Kontynuując recyklingowo - bransoletową sagę prezentuję kolejne twory z tej dziedziny. Tym razem wykorzystałam męski pasek przypadkiem zniszczony przy czynnościach mi nieznanych. W każdym bądź razie część powierzchni była zupełnie zdarta, dzięki czemu wiedziałam już, że jest to pas tkaninowy. Wierzchnia warstwa idealnie nadawała się do barwienia, kolor pozostał intensywny, a dzięki grubszej warstwie farby uzyskałam efekt spękań.
Ostatnio w modzie są wszelkiego rodzaju nity i ćwieki, od płaskich, przez kolczaste, okrągłe, kwadratowe i o wszelkich innych kształtach. Postanowiłam trochę zmodyfikować ten trend i wykonać własne nity przy użyciu lutownicy i cyny. Potrzebowałam do tego trochę czasu i cierpliwości, ale efekt mi odpowiada, biorąc pod uwagę, że mogę układać nity w dowolne wzory.
Co prawda pojawił się pewien "problem" do rozwiązania, nity z zewnątrz super, niestety ich zakończenia od środka mogłyby podrapać rączkę, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przeszukałam zakamarki mojej małej pracowni i dorwałam próbki tkanin obiciowych, w sam raz nadały się na podszycie bransolet. Kolor intensywny burgund + miękka powierzchnia idealnie uzupełniły wygląd całości.
Z szycia nie jestem najlepsza, ale na szczęście pasek posiadał już dziurki, które były mi bardzo pomocne. Na koniec zostawiłam sobie wykonanie metalowych zakończeń oraz haczyka, jest to o wiele lepszy sposób zapinania/rozpinania bransolety niż karabińczyk.
W tytule wspomniałam także o ćwiekach, więc i je Wam pokażę. Moje są półkuliste z mosiądzu oraz alpaki i służą również jako...zapięcie! Za pomocą specjalnego wykrojnika wycięłam z blachy kółeczka i ukształtowałam w półkule, następnie wypolerowałam by nadać im błysku.
Początkowo ćwieki miały być tylko ozdobą, ale w trakcie realizacji projekt uległ lekkiej modyfikacji, dołączyłam długi łańcuszek i w ten sposób ozdoba zyskała na funkcjonalności.
P.S. ...i to nie koniec nitowych tworów, w drodze są kolejne w kolorach wszelkich ;D