Jakieś mam wewnętrzne odczucie, że... od słowa jakieś się zdania nie zaczyna...nie, nie to nie tak miało iść ;) Miało być tak: jakieś mam wewnętrzne odczucie, że troszkę zaniedbuję mój blog. Niby coś tam wrzucam na niego, ale mało to konstruktywne i niewiele ostatnio mojej twórczości nowszej, szczególnie z dziedziny witrażu, fusingu, metaloplastyki... No cóż wstyd się przyznać, ale nic ostatnio nie powstało, chociaż zapewne mam tysiąc rzeczy, których jeszcze Wam nie pokazałam, już trochę mi się to miesza i nie wiem co jest co.
Ostatni tydzień poświęciłam na przygotowania na pewne targi, cóż starania me poszły na marne, czyli nic nie sprzedałam, a za miejsce zapłacić trzeba było. Po kieszeni trochę boli... głowa i gardło też, bo mimo że w pomieszczeniach, to ziąb i przeciąg był. Odwiedzających, jak na lekarstwo, a i target nie ten. Do domu wróciłam ze skwaszoną miną i z lekko podupadłym morale. Nos na kwintę i za dużo myśli w głowie, zbyt jestem czuła na takie małe porażki i zastanawiać się zaczynam nad sensem robienia tego co robię. Dobrze, że moja druga połówka ma mocne nerwy, wycałuje, wy przytula i zmotywuje do dalszego działania.
Co takiego w mej twórczości ostatnio się działo? Głównie barwienie i zalewanie żywicą retro drobiazgów. Około miesiąc temu pytałam Was cóż uczynić z kolorowych ważek, a tymczasem powstało już całe stadko. Kilka sztuk poleciało w różne strony Polski i miejmy nadzieję, że wiosnę przyspieszą :D
Oto i cała rodzinka
Jacyś faworyci w rodzince? :D