mydło i stara szczoteczka do zębów).


Gdyby Nasz kocur był bokserem (sportowcem, nie psem), to zaliczyłabym go do wagi ciężkiej, bo waży prawie 50.0 g (razem z łańcuchem, na którym wisi), czyli nie należy do maluszków :D W trakcie pracy zastanawiałam się, czy nie zostawić go w pomniejszonej wersji, czyli tylko z tą małą rybką, ale bez dolnego pasa sierści i rybich ogonów. Szybko jednak rozwiałam swoje wątpliwości i postanowiłam zrealizować pierwotny zamysł. 

A Wam, jaki kot bardziej przypada do gustu - z rybami, czy bez?





A to się z człowiekiem dzieje, gdy za długo przebywa w świetle reflektorów... fotograficznych :D


Mam nadzieję, że kocurrro troszkę Was zaczarował i oderwał od wszędobylskiej szarzyzny, a ja tymczasem wracam do stołu złotniczego kończyć rozpoczęte robótki.

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Biblioteka kamieni odc. 9 - AMETYST

$
0
0
Ostatnio po głowie chodzi mi wiele pomysłów, zarówno czysto biżuteryjnych, jak i tych związanych z blogiem, oczywiście wszystko skrzętnie zapisuję, bo pamięć bywa zawodna. Wiem też, że w końcu przyjdzie taki moment, gdy nagle szare komórki zaprzestaną produkcji ciekawych idei, wtedy przydadzą się notatki albo szkice :) Niedługo (liczę, ze do wiosny się wyrobię) zmienię trochę wygląd moich postów o kamykach, już dziś robię mały test, zobaczymy czy się Wam spodoba. A tymczasem kłania się AMETYST.


AMETYST - KAMIEŃ LUTEGO

Na początek odmieniony został pierwszy slajd, poprzednie robiłam kilka miesięcy temu, a cała seria powstała z myślą o postach na facebooku. Ze względu na miejsce publikacji umieszczałam na zdjęciach informacje o kamyczkach zarówno po polsku, jak i po angielsku. Dopiero w listopadzie wpadłam na pomysł, że Biblioteka Kamieni świetnie nada się na blog. Do tego tutaj mogę napisać dużo więcej informacji i pokazać Wam przykłady biżuterii z wykorzystaniem kamyczków!

W tym roku doszłam do wniosku, że napisy na głównym zdjęciu są zbędne, a że akurat zeszło się to z pewną propozycją od Kasi ze SKARBÓW NATURY, to miałam większą motywację, by zrobić małe odświeżenie :) Do tego zmieniłam kolorystykę na fiolet, beż i brąz, jakoś lepiej mi się na nie patrzy, a Wam jak się podoba taka zmiana?

Wrócę jeszcze do Skarbów Natury, od tego roku dla wszystkich klientów sklepu czekają bardzo fajne konkursy. Każdy miesiąc ma przypisany do siebie jakiś kamyczek, w tym miesiącu akurat króluje ametyst i to właśnie piękne okazy tego kamienia można zgarnąć do końca tego miesiąca. Wszystkie niezbędne dane znajdziecie na poniższym zdjęciu, które po kliknięciu przeniesie Was do fanpage'a organizatorki :) Dodam, że część kamyków na głównym zdjęciu pochodzi własnie ze Skarbów, cudne prawda?


ZACHOWAJ TRZEŹWOŚĆ Z AMETYSTEM

Troszkę przewrotny ten podtytuł, ale własnie takie przekonanie istniało już w starożytności i od starogreckiego słowa "trzeźwy" - "amethustos" pochodzi nazwa tego kamienia. Dość długo wierzono, że chroni właściciela przed upiciem się, dlatego robiono z niego czary na wino. No to kto ma ochotę na kieliszeczek trunku? :) Poniżej jeszcze kilka "suchych" faktów, jak to jest z tymi fioletowymi cudami.

Należą do rodziny kwarców.

Słynne ze swej królewskiej barwy, którą zawdzięczają domieszce żelaza. Najcenniejsze są ciemno fioletowe i jak najbardziej klarowne.

Odcień fioletu jest zróżnicowany zależnie od miejsca występowania:
- Ametysty z Veracruz (wsch. Meksyk) – mają bardzo bladą barwę i są połączone z bezbarwnym kryształem.

Wieczorne krople z mini ametystami :)

Połączenie w jednej bryle ametystu i cytrynu nazywamy ametrynem.

Często posiadają białe prążki, wyglądające jak tygrysie paski.

Czasem pod kamienie o słabej barwie podkłada się kolorową folię i zamyka w oprawie, aby wzmocnić kolor (zabieg bardzo często stosowany w średniowieczu, nie tylko do ametystu)

Według mitologii greckiej ametyst, to kryształ górski zabarwiony na fioletowo łzami boga Dionizosa (czyli coś jest na rzeczy z tym alkoholem :P )

Ze względu na jakość nadano mu nazwy: najwyższa jakość – ametyst syberyjski (niezależnie skąd pochodzi), średniej jakości – urugwajski, najniższej – Bahain

Obecnie najlepsze okazy pochodzą z Indii, południowej Brazylii i Sri Lanki


CIEKAWOSTKA:Barwa ametystów jest nietrwała – pod wpływem promieni słonecznych bledną, a po podgrzaniu zmieniają barwę na żółtą i stają się cytrynami (kamieniami nie owocami :), tego procesu nie da się odwrócić.

BIBLIOGRAFIA: 
oOldershaw Cally, Ilustrowany Atlas Klejnotów i Kamieni Szlachetnych, Warszawa 2008.
oHochleitner Rupert, Minerały, kamienie szlachetne, skały, Warszawa 2010.
oHall Cally, Gemstones, Londyn 2002.
oInformacje z cyklu wykładów prowadzonych w ramach Zawodowego Kursu Kwalifikacyjnego w zawodzie Złotnik – Jubiler, Warszawa 2012 – 2013.

W tym miejscu wspomnę o drugiej nowości w moich kamykowych postach, którą właśnie mogliście zaobserwować. Od tego odcinka i już w każdym następnym będzie pojawiać się taka mini bibliografia. W większości przypadków książki będą się powtarzać, ale czasem zdarzy się coś nowego :) Myślę, że ten dodatek przyda się osobom, które chciałyby bardziej zgłębić temat, no i teraz już wiadomo, że nie wyssałam tego wszystkiego z palca :D Podoba się Wam taki dodatek?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 9 - połączeni na zawsze, czyli troszkę o lutowaniu

$
0
0
W ramach zbliżających się Walentynek dziś będzie o łączeniu, bynajmniej nie ludzi w pary :) Skoro już opowiedziałam Wam o PALNIKACH i SKAMOLEKSIE, który jest niezbędny przy lutowaniu, to mogę przejść wreszcie do opisywania jakiejś czynności, a nie tylko narządków. Ale zaraz... przecież nie powiedziałam jeszcze nic o lucie, lutówce i paru przydatnych elementach, czyli jednak znów będzie o rzeczach materialnych. Ale nie martwcie się za nadto, zawrę w tym poście także sporo praktycznej wiedzy o LUTOWANIU.


KILKA PRZYDASI DO LUTOWANIA SREBRA

Oczywiście do łączenia innych metali też się przydadzą, ale tym razem będę opierała się na przykładach ze srebra. Na początek musimy zebrać kilka narzędzi i tzw. materiałów zużywalnych. Na naszym roboczym stole kolejno stawiają się: 
  • SKAMOLEKS lub inny ogniotrwały podkład.
  • PALNIK zasilany gazem propan butan, na początku także może być to mini palnik na gaz do zapalniczek.
  • WODA, a w zasadzie miska (najlepiej szklana) z wodą, w której będziemy płukać nasz zlutowany przedmiot
  • ROZTWÓR KWASU AZOTOWEGO albo ortofosforowego, brzmi groźnie? Na szczęście w sklepach złotniczych znajdziecie także proszek do wykwaszania, który rozpuszcza się w wodzie. Działa bardzo dobrze, a nie jest taki groźny, jak kwasy, choć wdychać nie polecam.
  • PĘSETA, a najlepiej kilka. Oczywiście na początek wystarczy jedna, ważne by była wygodna i dobrze chwytała.
  • ELEMENTY wycięte z metalu, żeby było co ze sobą łączyć :)

No, to jak? Wszyscy gotowi, możemy zaczynać? To zaczynamy nasz program... Hola! Hola! Wstrzymajcie konie, mamy w tej naszej liście jeszcze pewne braki, które chciałabym omówić dokładniej :)


LUT

Na pierwszy ogień idzie lut, czyli srebro z różnymi domieszkami. Dzięki tym dodatkowym składnikom lut ma niższą temperaturę topienia niż srebro. Co, to daje w praktyce? A no najpierw powinien stopić się lut zanim uszkodzimy / nadtopimy sobie srebrną blachę... natomiast w praktyce bywa już różnie. Lut może występować w formie drutu (zwykle o grubości 0.5 lub 0.8 mm), rozwalcowanych pasków lub pasty. Pamiętajcie, żeby oznaczać sobie lut podpisami, po pierwsze by nie pomylić ich między sobą, po drugie - by nie zawieruszyły się Wam między zwykłymi drutami :)

Rozróżniamy różne twardości lutu, np: 450 / 700 / 800, a zwane są: naprawczymi, miękkimi i twardymi. Wraz ze wzrostem numeru lutu rośnie temperatura jego topnienia oraz ilość zawartego w nim srebra. I tak lut 450 zwykle stosowany jest tylko przy naprawach biżuterii, gdy potrzebujemy jak najniższej temperatury, by nie uszkodzić innych elementów produktu. Nie polecam go do ułatwiania sobie lutowania przedmiotu, który robimy od podstaw, gdyż ma on bardziej żółtą barwę i potem łatwo sobie coś zniszczyć przy dalszym łączeniu i nagrzewaniu (czyt. łatwo się lutuje i równie łatwo rozlutowuje, nawet jeśli tego nie chcemy :) Lutu 700 używamy do łączenia srebra próby 925 (i jeśli ktoś ma ochotę do również do miedzi i mosiądzu), najtwardszy jest lut 800, który służy do łączenia elementów wykonanych z czystego srebra, czyli np. carg. Pamiętajmy, że lutowanie musimy zaczynać od tych najtwardszych lutów, do tych o mniejszej temperaturze topnienia, jeśli nie zachowany kolejności, będziemy mieć spore problemy przy pracy. 


LUTÓWKA

Płyn do lutowania, to własnie dzięki niemu lut rozpływa się po metalu. Jeśli zapomnimy użyć lutówki, to nici z lutowania. Lut nie będzie chciał się przyczepić albo zrobi się z niego kuleczka, mimo iż przedmiot będzie już odpowiednio nagrzany. I tutaj ważna uwaga: lutówki trzeba używać za każdym razem, gdy lutujemy lub poprawiamy łączenie, ponieważ w trakcie nagrzewania i studzenia jej warstwa zostaje usunięta.


Na rynku możemy znaleźć różne rodzaje płynów do łączenia, zazwyczaj mają kolor jaskrawo - żółty lub zielony. Na początek polecam małe opakowania, ja w ramach otwierania działalności zakupiłam takie o to duże baniaki, i jak widać słuuużą i słuuużą :) Ten po lewej zawiera dość specyficzny płyn - Abdek, który zachowuje się trochę inaczej niż standardowa lutówka.

Lutówkę zazwyczaj nakładamy tylko na miejsce łączenia, natomiast w przypadku abdeku, zanurzamy w nim cały przedmiot i podpalamy. Tak, zgadza się, abdek jest substancją palną (nawet na opakowaniu jest znak informujący nas o jego łatwopalności). Wygląda to trochę dziwnie, bo ukazuje się nam płonący (niebieskawym płomieniem), metalowy przedmiot, gdy ogień już zniknie możemy przystąpić do lutowania. Ten płyn lutowniczy ma jedną, bardzo ważną cechę - ochrania powierzchnię metalu przed utlenianiem się (nie zawsze wychodzi to perfekcyjnie, ale powierzchnia zazwyczaj wygląda lepiej niż po użyciu zwykłej lutówki).

Wśród moich planów jest wykonanie krótkich filmików, pokazujących między innymi takie niuanse, jak różnica w "zachowaniu" lutówki i abdeku. Na razie musicie mi wybaczyć posłużenie się tylko suchym opisem :)


CHIRURGICZNA PRECYZJA

To już ostatnie narządko, które chciałabym Wam przedstawić, zaraz przejdziemy do praktyki. Oto szczypce chirurgiczne (nota bene wiele dentystycznych i chirurgicznych narzędzi może się przydać w warsztacie jubilerskim, zatem jeśli macie znajomych z tej branży... czyhajcie, aż będą wymieniać sprzęt :D. Takowe, samozatrzaskowe szczypczyki są idealne do trzymania lutu. Niewielkie, wygodne i dobrze chwytają nawet cienki drucik, dzięki ząbkom.


A dzięki zatrzaskowi już nie musicie się przejmować utrzymaniem lutu, tylko pamiętajcie by dobrze je zacisnąć, bo inaczej mogą strzelić (otworzyć się) w trakcie lutowania i drucik poleci w siną dal. Oczywiście możecie używać także pęsety albo ciąć lut w drobne kawałeczki. Widziałam też, że wprawieni jubilerzy trzymają w ręku całą szpulkę drutu i tak lutują.


LUTOWANIE W KILKU KROKACH

Tak, to własnie teraz nadeszła ta wiekopomna chwila, czyli wreszcie bierzemy się do pracy, wszystkie etapy działania wymieniłam w punktach, by było Wam łatwiej :)

  1. Przygotowujemy kilka artefaktów: niepalną podkładkę, palnik, zapalniczkę, roztwór do wykwaszania, miskę z wodą, pensetę, lutówkę, lut, szczypce do cięcia lutu, no i nasz przedmiot...uffff
  2. Przedmiot układamy na podkładce, miejsce lutowania smarujemy lutówką przy pomocy pędzelka, układamy w tym miejscu np. cargę.
  3. Jeśli, to nasze pierwsze wprawki, to najlepiej pociąć lut na drobniutkie kawałeczki (2-3mm) i ułożyć tuż przy cardze (od wewnątrz!!!, po co ma się nam zabrudzić blacha na zewnątrz :)
  4. Zaczynamy nagrzewać przedmiot małym płomieniem... no, no! Mówiłam, że małym!. Lutówka ma jedną niemiłą cechę, gdy się ją podgrzewa zaczyna "puchnąć". Dosłownie robi się z niej taka pianka, która podnosi lut albo w ogóle gdzieś go odrzuca. W takiej sytuacji musimy z powrotem położyć go na miejsce przy pomocy pęsety. Jeżeli przed użyciem trochę rozwodnimy płyn lutowniczy, ten proces będzie delikatniejszy.
  5. Gdy lutówka zostanie wysuszona przez płomień, możemy go trochę zwiększyć. Pamiętajcie, by równo nagrzewać cały przedmiot. W momencie, gdy któryś z elementów robi się zbyt pomarańczowy, odsuwajcie palnik (tylko proszę nie kierujcie go na inne obiekty na biurku, mogą tego nie wytrzymać :)
  6.  Kiedy zobaczycie, że lut popłynął przestańcie grzać, wyłączcie palnik i wrzućcie przedmiot do wykwaszania, potem mała kąpiel w wodzie i czas na oględziny. Najlepiej oglądać przedmiot pod światło, wtedy widać czy zostały jakieś luki. Czasem bardzo trudno zlutować, niektóre elementy na raz i trzeba to robić na raty, szczególnie przy dużych pracach. W takim przypadku powtarzamy cały proces z lutówką, jednak nie zawsze musimy dokładać lutu, gdy widać jego nadmiar, po prostu podgrzewamy całość i lut powinien wypełnić dziurki.


MAŁE PRZESTROGI: 
  • Nierozwodniona lutówka bardzo puchnie i odrzuca lut, dlatego trzeba ją wolno nagrzewać.
  • Zawsze pamiętajmy o użyciu pęsety, nie paluszków :)
  • Jeśli nie zastosujemy płynu do lutowania, to z łączenia nici.
  • Lepiej lutować w kilku podejściach, niż dać za dużo lutu.
  • Dobrze przemyślcie, gdzie położyć lut, zawsze szukajcie miejsca, gdzie będzie on najmniej widoczny (tak, jak w przypadku wnętrza cargi).
  • Nie zostawiajcie niedolutowanych prac, na zasadzie "aaa mała dziureczka, nie będzie jej widać", prawdopodobnie wyjdzie w trakcie pracy i jeszcze coś Wam popsuje.
  • Pamiętajcie o kolejności stosowania lutów o różnej twardości :)


W razie jakichkolwiek wątpliwości dajcie znać w komentarzach, mam nadzieję, że wyszło w miarę klarownie, ale jak już coś się umie, to czasem można pominąć jakiś istotny fakt :)

Na koniec mam do Was jedno malutkie pytanie: Jak wolelibyście bym się do Was zwracała? W liczbie mnogiej (tak, jak do tej pory), czy pojedynczej? 

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Drzewo Poznania Dobra i Zła - srebrny wisior z odrobiną ceramiki krystalicznej

$
0
0
Wreszcie rozpoczął się sezon konkursowy w ROYAL STONE, moc niezwykłych inspiracji i jeszcze więcej niesamowitych realizacji, bo każdy twórca zobaczy w temacie coś zupełnie innego. W tym roku natchnieniem nie służą nam same fotografie, a właśnie tematy, co osobiście bardzo mnie cieszy. Pierwszym z nich jest "Raj Utracony", poniżej przedstawiam wyobrażenie powstałe w mojej głowie :)


DRZEWO POZNANIA DOBRA I ZŁA

Nowym elementem konkursów jest także wymóg, by każdy uczestnik napisał kilka słów o tym, w jaki sposób jego praca spełnia założenia inspiracji. Na profilu organizatorów rozgorzała dysputa, że temat nie jest jednoznaczny, że zdjęcie do niego dołączone nie pasuje... jedni mieli mroczne wizje, inni skojarzenia biblijne, a kolejni utracone wspomnienia lat dziecinnych. Jakby powiedział Nasz narodowy wieszcz "Polały się łzy me czyste, rzęsiste. Na me dzieciństwo sielskie, anielskie...". Pojawiły się także argumenty, że ktoś dopisze odpowiedni opis do biżuterii i już praca na konkurs gotowa. A ja się tak zastanawiam, co nam do tego? Przecież w poprzedniej wersji wystarczyło użyć kolorów ze zdjęcia, by już brać udział w konkursie. Nie lepiej zastanowić się nad własną interpretacją niż rozmyślać: co inni mogą zrobić i pod tym podpisać? Jak praca będzie naprawdę dobra, to sama się obroni i zdobędzie nagrodę :) 


Wychodząc z tego założenia po prostu wzięłam się do projektowania i kolejnych etapów pracy, zamiast wdawać się w konwersacje :) 

Nie ma to, jak zacząć działanie od gołego kawałka srebra :) W momencie ogłoszenia tematu inspiracji w me ręce wpadł idealny kawałek ceramiki ze szkliwem krystalicznym (tutaj pisałam czym jest CERAMIKA KRYSTALICZNA). Oczywiście wcześniej sporo czasu przeleżał z innymi skorupkami, ale akurat odnalazł się w odpowiednim dniu, czyżby przeznaczenie? Ach te niuanse zieleni i kryształy jak płatki śniegu... a może nieznane rośliny z mitycznych czasów?



Skoro posiadałam już taką feerię roślinności, to nie mogłam się powstrzymać i musiałam w moim Raju zasadzić drzewo. W końcu przez tyle wieków obrosło w niesamowitą symbolikę i ilość przedstawień. Od jabłoni, przez drzewka pomarańczowe, po zupełnie fantastyczne przedstawienia. Hmmm pomyślcie jakby to brzmiało, gdyby zamiast Jabłka Adama była np. pomarańcza albo banan? Tak na marginesie przypomniało mi się drastyczne zdanie, które w czasach liceum zawarłam w moim wypracowaniu: "Ewa zjadła jabłko wraz z Adamem", na co nauczycielka odpowiedziała mi; "Toż to kanibalizm!" :)



Nie bez przyczyny moje drzewo ma dwie warstwy. Dolną wykonaną z pełnej blachy i górną - ażurową, oprócz tego, że takie rozwiązanie po prostu podobało mi się wizualnie, ma ono swoje głębsze znaczenie względem tematu pracy, ale o tym możecie przeczytać poniżej.

Taki oto opis wysłałam do Royal Stone wraz ze zgłoszeniem:

"Od wieków jasność symbolizowała dobro, natomiast ciemność kojarzono ze złem, dlatego moje drzewo ma dwie warstwy. Przód jest wypolerowany na połysk, emanuje świetlistością i dobrem. Natomiast spodnia część srebra jest chropowata i pokryta oksydą, która nadała jej ciemno szary, matowy odcień, tam skrywa się zło, czyha tak jak wąż na pierwszych ludzi. Na końcu łańcuszka kołysze się czerwony owoc poznania. Drzewo rośnie w tajemniczym ogrodzie Edenu zilustrowanym przez soczyście zielone kryształy powstałe na ceramice." 



Z rzeczy bardziej technicznych dodam, że cargę wykonałam ze srebra próby 925. Konary drzewa posłużyły mi jednocześnie, jako blokada ceramiki od przodu, jak i łapki z tyłu, więc z zakuwaniem nie było kłopotów. Całość zanurzyłam w oksydzie tak, by nie odbarwiła mi górnej warstwy srebra, bo później i tak polerowałam ją na błysk.


Wiecie za co tak uwielbiam ten rodzaj szkliw do ceramiki? Porównajcie sobie powyższe zdjęcia, wisior ten sam, układ kryształów również, a wyglądają zupełnie inaczej i nie wynika to z moich ingerencji graficznych! Zależnie od oświetlenia kryształy aż tak bardzo zmieniają swoje kolory, błyszczą, mienią się i ukazują nam coraz to inne oblicze, czyż nie jest magicznie w tym ogrodzie? 




Jest to jeden z moich mniejszych wisiorów, jak to niektórzy mówią - "ludzki", czyli da się go nosić na co dzień :) Jak podoba się Wam taka interpretacja Raju Utraconego?

Chcecie więcej prac z ceramiką krystaliczną? A może marzycie by mieć w posiadaniu taką ceramiczną skorupkę do oprawy? Hmmm... przemyślcie to dobrze :D

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Biblioteka Kamieni odc. 10 - PIRYT

$
0
0
Och, jak trudno po urlopie powrócić do rzeczywistości!!! Okropność po prostu, szczególnie gdy było się w cieplejszych regionach Europy i zwiedzało cudowne muzea: biżuterii, szkła i rzemiosła... Choć w założeniu miałam naładować akumulatory, to czuję się trochę jakby ktoś powyciągał wszystkie wtyczki. No, ale dziś jest już lepiej niż wczoraj, więc jest nadzieja :) Trochę wypadłam także z rytmu blogowego, ostatni post napisałam tuż przed wyjazdem, a opublikowałam go w jego trakcie. Dziś ledwo zorientowałam się, że już środa, ależ ten czas pędzi. W głowie mam troszkę mętlik, ale na szczęście z pomocą przyszedł mi mój cykl postów: Biblioteka Kamieni, w sam raz na rozgrzewkę szarych komórek. 



Jako, że dziś już dziesiąty odcinek tej serii postów, zrobię małe podsumowanie, o jakich kamykach mogliście u mnie poczytać i kto wie, może dowiedzieć się czegoś nowego. Każda nazwa prowadzi do wpisu o danym kamieniu :)

  1. BURSZTYN - "bałtyckie złoto", jeden z naszych rodzimych skarbów :)
  2. TURKUS - fragmenty nieba, chroniące nas przed demonami.
  3. LABRADORYT - zorza polarna zamknięta w kamieniu.
  4. KORAL - zwierzęta o wyglądzie roślin, to informacje o nim najbardziej cieszą się Waszym zainteresowaniem.
  5. MALACHIT - sproszkowany służył jako pigment do makijażu i farb.
  6. PERŁY - ich pierwsze hodowle powstały już w XIII - wiecznych Chinach
  7. AGAT - był barwiony już za czasów starożytnej Grecji i Rzymu.
  8. JADEIT - "kamień biodrowy" podobno dobrze działa na nasze nerki.
  9. AMETYST - dopomoże zachować trzeźwość, nawet na mocno zakrapianych imprezach ;)
  10. PIRYT- czyli "złoto głupców", o którym możecie poczytać poniżej.
Wygrzebałam wśród moich fotograficznych zbiorów takie oto kosteczki pirytu ze skrzydłem serafinitu.  

ZŁOTO GŁUPCÓW

Nazwa z greckiego: „pyr” – ogień oraz „pyrites” – iskrzący ( iskrzy się po uderzeniu krzesiwem).
Ze względu na barwę podobną do złota bywa nazywany „złotem głupców”.
Występuje między innymi w skałach magmowych.
Często tworzy kryształy o wielocentymetrowych wymiarach i geometrycznych kształtach.
Piryty o kształcie sześcioboku zostały stworzone przez naturę, nie rękami ludzkimi :)
Stosowany w biżuterii już w czasach starożytnych, popularny w sztuce secesji.
Indianie wierzyli, że w pirytowym „lustrze” można zobaczyć duszę.
Na powierzchni pirytu może pojawiać się rdza, powstała np. od odczynu skóry.
Piryt w trakcie wietrzenia pochłania tlen z powietrza i wydziela ciepło, z tego powodu rozgrzewają się skały zawierające piryt.
Czasem stosuje się go jako proszek polerski.
Bywa mylony z hematytem, który ma metaliczno - szarą barwę.

CIEKAWOSTKA: Gdy jakiś piryt wpadnie Wam w ręce od razu poczujecie jego cięźar, nie dość że przypomina metal, to i wagę ma bardziej metaliczną niż kamienną :)

BIBLIOGRAFIA: 
oOldershaw Cally, Ilustrowany Atlas Klejnotów i Kamieni Szlachetnych, Warszawa 2008.
oHochleitner Rupert, Minerały, kamienie szlachetne, skały, Warszawa 2010.
oHall Cally, Gemstones, Londyn 2002.
oInformacje z cyklu wykładów prowadzonych w ramach Zawodowego Kursu Kwalifikacyjnego w zawodzie Złotnik – Jubiler, Warszawa 2012 – 2013.

Niestety nie mam dla Was przykładów biżuterii wykonanej z tym kamykiem, jakoś nigdy nie było mi z nim po drodze, za to poniżej możecie zobaczyć projekt do donuta z pierwszego zdjęcia, może kiedyś doczeka się realizacji.


Na wiedzę o jakich kamyczkach macie chrapkę? Może są jakieś egzemplarze, które Was fascynują i chcielibyście dowiedzieć się o nich czegoś więcej? Dajcie znać w komentarzach!

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Warsztat Jubilera odc. 10 - Właściwości metali, czyli trochę o wygrzewaniu :)

$
0
0
Chętnie napisałabym kilka słów o wygrzewaniu się w promieniach słońca, ale zima wróciła, a słonka brak. Pozostaje mi opowiedzieć o wygrzewaniu metali, czyli podstawowej, ale bardzo istotnej czynności przy pracach jubilerskich. Poruszając ten temat nie mogę ominąć informacji o właściwościach metali, dzięki nim lepiej zrozumiemy, czemu coś się dzieje tak, a nie inaczej, oczywiście tylko w przypadku tego kruszcu :) Zatem usiądźcie wygodnie z kubkiem ulubionego napoju i skorzystajcie z dobrodziejstw WYGRZEWANIA ;P


WŁAŚCIWOŚCI METALI

Na początek powinniśmy przyswoić kilka suchych faktów, trochę właściwości fizycznych i chemicznych metali. Jednak nie musicie się bać, że zawalę Was wzorami i regułkami, sama ich nie lubię i nigdy nie pamiętam, wolę sprawdzać rzeczy doświadczalnie, ale do tego potrzebna jest chociaż minimalna wiedza. Skupię się głównie na trzech metalach stosowanych w biżuterii, bo zapewne niewielu z Was miało styczność z platyną i palladem, nie martwcie się, ja również znam je tylko z teorii :)

Złote zbiory domowe, pochodzące z USA / Turcji / ZSRR / Polski

ZŁOTO (Au)
  • Temperatura topnienia: 1064°C
  • Barwa: żółta / biała / różowa.... wszystko zależy od domieszek w stopie metali :)
  • Białe złoto uzyskuje się po przez dodanie do niego palladu lub niklu, a ilość złota w stopie często określa się jednostką karatów.
  • Najbardziej plastyczne i ciągliwe wśród metali, dlatego jego czystej postaci nie stosuje się do wyrobów jubilerskich (łatwo byłoby je zniszczyć).
  • Można wykonać z niego folię o grubości 0,001 mm! (czyli 0,01 μm - mikrona) dlatego idealnie nadaje się do złocenia płatkowego przedmiotów (niegdyś bardzo popularna technika, stosowana np. do pokrywania  ram obrazów rzeźbionych w drewnie :)
  • Oprócz w biżuterii, złoto możemy odnaleźć w formie : lokat bankowych, w elektronice do pokrywania łączonych elementów, w formie złota listkowego, w branży włókienniczej, w stomatologi (jeśli dobrze pamiętam, to moja babcia miała złoty ząbek :D choć w krajach zachodnich zaniechano już tego rozwiązania), 

Pantofelki - moje najnowsze kolczyki (dostępne tutaj)

SREBRO (Ag)
  • Temperatura topnienia: 962°C
  • Kolor zwany białym :)
  • Srebro łączy się z miedzią, czasem palladem i niklem, aby utwardzić stop.
  • Srebro jest bardzo szeroko stosowane także poza jubilerstwem, na przykład do: produkcji styków i końcówek w technice, azotanem srebra pokrywa się spód luster.
  • Srebro jest mniej plastyczne i ciągliwe niż złoto.
  • I taka srebrna ciekawostka na koniec, największym producentem / wydobywcą srebra jest KGHM Polska Miedź, który uzyskuje srebro przy wydobyciu miedzi :)

PLATYNA (Pt)
  • Temperatura topnienia: 1770°C
  • W biżuterii stosowana od końca XIX w.
  • Rodzina platynowców dzieli się na grupy ze względu na masę kruszcu, do najbardziej znanych należą jeszcze: pallad i rod 
  • PALLAD - temp. topnienia - 1552°C, dodawany do stopów białego złota.
  • ROD - temp. topnienia - 1960°C, jest stosowany jako pokrycie galwaniczne innych metali (rodowanie), metal o białym kolorze, bardzo trwały, twardy i kruchy :)


MIEDŹ (Cu)
  • Temperatura topnienia: 1085°C
  • Czerwonawa, miękka i ciągliwa.
  • Co ciekawe: czyste srebro jest bardziej miękkie niż miedź, natomiast srebro z małą domieszką miedzi staje się twardsze od czystej miedzi.
  • Stopy metali z miedzią: mosiądz (miedź + cynk) i brąz (miedź + cyna - bardzo dobra do odlewana) istnieje także biały mosiądz, zwany u nas białym srebrem lub alpaką, do mosiądzu dodaje się nikiel by go rozbielić.


DOZNANIA EMPIRYCZNE

Nie ma to, jak wypróbować wszystko samodzielnie, bo tak naprawdę do czego przyda nam się powyższa wiedza? Dobrze wiedzieć, w jakich temperaturach topi się dany metal, szczególnie gdy zaczniecie już przetapiać coś samodzielnie :D Będą nam przydatne także przy wygrzewaniu metali. 

Utnijcie sobie dwa druciki i jeden zacznijcie wyginać w różne strony, tak do kąta 90°. Serio, weź ten drucik w łapki, jeśli nie masz jeszcze tej wiedzy i nie przewidujesz zakończenia tego akapitu :P No, więc po iluś zgięciach drucik pęka. Teraz chwyćmy drugi drucik i zegnijmy go w pół, maksymalnie jak się da, by oba końce się połączyły. Drucik się nie złamał, prawda? Jednak gdybyśmy powtórzyli ten proces kilka razy stałoby się to samo. Jeśli nasz niepęknięty drut wygrzejemy w płomieniu palnika (o palnikach możecie poczytać TUTAJ), to metal znów stanie się plastyczny.

Niezależnie czy pracujemy z metalami szlachetnymi czy nieszlachetnymi, mają one wspólną właściwość: pod wpływem działania na metal jego struktura staje się coraz bardziej zbita. W rezultacie kruszec staje się twardszy, a także bardziej kruchy. Porównajmy ten proces do miejskiego autobusu, tak, właśnie do takiego ogórka :D Każdy przystanek i wsiadający ludzie, to uderzenia młotka. W pewnym momencie autobus jest przepełniony a nasza blacha nie wytrzyma więcej uderzeń. A wyżarzanie, to taki najpopularniejszy przystanek, gdzie prawie wszyscy wysiadają i wreszcie można oddychać...i znów jest miejsce na nowych pasażerów. Proces wyżarzania / wygrzewania pozwala na odprężenie materiału, czyli nadanie mu miękkości. Po przez działania na metal rozumiem wszelkiego rodzaju: młotkowanie, wygniatanie, wyginanie, walcowanie etc. Każde uderzenie młotka utwardza materiał, a praca staje się coraz trudniejsza. 

Mam dla Was małą niespodziankę, oto powstał pierwszy filmik z udziałem... moich paluszków i głosu, króciutko o wyżarzaniu na przykładzie czystego srebra :) Dajcie znać, czy podobają się Wam takie filmowe wstawki, czy też wolicie same fotki?



WYGRZEWANIE W KILKU KROKACH

Sam proces wygrzewania jest prosty, nie wolno tylko przesadzić z czasem grzania w przypadku cienkich drucików i blaszek, gdyż łatwo je spalić albo stopić, co pokazałam na poniższych zdjęciach. Zasada jest taka, grzejemy metal równomiernie, aby jego powierzchnia była w miarę jednakowo gorąca we wszystkich miejscach. Krążymy płomieniem nad metalem póki nie uzyska czerwonej barwy, zwanej także wiśniowym żarem (dla mnie osobiście jest to ciemny pomarańcz :) Następnie przedmiot studzimy w wodzie albo od razu wrzucamy do kwasu, aby pozbyć się tlenków. Wszystkie etapy możecie zobaczyć pod tym tekstem, na początek poszła miedź.


Wiem, że punkty 2-4 wyglądają prawie identycznie, ale przyjrzyjcie się barwie miedzi, od błyszczącej, przez sczerniałą (płomień po zetknięciu z blachą przybiera wtedy różne odcienie), po czerwonawo - fioletową. 


Na zdjęciu nr. 5 widać już odpowiedni kolor wyżarzania, natomiast nr. 6 przedstawia metal tuż po zgaszeniu palnika, cały pokryty tlenkami. Gdybyśmy taki metal spróbowali lutować (wpis o LUTOWANIU) nic by z tego nie było, ta czarna warstwa uniemożliwiłaby pracę. Na ostatnim zdjęciu widnieje blacha po ostudzeniu, ale jeszcze przed wykwaszeniem. Czas na pokaz ze sreberkiem, ze względu na niższą temperaturę topnienia łatwiej uszkodzić srebro w trakcie nagrzewania.


W zasadzie przy zdjęciu nr. 3 już powinnam zakończyć wygrzewanie, ale chciałam pokazać Wam co się stanie, gdy przesadzimy z ogniem, na kolejnych trzech fotografiach widać, jak srebro zaczyna się topić i zmieniać z blachy w grudki metalu.


Nikomu nie życzę, aby przez gapiostwo stało mu się coś takiego z istotnym detalem. Czasem granica między temperaturami metalu bywa bardzo cienka i zanim się zorientujemy, już jakiś fragment się nadtopił albo jego powierzchnia stała się szorstka. Co prawda tą właściwość możemy wykorzystać na naszą korzyść. Czasem przed wycięciem detalu z blachy wygrzewam ją na tyle mocno, by uzyskać chropowatą fakturę, która potrafi uatrakcyjnić biżuterię. 


Pisząc powyższy post zauważyłam, że w moim Warsztacie Jubilera nie poruszyłam jeszcze tematu prób i cech probierczych, który jest istotny szczególnie przy sprzedaży i wycenie produktów. Wraz ze zmianą próby potrafią zmienić się także właściwości danego metalu, ale o tym będzie w przyszłych odcinkach.

Mam nadzieję, że ta spora dawka wiedzy będzie dla Was przydatna, a na koniec zostało najważniejsze pytanie:

OBEJRZELIŚCIE FILMIK? 
To dajcie mi znać, jakie macie wrażenia i czy podoba się Wam ta forma przekazywania wiedzy? :D

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

Wybujały minimalizm. To co dziś założymy na ucho?

$
0
0
Czy w ogóle może istnieć coś takiego, jak wybujały minimalizm? Dwa słowa, a jakże pełne sprzeczności, czy zatem biżuteria w tym stylu nie będzie cechowała się też pewnego rodzaju dualizmem? Nietypowo, zaczęłam od pytań, bo sama się zastanawiam jak określić styl kolczyków, które rozpoczęłam tworzyć od grudnia zeszłego roku. Zaczęło się zupełnie przypadkowo, nagle zapragnęłam zrobić kolczyki... do tej pory na swoim koncie miałam bodajże jedną parę wykonaną w technikach jubilerskich. Jakoś nigdy nie było nam po drodze... a tu nagle rach ciach, po jednej parze nastała druga i kolejne...

Anielskie skrzydła - srebro + perły seashell

W PERŁOWYM BLASKU

Nagle, po drodze było mi także z perłami (dla jasności w większości są to perełki seashell, więcej o nich dowiecie się z postu: PERŁY), których sznury i pojedyncze egzemplarze przeleżały nie jeden miesiąc. Pewnym novum jest jeszcze fakt, że wszystkie moje kolczyki, to proste formy, które nadają się do powtórzenia. Co prawda z tą prostotą, zapewne niektórzy będą się kłócić, ja sama również staram się znaleźć inne określenie... 

Subtelność - srebro + perły naturalne hodowane

Większość z kolczyków jest bardzo lekka, ale rekord pobiłam, przy "Subtelności", 8 mini perełek + odrobina srebra = 1.2 g - waga jednego kolczyka. Myślę, że będą idealne gdy tylko pojawią się pierwsze podmuchy wiosny i pozbędziemy się czapek i grubych szalików!

Subtelność - srebro + perły naturalne hodowane

Jako, że perły (szczególnie te wykonane z muszli) nie muszą być tylko białe, od razu rzuciłam się na kilka egzemplarzy o innych odcieniach. Szczególnie uwielbiam te grubiutkie krople o kolorze ciemnego fioletu, opalizujące wieloma innymi odcieniami.

Wieczorne krople - srebro + ametysty + perły seashell

Powyższa para uległa pewnym modyfikacjom na życzenie klientki, i tak z jednej pary zrobiły się dwie, a bigle stały się sztyftami :) Która wersja bardziej Wam się podoba?


Szkoda, że nie miałam więcej tych ciemnych kropli, chętnie jeszcze coś bym z nimi wymyśliła. Jednak obiecałam sobie, że póki nie wykorzystam perełek, które już posiadam, to nowych nie zakupię! Na razie trzymam się twardo!

 Poranne mgły - srebro + perły seashell

Poranne kroplesrebro + perły seashell 

Pewnym modyfikacjom uległy także poniższe kolczyki, kółeczko zostało zastąpione skrzydełkami i takie rozwiązanie lepiej wypada, przynajmniej w moim mniemaniu :) "Wieczorne mgły" przemieniły się w "Skrzydlatych posłańców", a oni niedawno zmienili się w klipsy, również na życzenie klientki :)


A dla tych, którzy nie przepadają za overtonem i orientem (określenia na poblask dawany przez perły) mam coś bez kamykowych dodatków. Połączenie koloru srebra z szarością oksydy. Może kiedyś spróbuje zrobić kolczyki wypolerowane na błysk, czyli będę musiała zdusić w zarodku moje popędy do oksydowania wszystkiego, co wpadnie w me ręce :D

Pantofelki - srebro oksydowane

Papillo - srebro oksydowane 

No i jak, jesteście w stanie powiedzieć jakie są te moje kolczyki? Czy bliżej im do wybujałości czy jednak do minimalizmu? Miło mi będzie, jeśli dacie znać, które najbardziej przypadły Wam do gustu?

 Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************
Viewing all 189 articles
Browse latest View live